Kolejny koncertowy wieczór w ramach 30. Tarnowskiej Nagrody Filmowej za nami. Tym razem w Namiocie Festiwalowym zagrały zespoły The Cuts i Sayes.

The Cuts w Namiocie Festiwalowym 30. Tarnowskiej Nagrody Filmowej
Przyznać trzeba, że The Cuts jakiś czas temu zasmucili fanów ogłaszając zawieszenie działalności. Na szczęście to już bardzo stare dzieje. Pilska grupa ma się dobrze, a niedawno zaprezentowała nawet premierową piosenkę, by chwilę później wyruszyć w ogólnopolską trasę koncertową. Jednym z jej ostatnich przystanków był Tarnów. The Cuts w odświeżonej wersji – ponownie z żywymi bębnami i nowym basistą – zaprezentowali się znakomicie. Odejście od elektronicznej perkusji, a tym samym powrót do okresu związanego z debiutanckim albumem „Syreny nad miastem”, sprawiło, że piosenki zespołu emanują teraz większą energią, brzmiąc przy tym bardziej rockowo. The Cuts środowy koncert zaczęli jednak ostrożnie od spokojniejszego numeru „Tik tak”. To była typowa rozgrzewka, przygotowanie gruntu przed tym, co miało nastąpić za chwilę. Seria dobrze znanych utworów (pojawiły się między innymi „Anastazja”, „Internetowy troll”, „Nie czuję nic”, „36,6”, „Pokój na jedną noc”) dała części publiczności impuls do zabawy pod sceną. Na tle starszych kawałków dobrze zabrzmiał premierowy numer „Supernikt”. Piosenka okazała się najlepszym przykładem na pozytywny wydźwięk poszerzenia instrumentarium o perkusję. Nowe brzmienie, a więc 1/3 hasła jakim zespół promował marcowo-kwietniową trasę koncertową, nie było więc tanim chwytem. The Cuts naprawdę brzmią lepiej niż kiedykolwiek, zrywając chyba raz na zawsze z łątką „polskiego Depeche Mode”, jaką kilka lat temu przypięli zespołowi polscy dziennikarze.

Sayes w trakcie koncertu w ramach 30. Tarnowskiej Nagrody Filmowej
Zanim na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru, koncert zagrała lokalna grupa Sayes. Zespół doskonale znany tarnowskim słuchaczom nie tylko z racji pochodzenia, ale także licznych koncertów, jakie muzycy dali już w Tarnowie. Ten wczorajszy odbył się jednak po dłuższej nieobecności w rodzinnych stronach, stąd nawet ja przejawiałem małą ciekawość w stosunku do tego, co zaprezentują młodzi artyści. Stali czytelnicy blogu być może pamiętają relację z Juwenaliów Tarnowskich sprzed kilku lat, w której pojawiło się parę nieprzyjemnych słów o zespole. Nie wypieram się ich, co więcej, na tamten moment nie zmieniłbym swoje wypowiedzi ani o jotę. Sayes przez kilka lat dreptali w miejscu. Po mocnym okresie (między innymi support przed Myslovitz, The Raveonettes oraz występ T-Mobile Nowe Horyzonty) w ich karierze coś stanęło. Pojawiły się roszady w składzie, ale przede wszystkim nie było płyty, którą należało zaoferować słuchaczom. Teraz, jak okazało się przed wczorajszym koncertem, album jest już skończony i czeka na wydanie. Jednak co najważniejsze formacja Sayes zmieniła się muzycznie. Powiększenie instrumentarium o drugą gitarę, wymiana basisty oraz odstawienie na bok klawiszy dały pozytywny rezultat. Koncert pokazał to dobitnie. Tarnowski zespół brzmi ciekawiej – bardziej drapieżnie przy jednoczesnym zachowaniu melodyjności. Zniwelowane zostało w muzyce Sayes pozowanie na wielką festiwalową gwiazdę, które ustąpiło miejsca pracy nad formą i kompozycją poszczególnych piosenek (dwie-trzy z nich prezentują naprawdę międzynarodowy poziom).
Koncert, co zdziwić może kilka osób, podobał mi się do tego stopnia, że na jego koniec miałem ochotę krzyknąć „Zajebiście!”, ale na bis Sayes zaprezentował piosenkę „Salem” – relikt przeszłości, którzy kojarzy się z tą gorszą wersją grupy. Panowie, jeśli przypadkiem będziecie to czytać, apeluję: sentyment sentymentem, ale wykreślcie „Salem” z repertuaru. Utwór doskonale pokazuje, jaki progres poczyniliście na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Ta piosenka może w początkowej fazie Waszej kariery przydała się do zdobycia kilku fanów więcej, ale zmieniając podejście do brzmienia – czym pozytywnie zaskoczyliście podczas środowego występu – nie potrzebujecie już tego muzycznego balastu. Dzisiaj „Salem” to zdecydowanie najgorszy tytuł – muzycznie i tekstowo – z prezentowanego repertuaru, najsłabsze ogniwo, które zwyczajnie trzeba wyeliminować, aby myśleć o postawieniu kolejnego kroku.
Wczorajszy koncert był jednym z kilku, jakie zaplanowane zostały na ten tydzień przez organizatorów 30. Tarnowskiej Nagrody Filmowej. Przypominam, że we wtorek przed tarnowską publiką wystąpiła grupa Mikromusic (relacja), natomiast już dzisiaj na scenie pojawi się zespól Coals. O muzycznych wydarzeniach w ramach festiwalu pisałem tutaj. (MAK)