Krótka piłka #299: Grudniowe nadrabianie zaległości (II)

Tydzień temu rozpocząłem coroczną akcję grudniowego nadrabiania muzycznych zaległości. Dzisiaj jej druga część.

Dominik Strycharski Core 6 „Czôczkò”
(2015; For Tune)
Bez owijania w bawełnę napiszę, że zielona seria wydawnictwa For Tune (czyli ta skupiona na muzyce etno) nie jest mi najbliższą. Na szczęście nie wszystkie zielone płyty hołdują ortodoksyjnej ludowości. Zdarzają się również ciekawe tytuły nawiązujące do jazzu i muzyki improwizowanej, dla których szeroko pojmowany folk jest tylko punktem odniesienia. Tak samo jest z projektem Dominika Strycharskiego i płytą „Czôczkò”. Flecista na albumie tym wywołuje do tablicy melodie z Kaszub. Przez niecałe czterdzieści minut prowadzi z nimi jazzowy dialog – raz pozostając wiernym wyłącznie mowie instrumentów dętych (flet plus klarnecista Wacław Zimpel), raz pozwalając dojść do głosu podwójnej sekcji rytmicznej (dwa kontrabasy, dwie perkusje). Zastosowanie podwójnej mocy rytmicznego uderzenia nieco hiperbolizuje niektóre elementy ludowości w muzyce, jednocześnie dodaje ekspresji i atrakcyjności całemu produktowi, jakim jest płyta.

Jack Pack „Jack Pack”
(2015; Syco Music)
Jack Pack nie jest wbrew pozorom wokalistą o anglojęzycznym odpowiedniku imienia Jacek. Jack Pack to czteroosobowa grupa wokalna z Wielkiej Brytanii, uczestnicy jednej z tamtejszych edycji programu „X-Factor”. Panowie zadebiutowali w tym roku płytą, na której zaprezentowali własne interpretacje muzycznych klasyków – od The Doors, przez Franka Sinatrę, aż po Lorraine Ellison. Zmierzenie się z takimi tytułami jak „Light My Fire”, „My Way” i „Stay With Me Baby” skończyło się dla nich w różnoraki sposób. Swingowa wersja piosenki nagranej pierwotnie przez The Doors okazuje się całkiem interesująca, jednak na kultowy numer Sinatry nie było chyba lepszego pomysłu niż odegranie go niemal jeden do jednego. Zespół widać bał się podjąć większe ryzyko i postawić nie nieco inną, może bardziej innowacyjną wersję (z drugiej strony: czasami klasyków nie warto w ogóle ruszać). Niemniej szkoda kilku niewykorzystanych szans, ponieważ czwórka wokalistów (dodajmy: całkiem porządnych) ma na tej płycie wsparcie ponad siedemdziesięcioosobowej orkiestry. To ważne, że album z takim repertuarem nagrany został właśnie w towarzystwie orkiestry, a nie przy użyciu bezdusznego komputera. Udział żywych muzyków nie dość, że oddaje ducha czasów oryginalnych nagrań, to dodatkowo jest największym atutem krążka. Bez wyrzutów sumienia daję „trzy z plusem”, jednocześnie stawiając pytania: na jak długo taka stylistyka pozwoli istnieć zespołowi Jack Pack w muzycznej przestrzeni? Jak długo słuchacze będą chcieli otrzymywać interpretacje zamiast premierowych nagrań? I wreszcie: czy w pełni autorski repertuar utrzymany w tożsamej stylistyce da ten same efekt? To wszystko melodia przyszłości, z którą czwórce Brytyjczyków przyjdzie zmierzyć się jednak wcześniej niż sami przypuszczają.

Sara Bareilles „What’s Inside: Songs From Waitress”
(2015; Epic Records)
Sprawa wygląda tak: jedna z większych współczesnych gwiazd pop-rocka z USA, Sara Bareilles, oglądnęła kiedyś film „Kelnerka” (nie wiem czy dobry, nie widziałem), który ponoć się jej spodobał. Na kinowej wersji, jak to w Ameryce bywa, się nie skończyło. Ktoś bowiem wpadł na pomysł, aby z „Waitress” zrobić musical. Bareilles poproszono o napisanie muzyki do przedstawienia, a ta się zgodziła. Tak też powstała płyta „What’s Inside: Songs From Waitress”. Płyta ciekawa, dopracowania muzycznie, wciągająca od pierwszych taktów, mało radiowa, chociaż kilka piosenek posiada potencjał na przebój (m.in. „I Don’t Plan It”). Jak na ścieżkę do musicalu przystało, sporo tutaj melodii charakterystycznych dla tego gatunku scenicznego (by wymienić tylko „Lulu’s Pie Song”, „Never Ever Getting Rid of Me” i „Opening Up”). Dodatkowo „You Matter To Me” i „Bad Idea” z gościnnym udziałem Jasona Mraza oparte zostały na motywie dialogu, a więc jednym z elementów musicalowego przedstawienia. Bez względu na to czy macie w planach obejrzeć broadwayowskie przedstawienie, czy znacie filmowy pierwowzór, piosenki z „What’s Inside…” brzmią na tyle dobrze, że warto poświęcić im kilkadziesiąt minut życia.

Headlinerz „Headbangerz”
(2015; wydanie własne)
Rzeszowski projekt celujący w nowoczesne brzmienia i modę na elektroniczne podkłady w rapie. StachuStah, Kaiteu i Gazza w takim klimacie czują się dość dobrze, dlatego sięgają po niego bez obaw. Tak zwany swag jest tutaj stuprocentowy, niepozowany i nieprzekłamany. Jeśli każdy z nich miałby pierścień z konkretną właściwością, dysponowałby innymi mocami: silną stroną StachuStaha byłoby wyczucie melodii, Kaiteu swojej przewagi szukałby na płaszczyźnie flow i składania wersów, a handicapem Gazzy byłaby nutka bezczelności i pewność siebie. Po połączeniu, niczym kreskówkowy Kapitan Planeta, wyłoniłby się projekt Headlinerz. Mixtape „Headbangerz” pokazuje, że w Polsce można robić rap na niezłym poziomie, nawet jeśli jest on ślepo zapatrzony w amerykańskie wzorce. Trochę szkoda, że panowie nie pokusili się o nagranie większej ilości utworów, bowiem tracklista uzupełniana jest solowymi numerami Stacha, co sprawia, że rzeszowska grupa staje się w pewnym momencie przedstawieniem jednego aktora. Mimo wszystko „czwórka”, bo takich rzeczy chce się po prostu słuchać.

Dawid Podsiadło „Annoyance and Dissapointment”
(2015; Sony Music)
Druga solowa płyta jednego z największych objawień polskiej sceny muzycznej ostatnich lat. Materiał, który miał udowodnić lub obalić tezę o dużym talencie wokalisty. Według mnie mamy do czynienia z kolejnym pozytywnym działaniem w karierze Podsiadły. Dawid śpiewa dobrze, to wiemy wszyscy. Ponadto ma muzyczny gust, który potrafi przełożyć na selekcję dźwięków, jakie później pojawiają się na płycie. Z nowego krążka w zasadzie moglibyśmy odpuścić tylko polskojęzyczne piosenki. Tak, sam dziwię się, że to piszę, ale to jeden z tych nielicznych momentów, w których nie mam nic przeciwko śpiewaniu po angielsku. Podsiadle ewidentnie nie leży nasza składnia i akcentowanie (przykład piosenki „Bela”, która kaleczy moje uszy). Utwory z polskimi tekstami brzmią w wykonaniu wokalisty nieco gorzej, brak im płynności, wydaje się jakby robione były na siłę – tylko po to, aby krajowe rozgłośnie radiowe miały co puszczać w tzw. prime time’ie. Od trony muzycznej płyta Podsiadły to pop z elementami soulu i soft rocka. Wygląda mało zachęcająco, brzmi za to naprawdę dobrze. Szczególnie podobać powinny się piosenki z bardziej surowymi melodiami, zbudowane na nieco innej zasadzie niż chociażby w przypadku pierwszej solowej płyty. Ukłon w tym miejscu należy się przede wszystkim Bogdanowi Kondrackiemu, który w większości (wspólnie z Dawidem Podsiadło) odpowiada za produkcję albumu. Krążek, którego nie powinniśmy się wstydzić. Produkt na eksport? A czemu nie.

Podulka „Nie przeszkadzać”
(2015; Sony Music)
Marta Podulka, pierwotnie związana z MyMusic, swój pierwszy solowy album wydała w barwach Sony Music. W związku z tym płyta sygnowana jest wyłącznie nazwiskiem piosenkarki, a wśród jedenastu piosenek, jakie się na niej znalazły, próżno szukać utworów „Cisza niech odejdzie” i „Nieokdryty ląd”, które jakiś czas temu zwiastowały autorski materiał. Koniec końców Podulka prezentuje zupełnie nowe piosenki i za to plus. Jednak na tym kończą się pozytywy. Muzycznie krążek ten to kompletne dno. Dawno nie byłem tak bezpośredni w swoich ocenach, ale słuchając „Nie przeszkadzać” w głębi duszy pragnę, aby ktoś mi w tym przeszkodził. Niech ktoś zadzwoni, przyśle esemesa. Ba, może być nawet wiadomość od operatora z kolejną ofertą nowego abonamentu – cokolwiek, byleby tylko przerwać tę dziwną sytuację,w jakiej się znalazłem. Słuchanie tych piosenek to istna katorga dla uszu i duszy. „Impuls” miał być w zamierzeniu zapewne czymś na wzór utworu folk/country, wyszło pop/disco idealne na dożynki; w przypadku numeru tytułowego producentowi pomysł na muzykę skończył się chyba na stworzeniu dwóch loopów; „Zimowa” i „Nie ma nas” brzmią niczym typowe propozycje na eurowizyjny konkurs piosenki (kto wie, być może Podulka celuje w ten target?), a wzorowane na zachodnich popowych hitach „Jestem na szczycie” po kilkunastu sekundach przyprawia o mdłości (aranżacyjnie piosenka nie osiągnęła nawet w połowie poziomu światowego standardu). Po takich wątpliwych muzycznych arcydziełach płycie Marty Podulki pozostaje powiedzieć tylko „Żegnam”, co idealnie zgrywa się z kończącym album utworem pod tym samym tytułem. Nie polecam – nawet jednej sekundy. Jednocześnie żal mi samej piosenkarki, której kibicowałem kilka lat temu w jednym z telewizyjnych talent show. Kolejny przykład Ali Janosz czy świadomy wybór muzycznej drogi? Oby opcja numer jeden, bowiem tylko ona daje nadzieję, że Podulka nagra jeszcze coś wartościowego.

Miles Davis „Miles Davis At Newport: 1955-1975. The Bootleg Series Vol. 4”
(2015; Columbia Records/Legacy)
Zestaw, który w zasadzie trudno poddawać krytyce i jakiejkolwiek ocenie. Miles Davis był geniuszem, wiedzą to wszyscy. Jego koncerty równały się ponoć z obrzędami sakralnymi religii zwanej jazzem. Moje pokolenie może tylko żałować, że nie dane było mu zobaczyć i posłuchać Mistrza na żywo. Pozostają nagrania wideo i audio zarejestrowane podczas koncertów. Taką niezwykle cenną namiastką Milesa Davisa w wersji live jest wydany w tym roku zestaw „Miles Davis At Newport”. Na ten niezwykły projekt złożyły się cztery płyty z prawie pięcioma godzinami jazzu na najwyższym poziomie. Gratką dla melomanów i koneserów będzie na pewno fakt, że zestaw ten zawiera sporo niepublikowanych dotąd fragmentów koncertów. Box ten to również przekrój dwudziestu lat działalności Davisa (między 1955 a 1975 rokiem). Doskonały przykład na rozwój talentu muzyka – od czasu jego pierwszego koncertu na Newport Jazz Festiwalu w 1955 do występu w nowojorskim Lincoln Center dwie dekady później. Zbiór tego, co w jazzie najlepsze. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.