Podsumowanie minionego roku zaczynam od wyliczenia pięciu najlepszych koncertów, na jakich byłem obecny.
Dzień dobry w Nowym Roku! Oby wszystkim przyniósł on same radosne chwile. Te w zależności od osoby bywają różne. Jedni czują szczęście patrząc na rosnącą liczbę zer na swoich rachunku bankowym, inni cieszą się z sukcesów bliskich. Mojej osobie radość sprawiają różne rzeczy – także koncerty. Jak było pod tym względem w 2015 roku? Oto pierwsza część muzycznego podsumowania ostatnich dwunastu miesięcy.

Pięćdziesięciu jeden wykonawców zobaczonych na żywo (w sumie przekroczona liczba ponad trzystu koncertów w życiu), niewiele mniej wydarzeń muzycznych – zarówno w plenerze, jak i w klubach. Przegląd gatunków – od rocka, przez rap, reggae, różne oblicza jazzu, aż po folkowo-akustyczne i orkiestrowe granie. Uczestnictwo w imprezach masowych typu juwenalia i dni miasta, a także w corocznym festiwalu, pojedynczych koncertach, występach będących częścią większych tras i spotkaniach z muzyką, na których publikę policzyć można było na palcach obu rąk. Jurorowanie w przeglądzie muzycznym młodych talentów (to chyba cenię sobie najbardziej), spotkania ze scenicznymi debiutantami (Up Time Squad, hideaway, Mercurius) oraz weteranami i gwiazdami w swoim fachu (Mark Feldman, Mike Stern, Krzysztof Ścierański, Dave Liebman, Nowe Sytuacje). Wreszcie spełnianie marzeń – zobaczenie i posłuchanie na żywo Ireny Santor, Włodzimierza Nahornego i Toma Kennedy’ego. Wreszcie autograf Dennisa Chambersa na płycie „HBC” (zaliczanej do mojego top10 ever), którą już wcześniej podpisał Scott Henderson, a do pełni szczęścia brakuje tylko parafki Jeffa Berlina (kto wie, może kiedyś się uda?).
Rok pod względem koncertów udany, pomimo tego, że kolejny raz ograniczyłem się do miejscowości, w której mieszkam. Jechać dwanaście godzin do Gdyni na Open’era? Nie, dziękuję, postoję na tarnowskim Rynku lub posiedzę w Piwnicach TCK. Kendrika Lamara czy Coldplay wprawdzie nie widziałem, ale tutaj też odbywają się dobre występy. Pięć, moim zdaniem, najlepszych z 2015 roku prezentuję poniżej.

Krzysztof Herdzin, orkiestra Sinfonia Viva oraz soliści – Janusz Radek i Natalia Grosiak (foto: screen z filmu umieszczonego na YouTube.com)
1. Seweryn Krajewski filmowo by… Krzysztof Herdzin & Sinfonia Viva i soliści (Natalia Grosiak, Ola Bieńkowska, Janusz Radek) na Rynku w Tarnowie (25.04.2015 r.)
Opuszczając po tym koncercie tarnowski Rynek, idąc w ciepły kwietniowy wieczór przez puste ulice miasta myślałem, jak dobrze było usłyszeć na żywo materiał zawarty na płycie, która dość często gości w moim odtwarzaczu. To była autentyczna radość z możliwości obcowania z tymi dźwiękami w sytuacji koncertowej. Motywy muzyczne autorstwa Seweryna Krajewskiego, które na przestrzeni lat wykorzystywane były w filmach i serialach, to kawał historii polskiej muzyki i kina zarazem. Brzmienie, które niczym najtrwalszy klej spaja ze sobą konkretny obraz, elementy, które niemal automatycznie łączymy w myślach. „Pierwszy bal Nataszy” z „Wojny i pokoju”, „Próba samobójstwa” z „Kochanków mojej mamy” czy niezapomniane „Uciekaj moje serce” z serialu „Jan Serce” – to tylko pierwsze z brzegu przykłady, które już w wersji oryginalnej miały w sobie magię. Muzyka Krajewskiego w aranżacji Herdzina nabiera dodatkowego smaczku, a przełożenie jej na język orkiestry dodaje głębi i podkreśla wyjątkowość dźwiękowych fraz oraz wielkość samego kompozytora. [Sprawdź relację oraz wideo]

Kołakowski/Wykpisz/Korelus feat. Dave Liebman w Piwnicach TCK (foto: MAK/axunarts.pl)
2. Kołakowski/Wykpisz/Korelus feat. David Liebman w Piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury (9.11.2015 r.)
Kiedy koncert gra taka postać jak David Liebman o poziom można być raczej spokojnym. Potwierdził to listopadowy występ w Piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury. Amerykański mistrz saksofonu towarzyszył na scenie polskiemu trio Kołakowski/Wykpisz/Korelus. Panowie zagrali „Sześciu Małych Utworów Fortepianowych op. 19” Arnolda Schöenberga. Interpretacja Polaków i Amerykanina była – przynajmniej dla mnie – nieco żwawsze, ale jednocześnie bardziej wymagające w odbiorze. Powodów takiej sytuacji szukałbym po stronie Liebmana. Muzyk ten postawił bowiem swoim młodszym kolegom spore wymagania. Jego melodyjne wycieczki w stronę improwizacji zmuszały raz po raz do maksymalnego skupienia. Zauważyć również trzeba, że Liebman rozkręcał się z każdą minutą. Początkowo niemrawy, okazał się artystą niezwykle charyzmatycznym, dobrze czytającym sytuację sceniczną, potrafiącym z saksofonu wydobyć naprawdę magiczne melodie. [Sprawdź relację i wideo]

Zespół MA podczas festiwalu Był Sobie Blues (foto: MAK/axunarts.pl)
3. MA na Rynku w Tarnowie (14.08.2015 r.)
Formacja MA powstała na fundamentach nieistniejącej już Big Fat Mamy. Zespół kontynuuje ideę grania „protoplasty”. Dla mnie – najlepszy muzyczny akcent dziesiątej edycji festiwalu Był Sobie Blues. Pod względem muzycznym MA prezentuje złagodzoną, mniej funkową, ale kładącą nacisk na psychodeliczną wizję dźwiękowego świata. Przedstawione podczas sierpniowego występu utwory oscylowały wokół muzyki soul, funk i psychodelicznego rocka. Zdarzył się nawet moment z rytmem reggae. Wszystko doprawione szczyptą elektroniki. Zdecydowanie najmniej bluesowy koncert spośród bluesowych spotkań na Rynku. [Sprawdź wideo z tego koncertu oraz relację z całego festiwalu Był Sobie blues 2015]

Irena Santor w CSM (foto: MAK/axunarts.pl; tak – zdjęcie robione kalkulatorem)
4. Irena Santor w Centrum Sztuki Mościce (16.04.2015 r.)
Kwietniowy występ Ireny Santor w Centrum Sztuki Mościce potwierdził, że tytuł Pierwszej Damy Polskiej Piosenki należy się jej jak nikomu innemu. Słowa Stefana Rachonia, szefa Orkiestry Polskiego Radia, iż „głos piosenkarza jest jak instrument – może to być zwykły egzemplarz, a może i Stradivarius, a głos Ireny Santor to właśnie Stradivarius” są wciąż aktualne. Quasi-zawodowo: istotne wydarzenie koncertowe. Prywatnie – bardzo ważna chwila w moim życiu. [Sprawdź relację]

Ørganek w Piwnicach TCK (foto: MAK/axunarts.pl)
5. Ørganek w Piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury (20.11.2015 r.)
Ogranek chociaż przyjechał do Tarnowa zaprezentować piosenki z płyty „Głupi”, nie zagrał ich w identycznej formie, w jakiej znalazły się one na krążku. Było zdecydowanie głośniej, ciężej i bardziej dynamicznie. Sam album w studyjnej odsłonie miał duży potencjał na materiał koncertowy. Występ live potwierdził tę tezę. Teoretycznie nie powinna być to dla mnie niespodzianka – już wcześniej czytałem relacje z występów zespołu, w których pojawiały się uwagi o zwiększonych pokładach muzycznej energii. [Sprawdź relację i wideo] (MAK)
- Podsumowanie 2015 roku:
- Najlepsze koncerty(w Tarnowie)
- Najlepsze płyty koncertowe (Polska i zagranica)
- Najlepsze polskie płyty z poezją
- Najlepsze utwory (Polska i zagranica)
- Najlepsze płyty z coverami (Polska i zagranica)
- Najlepsze polskie epki
- Najlepsze zagraniczne epki
- Najlepsze polskie płyty
- Najlepsze zagraniczne płyty