Cofamy się o prawie pięć dekad, aby posłuchać jednej z piosenek z pierwszego studyjnego krążka grupy The Velvet Underground.

W maju tego roku na stronie internetowej magazynu „Uncut” opublikowana została lista stu najlepszych debiutanckich płyt w historii muzyki rozrywkowej (link do niej wrzuciłem wczoraj wieczorem na axunartsowy profil na Facebooku). W zestawieniu, a w zasadzie jego przedruku z jednego z papierowych numerów czasopisma z 2006 roku, uwzględniono płyty wydane pomiędzy 1956 a 2006 rokiem. Do wyznaczenia takich dat granicznych dziennikarzy angielskiego pisma skłonił fakt ukazania się wówczas debiutanckich albumów Elvisa Presleya („Elvis Presley”), który miał zmienić oblicze rock’n’rolla i zespołu Arctic Monkeys („Whatever People Say I Am, That’s What I’m Not”), który może pochwalić się najszybciej sprzedającą się płytą w historii Wielkiej Brytanii. Na liście nie zabrakło krążków nagranych przez wykonawców dawnych (Vashti Bunyan, Led Zeppelin, Tom Petty & The Heartbreakers, Bob Dylan), debiutujących w przełomowym dla muzyki okresie lat 80. i 90. (Beastie Boys, Oasis, Foo Fighters, De La Soul), a także tych, którzy swoje pierwsze albumy zaprezentowali już w XXI wieku (Franz Ferdinand, Arcade Fire). Na pierwszym miejscu zestawienia znalazła się imienna płyta projektu The Velvet Underground & Nico.

The Velvet Underground & Nico (foto: facebook.com/TheVelvetUnderground)
Płytę „The Velvet Underground & Nico” traktować należy jako pierwszy studyjny album amerykańskiego zespołu The Velvet Underground. Materiał nagrany został wspólnie z wokalistką Nico – jedną z muz Andy’ego Warhola (pomimo współpracy z Niemką, główne partie wokalne w większości utworów i tak nagrał lider zespołu Lou Reed). Materiał, jaki znalazł się ostatecznie na wspomnianej płycie, zarejestrowany został podczas trasy promującej projekt artystyczny Warhola „Exploding Plastic Inevitable”. Utwory muzyczne z „The Velvet Underground & Nico” okazały się nieść ze sobą nieco za duży ciężar gatunkowy. Rok 1967, a więc czas, w którym album trafił do słuchaczy, nie był chyba odpowiedni na taką muzykę. I nie chodzi mi wcale o brzmienie (psychodeliczny rock rozwijał się wówczas w USA w najlepsze), ani też tematykę piosenek (narkomania, prostytucja czy dewiacje seksualne nie były niczym dziwnym – nawet jak na dość pruderyjne w tamtym czasie Stany Zjednoczone). Odbiorców przeraziła raczej intensywność, z jaką w tym przypadku mieli do czynienia.
Wracając jeszcze na chwilę do wokalistki. Christa Päffgen, bo tak naprawdę nazywała się Nico, zmarła w 1988 roku na atak serca. Miała 49 lat. Pozostawiła po sobie sześć solowych płyt muzycznych (własnym krążkiem debiutowała kilka miesięcy po ukazaniu się płyty grupy The Velvet Underground) oraz sporo mniej lub bardziej znaczących ról filmowych, jak np. te w „La Dolce Vita” Felliniego czy „Voyage au jardin des morts” Philippe Garrela. Jej postać pojawiała się w najsłynniejszych magazynach mody, jak chociażby „Vogue” i „Elle”. Twarz Nico ujrzymy również na okładce płyty „Moon Beams”, jaką w 1962 roku nagrał jazzman Bill Evans.
Nieoceniony wkład w powstanie albumu miał również wymieniany już wcześniej słynny artysta Andy Warhol, który jest nie tylko autorem okładki (charakterystyczny banan na stałe wpisał się przecież w historię nie tylko popkultury, ale całej sztuki), ale został również wymieniony jako jeden z producentów materiału muzycznego.
Dziennikarze „Uncut” za najlepszy utwór na płycie uznali „Heroin”. Tę piosenkę przypominam zatem w dzisiejszej odsłonie cyklu Gold Song. (MAK)