Krótka piłka #341: Zespół jak rodzina

… i rodzina w roli zespołu.

Barry Gibb „In The Now”
(2016; Columbia Records)
W Krótkiej piłce przeważa dzisiaj wątek rodzinny, dlatego w pierwszej kolejności sięgam po solową płytę Barry’ego Gibbsa – współtwórcę jednej z najpopularniejszych rodzinnych grup muzycznych w historii, czyli Bee Gees. Ostatni żyjący członek kultowego zespołu grającego muzykę pop i disco, zaprezentował właśnie drugi solowy materiał, ale żeby było jak wcześniej, czyli rodzinnie, nagrał ją z synami. Ważne, że ilość panów z nazwiskiem Gibbs pozostała bez zmian. „In The Now” to także pierwsza płyta wokalisty wydana po zamknięciu rozdziału zatytułowanego Bee Gees. Pociągnęło to za sobą zmianę w brzmieniu. Piosenki, jakie Anglik zaproponował słuchaczom, to zestaw spokojnych kompozycji z pograniczna rocka, popu i muzyki country. Szaleństwa na parkiecie, jak przy „Stayin’ Alive”, nie przewiduję. Nie jestem również przekonany, czy „In The Now” poruszy odbiorców w jakikolwiek inny sposób. Dwanaście piosenek (piętnaście w wersji deluxe) to propozycja niskich lotów, niewychodzących ze schematu, który powtarzany jest niemal w każdym z zaprezentowanych numerów. Zdarzają się wyjątki, jak emocjonalna ballada „Star Crossed Lovers” napisana z myślą o żonie lub oparta na dźwiękach fortepianu melancholijna kompozycja „End Of The Rainbow”, jednak to zdecydowanie za mało, aby w stosunku do tego albumu używać pozytywnych epitetów.

Cugowscy „Zaklęty krąg”
(2016; Sony Music)
Cugowscy poszli w ślady Waglewskich i też nagrali wspólną płytę. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Czy impulsem była miłość do muzyki, czy też kasa, tego dociekał nie będę. Skupiam się na zawartości krążka, a ta, ku mojemu zaskoczeniu, okazała się całkiem przyjemna. Piszę o zaskoczeniu, ponieważ do tej pory ani płyty synów, ani ojca (biorę w tym momencie pod uwagę tylko tytuły solowe) nie zrobiły na mnie nawet najmniejszego wrażenia. „Zaklęty krąg” odbieram natomiast jako dobry album. Płyta Cugowskich to solidna dawka klasycznego rocka (bez fajerwerków, bardziej szycie pod dobrze znany schemat, ale to też trzeba umieć), na której nie zabrakło ozdobników w postaci gitarowych momentów odsyłających do hardrockowego brzmienia („Jackie D.”, „Godność”), power metalu (gitara w „Iluzji”) i rhythm’n’bluesa („Mercedes Blue”). Co znamienne, płyta utrzymana jest w przeważającym dynamicznym tonie, obdarzonym rockowym pazurem. Wolniejsze piosenki pojawiają się co prawda w środku tracklisty („Do niej”, „Na czas”), ale dopiero dwa ostatnie utwory – „Znów pora w drogę”, „Spragnieni” – przynoszą naprawdę znaczącą zmianę klimatu. Pierwszy z nich to popis charakterystycznej wokalnej chrypy Krzysztofa Cugowskiego, którego inklinacja do balladowych utworów nie jest żadną nowością. Kończący płytę kawałek „Spragnieni”, w którym wokalny prym wiedzie z kolei Piotr Cugowski, zyskuje dzięki udziałowi gości. Mowa o instrumentalistach z zespołu The Summer String Quartet oraz Michale Urbaniaku, którego solowa partia na skrzypcach elektrycznych wprowadza w finale płyty elementy stylistyki fusion i rockowej psychodelii. Minusy? Ktoś powie, że się powtarzam, że podobnego argumentu użyłem już przy ostatnim studyjnym krążku Braci, ale rzeczywistości nie oszukamy. Singiel radiowy, na który wybrany został utwór tytułowy, wprowadza w błąd potencjalnych nabywców albumu. Piosenka promująca to nagrana pod radio najgorsza z możliwych form ugrzecznionego rocka – bez pazura, z popowym zacięciem i mdłym refrenem. Powielony błąd, a może kalkulowane działanie?

Solange „A Seat At The Table”
(2016; Columbia Records)
Jest mniej popularna, nie spędza połowy życia na tak zwanych ściankach, nie ma bogatego męża z branży muzycznej, nie robi z siebie na każdym kroku gwiazdy, ma zdecydowanie mniejsze ego i ogólnie od zawsze jest w cieniu swojej siostry. Mimo tego Solange Knowles ma coś, o czym Beyonce może pomarzyć – rozgłos tylko (podkreślam – tylko) dzięki artystycznemu poziomowi nagranej płyty. „A Seat At The Table” to trzeci tytuł w dyskografii wokalistki. Album nazwałbym zestawem nienamolnych piosenek, przy czym wciągających i przemawiających do słuchacza. Obcując z kolejnymi utworami, daje się wyczuć, że nie były nagrywane z myślą o komercyjnym sukcesie. O wiele bardziej od dużej sprzedaży liczyła się prawda i płynące prosto z serca emocje. Tych na „A Seat At The Table” jest sporo. Dzięki takiemu obrotowi sprawy, płytę można odbierać nie tylko jako dzieło muzyczne, ale również artystyczną spowiedź autorki. Solange porusza wątki osobiste oraz kwestie tyczące się afroamerykańskiej społeczności. Sięga po tematy trudne, czasami już poruszane, ale prezentowane z nieco innej perspektywy. Przy tym wszystkim nie ocenia i nie daje wytycznych, pozostawiając miejsce dla odbiorców, którzy wnioski powinni wyciągnąć sami. Muzyka soul na wysokim poziomie, której jakość brzmieniowa idzie w parze z wartością liryczną. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.