[Podsumowanie 2014 roku] Najlepsze polskie płyty

Ostatnią część muzycznego podsumowania 2014 roku stanowi lista dziesięciu najlepszych polskich płyt. Lista – trzeba dodać – którą mniej więcej od miejsca czwartego w dół ułożyć było niezwykle trudno.

10.Michał Milczarek Trio „Squirrels And Butterflies” (Akademia Rocka)
Pierwsza studyjna płyta MM3 to, podobnie jak wydana dwa lata temu epka, zestaw w pełni instrumentalny. Co nam jednak po słowach, które w tym wypadku byłyby jedynie elementem niepotrzebnie odciągającym uwagę od zaprezentowanej muzyki? Otwierający całość „Thuan Has Never Seen Shanghai” rozpoczyna się wprawdzie dość wolno i sennie, ale to tylko zmyłka zaserwowana nam przez autorów. Już po chwili utwór przybiera nowego kształtu – pełnego energii i odwołań do fusion. (cała recenzja)

9.G.A.R.S. „Gdy Agresja Rodzi Spokój” (Bajkonur Records)
Garsi postawili na brzmienie „na żywo”. Zaszyci w kaszubskiej głuszy hałasowali do woli, strasząc okoliczną zwierzynę, ale taka jest cena za nagranie dobrego krążka. Dzięki zastosowaniu techniki zapisu dźwięków na analogowej taśmie, grupa zarchiwizowała to, co do tej pory dostępne było wyłącznie na koncertach: prawdziwy brud brzmienia, punkową żywiołowość i hardrockową ciężkość. (cała recenzja)

8.Palmer Eldritch & Justyna Sylwia „Night and Day” (Skwer)
W porównaniu do poprzedniej wspólnej płyty, w przypadku „Night and Day” dostrzec można większą producencką dojrzałość duetu. „Back to White”, pomimo ogólnego dobrego wrażenia, było materiałem mocniej akcentującym wkład panów z Palmer Eldritch. Wokal Justyny, który barwą pasował przecież do muzycznej otoczki (czytałem o porównaniach do Lany Del Rey, ale ja – jeśli już trzeba zastosować zestawienie z większymi nazwiskami – wolałbym łączyć ją z The Living Jarboe), spychany był niejako ma drugi plan. Na „Night and Day” współgra on z warstwą brzmieniową, sprawiając tym samym, że wokalistka staje się pełnoprawną członkinią tej kolaboracji, a nie tylko dodatkiem. (cała recenzja)

7.Lena Romul „Pegaz” (Captain Earth)
„Pegaz” to w sumie tylko osiem utworów. Owszem, człowiek chciałby więcej, jednak z drugiej strony, kiedy przesłuchamy album w skupieniu, okazuje się, że zestaw jest „pełny” i odjęcie lub dodanie do niego jednej-dwóch piosenek mogłoby zburzyć swego rodzaju harmonię, jaka została wytworzona. Kompozycji zawartych na płycie nie zaliczymy do grona przebojowych. „Pegaz” jest materiałem spokojnym, sprawiającym wrażenie niewymuszonego, będącym dobrym tłem dla codziennych czynności, ale nadającym się jednocześnie do bardziej szczegółowego posłuchania i przegryzienia się przez kolejne warstwy i metafory. (cała recenzja)

6.Pianohooligan „15 Studies for the Oberek” (Decca Classics)
Pianohooligan (właściwie Piotr Orzechowski) zaskakuje po raz drugi. Po kapitalnym debiutanckim solowym krążku będącym hołdem złożonym mistrzowi Pendereckiemu, tym razem jeden z najzdolniejszych polskich pianistów sięga po tradycyjnego oberka, którego motyw przetwarza na pięć sposobów – każdy w trzech „Studiach”. W sumie słuchacze dostają prawie godzinną dawkę muzyki złożoną z piętnastu krótkich solowych partii fortepianowych, będących hybrydą muzyki ludowej i współczesnego jej odczytania przy pomocy biało-czarnej klawiatury. Każda część zwraca uwagę na inny aspekt tańca i jego melodii (m.in. na napięcie i rytm), dzięki czemu odbiorca – nawet ten, dla którego oberek jest rzeczą zupełnie nieznaną – otrzymuje szerokie spektrum możliwości interpretacji, odbioru i przyswojenia tematyki przewodniej płyty. „15 Studies…” to na pewno materiał nienależący do grupy łatwych, miłych i przyjemnych. Specyfika tego krążka sprawia, że nie znajdzie on szerokiego grona odbiorców. To bardziej płyta dla tych, którzy cenią formę rozrywki odmienną od tej, jaką prezentują media masowe, doceniając przy tym kunszt, pomysł oraz szerokie horyzonty wykonawcy.

5.Chonabibe „Migracje” (UrbanRec)
Są płyty, co do których masz dobre przeczucia i czekasz na nie z wypiekami na twarzy. Są płyty, które skreślasz niemal od razu po pojawieniu się pierwszych zapowiedzi/singli/teledysków. Są także płyty, w stosunku do których nie masz żadnych przeczuć – ani specjalnie na nie nie czekasz, ani nie przejawiasz do nich ambiwalentnego stosunku. Przyznam szczerze, że krążek Chonabibe wywoływał u mnie taki obojętny stan. Na szczęście (moje oczywiście!) po premierze album wylądował w odtwarzaczu. Rezultat: sama radość na twarzy i pewność, że do płyty powracać będę dość często. (cała recenzja)

4.Pablopavo „Tylko” (Karrot Kommando)
Lider Vavamuffin w solowych odsłonach nigdy nie był chłopczykiem śpiewającym wesołe piosenki. Tym razem przeszedł jednak samego siebie. „Tylko” to płyta brudna brzmieniowo i chropowata tekstowo. Smutki, choroby, przegrane, twarde realia. Tylko i aż życie. Pablopavo nie przeinacza i nie patrzy tutaj na świat przez różowe okulary. Swoim charakterystycznym głosem, niczym stary gawędziarz, opowiada historie pełne niepokoju, przy których nikt z nas nie będzie się bawił.

3.Wojtek Mazolewski Quintet „Polka” (Agora)
Wojtek Mazolewski jest liderem z prawdziwego zdarzenia. Kreuje muzyczną sytuację, ale nie stawia siebie na pierwszym planie. Chociaż to jego nazwisko widnieje w nazwie kwintetu, nie pozwala na to, aby ktoś z członków zespołu został pominięty. Tutaj każdy ma swoje przysłowiowe pięć minut. Sekcja dęta (trąbka, saksofon) dominuje przez większość czasu, a perkusja i klawisze wskazują brzmieniową drogę, którą podążać ma reszta. „Polka” to płyta przypominająca po trosze debiutancki materiał (spokojny, bardziej wyważony) i po trosze płytę „Wojtek w Czechosłowacji” – pełną słonecznego vibe’u i letniej energii. Trzecia pozycja w dorobku zespołu to wypadkowa tych stylistyk, dobrze zagrana zarówno w przypadku utworów autorskich, jak i coverów (tych na płycie znajdziemy trzy). „Polka” to także swego rodzaju wycieczka trupy Mazolewskiego po różnych miejscach rozrzuconych po całym świecie: od rodzinnego Gdańska, przez Rzym i Paryż, aż po daleki Bangkok. Muzyczne impresje są przykładem wspomnień, ale i nutowym zapisem dziennika podróży pełnego fraz, których nie powstydziłby się nawet Evelyn Waugh i Ryszard Kapuściński.

2.Jazzpospolita „Jazzpo!” (Postpost)
W przypadku nowej płyty, podobnie zresztą jak przy okazji wcześniejszych pozycji w dyskografii zespołu, jazz jest tylko fundamentem i punktem wyjścia do późniejszych muzycznych wariactw, poszukiwań i przekraczań granic. Jazzpospolita już dawno przestała być postrzegana – przynajmniej przeze mnie – jako typowy kwartet grający jazz. Energia, jaka emanuje z niektórych nagrań, równa jest wielu kompozycjom znanym ze sceny rockowej. Doskonale oddają to koncerty, które niejednokrotnie porywają publikę (sprawdź relację z występu grupy z 2012 roku). „Jazzpo!” nie przynosi w tej kwestii rewolucji – i bardzo dobrze! „Balkony”, kompozycja numer jeden na nowej płycie, to przykład na powyższe słowa. Typowa muzyczna wizytówka Jazzpospolitej poruszająca się pomiędzy jazzowymi układami dźwięków i post-rockowymi wycieczkami w partiach gitarowych. (cała recenzja)

1.Artur Rojek „Składam się z ciągłych powtórzeń” (Kayax)
Polska muzyka ma nowego króla i jest nim Artur Rojek. Król Artur. „Składam się z ciągłych powtórzeń” to zdecydowanie najlepsza tegoroczna płyta, jaka ukazała się na krajowym rynku. Odejście Rojka z Myslovitz było dla mnie niemiłym zaskoczeniem, ale teraz już wszystko rozumiem. Muzyk chciał postawić na rozwój i odkrywanie nowych horyzontów, a można był to tylko osiągnąć poprzez nagranie w pełni autorskiego materiału. Rojek odsłania się przed słuchaczem. Ujawnia lęki, pragnienia, myśli nad wariantami swoje życia, które mogło zakończyć się o wiele za wcześnie („Lato 76″). W tekstach raz po raz powraca tematyka rozstania, porzucenia, odejścia, trzymania świata na dystans, a nawet lekkiej bojaźni przed nim („Beksa”). Przy tym wszystkim zostawione zostaje jednak miejsce (małe, ale jest!) na optymizm i pewne stałe rzeczy, które niczym latanie morskie są dla Rojka punktami odniesienia, bez których nie wyobraża on sobie życia („Jedno wiem na pewno: nie chciałbym bez ciebie żyć”). Ex-wokalista Myslovitz, co było do przewidzenia, odbił w rockowe brzmienia oparte na syntezatorach. Niby znak czasów, ale tak naprawdę w przypadku „Składam się…” nie można się do niczego przyczepić. Nie doszukałem się ani jednej zbędnej lub ponadprogramowej nuty, czegoś, co zakłócałoby odbiór dziesięciu piosenek przygotowanych przez dyrektora OFF Festivalu. Plus dla Rojka również za brak kalkulacji. Nagrywać taką płytę przed wakacjami? Przecież w lecie mało kto chce słuchać smutnych piosenek. (MAK)

Jedna uwaga do wpisu “[Podsumowanie 2014 roku] Najlepsze polskie płyty

  1. moje top10:
    1. Gaba Kulka – „The Escapist”
    2. DagaDana – „List do Ciebie”
    3. Organek – „Głupi”
    4. Rojek – „Składam się…”
    5. Pustki – „Safari”
    6. Voo Voo – „Dobry wieczór”
    7. Skubas – „Brzask”
    8. Król – „Nielot”
    9. Pablopavo i Ludziki – „Polor”
    10. Curly Heads – „Ruby Dress Skinny Dog”

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.