Relacja: SoundMeck i Terence Blanchard E-Collective w Centrum Sztuki Mościce (12.11.2016 r., Tarnów)

Za nami dziewiąta edycja Grupa Azoty Jazz Contest. Festiwal zakończyły koncerty gwiazdy głównej całej imprezy oraz ubiegłorocznego laureata konkursu.

Terence Blanchard E-Collective podczas koncertu w Tarnowie

Dziewiąta edycja festiwalu Grupa Azoty Jazz Contest przeszła do historii. Po inauguracyjnym wieczorze sprzed ośmiu dni, kiedy to w murach Teatru im. Ludwika Solskiego wystąpiła Krystyna Stańko i grupa Eskaubei & Tomek Nowak Quartet, oraz koncertach w pobliskich Lusławicach i Wierzchosławicach, których gwiazdą byli między innymi Adam Bałdych i Piotr Baron, przyszedł czas na danie główne. W tym roku organizatorzy imprezy przygotowali niespodziankę nie tylko dla fanów jazzu, ale także amerykańskiego kina. Wszystko dzięki postaci Terence’a Blancharda – czarnoskórego trębacza, który znany jest jako kompozytor muzyki do filmów kultowego już reżysera Spike’a Lee.

Zanim w Centrum Sztuki Mościce zabrzmiały dźwięki mistrza trąbki, na scenie pojawili się: członek jury konkursu, wybitny polski jazzman Joachim Mencel, oraz przewodniczący kapituły, dyrektor festiwalu Piotr Pociask. Panowie wręczyli nagrody i wyróżnienia tegorocznym uczestnikom plebiscytu. Kilka z nich padło łupem lokalnych muzyków, chociażby saksofonisty Roberta Wypaska, który otrzymał tytuł Osobowości Regionu. Co ciekawe, jury nie zdecydowało się przyznać nagrody głównej, czyli Grand Prix konkursu Grupa Azoty Jazz Contest. Pełną listę laureatów publikowałem tutaj.

Wręczenie jednej z nagród 9th Grupa Azoty Jazz Contest

Dobrze, ale co z koncertami? Były – i to jakie!

Terence Blanchard to wybitny trębacz jazzowy, który, co zaznaczyłem już wcześniej, spełnia się także jako twórca muzyki filmowej. Miłośnicy tej formy wyrazu artystycznego, którzy w sobotni wieczór pojawili się w sali koncertowej Centrum Sztuki Mościce, musieli obejść się jednak smakiem. Podczas występu lider oraz towarzyszący mu zespół E-Collective skupili się na zupełnie innym rodzaju brzmienia, a instrument urodzonego w Nowym Orleanie muzyka był tylko elementem większej całości. Zaprezentowane w trakcie koncertu kompozycje w większości pochodziły z wydanego w roku ubiegłym albumu „Breathless”. Podkreślam to „w większości”, ponieważ tarnowianie mieli szczęście usłyszeć dodatkowo jeden zupełnie nowy utwór. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy była to światowa premiera, ale określenie brand new wypowiedziane przez Blancharda wcale nie musiało być słowem rzuconym na wiatr. Jak usłyszeliśmy później, numer nie posiada jeszcze oficjalnego tytułu i nie znalazł się do tej pory na żadnym płytowym wydawnictwie. Bez względu na to, czy grane w ramach koncertu utwory były wcześniej publikowane, czy też nie, każdy z nich posiadał mocno elektryczny posmak, raz po raz przekraczając granicę jazzu. Ogrom dźwięków i różnorodność gatunkowa (od funky, przez fusion, aż po r&b, a nawet soul) mogły przyprawić o niemały zawrót głowy. Muzycy wchodzący w skład E-Collective’u mieli jednak predyspozycje ku takiemu graniu. Sytuacja na scenie rozwijała się w zasadzie z minuty na minutę. Charles Altura ciął melodie na kawałki, wykorzystując do tego swoja gitarę; niezwykle utalentowany Fabian Almazan do energetycznego setu wprowadzał nutę spokoju w postaci fortepianowych partii, by za moment podkręcić śrubę grą na prądowych klawiszach. Wtórował mu w tym również sam Blanchard, który w przerwach od gry na trąbce stawał obok zestawu „mały keyboard + laptop” i nadawał melodiom nieco syntetycznego podźwięku. Hitem koncertu okazała się jednak sekcja rytmiczna. Obdarzony niezwykłym groovem perkusista Oscar Seaton oraz basista David Ginyard Jr. co chwilę, mówiąc kolokwialnie, rozkładali mnie na łopatki. Ich gra – na dużym luzie, ale cały czas pozostająca w ramach wcześniej obranej muzycznej drogi – idealnie wzbogaciła nowoczesną wizję jazzu Blancharda. Bardzo potężny koncert, który spokojnie mógłby stanowić zwieńczenie przyszłorocznej, jubileuszowej edycji Jazz Contestu. Poprzeczka została zawieszona więc wysoko. Nawet bardzo wysoko.

Grupa SoundMeck na festiwalowej scenie

Koncert gwiazdy głównej poprzedzony został występem grupy SoundMeck. Katowicka formacja, której liderką jest wokalistka Sabina Meck, to ubiegłoroczny laureat konkursu Jazz Contest. Dla większości osób zgromadzonych w CSM repertuar SoundMeck był zapewne sporą zagadką. Pozytywne słowa, jakie padły z ust Krzesimira Dębskiego i Dave’a Liebmana, którzy rok temu zasiadali w jury, to jedno, a uniesienie odpowiedzialności i ciężaru, jakie niesie ze sobą Grand Prix tarnowskiej imprezy to drugie. Co więcej, grupa dla festiwalowej publiczności zaprezentowała materiał z debiutanckiej płyty „Eruption”, na której premierę przyjdzie nam jeszcze chwilę poczekać (materiał na przełomie roku ukaże się prawdopodobnie nakładem wydawnictwa Polskiego Radia). Jajko niespodzianka? Trochę tak, nie do końca bowiem wiadomo było czego się spodziewać. Uspokajająco działał z kolei fakt, że SoundMeck, pomimo statusu wciąż młodego zespołu, tworzony jest przez muzyków z doświadczeniem i niezwykłym talentem. Wspomniana już Sabina Meck ma przecież na koncie dobry album solowy (sprawdź recenzję), a perkusista Szymon Madej to członek formacji Vehemence Quartet, która w przeszłości wygrała Jazz Contest. Kontrabasista Adam Tadel (na marginesie – pochodzący z Tarnowa), gitarzysta Łukasz Kokoszko i trębacz Paweł Surman również mieli okazję stać na niejednej scenie. Ich sobotni koncert bez wątpienia mógł się podobać. Należy przede wszystkim zauważyć, że kompozycje, jakie zostały zagrane, wymuszały na muzykach spore zaangażowanie i pełne skupienie. Wielość ozdobników – wokalnych i instrumentalnych – cieszyła ucho, ale stawiała jednocześnie grającym duże wymagania. Fragmenty, w których śpiew połączono z dźwiękiem trąbki, były niemal perfekcyjnie wycyzelowane. Sekcja rytmiczna grała w punkt (co prawda Tadel podobał mi się bardziej, ale poczynania Madeja również nie przeszły bez echa). Porażała wręcz artystyczna świadomość Kokoszki. Gitarzysta doskonale wiedział po co znajduje się na scenie, a dźwięki wydobywające się z jego instrumentu dopełniały całości, dodając jednocześnie nieco drapieżności prezentowanym kompozycjom. Kto nie był, musi uwierzyć na słowo – na płytę „Eruption” warto czekać. Tak samo, jak na przyszłoroczną edycję Jazz Conestu. Skoro takie rzeczy działy się teraz, to co przyniesie jubileusz? (MAK)

*** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.