Równo 73 lata temu urodził się pierwszy i jedyny jak do tej pory Polak, który miał okazję przebywać w kosmosie.
Nie chcę rozpatrywać tego, czy owa kosmiczna misja była prawdziwa. Jedni mówią, że Mirosław Hermaszewski naprawdę przebywał w przestrzeni kosmicznej, inni, że wszystko zostało wyreżyserowane jako akcja propagandowa partii rządzącej. Był, nie był – nie mam pojęcia. Jedno jest pewne – nie zdziwi mnie już nic, wszak lądowanie Amerykanów na księżycu również miało zostać sfałszowane i nakręcone w studiu filmowym. Każdy ma dowody na każdego, ale nikt nie potrafi swoich racji udokumentować w stu procentach.
Z dala od polityki, bliżej muzyki.
Sam Hermaszewski stał się po 1978 roku swego rodzaju celebrytą bloku wschodniego. Znali go wszyscy, wielu chciało zrobić sobie z nim zdjęcie, wziąć autograf. Prawdziwa gwiazda rocka. Ale miłością do kosmonauty nie pałali wszyscy. W niektórych kręgach wojskowego, jako jednego z symboli PRL-owskiej polityki, wcale nie nazywano bohaterem narodowym. O powściągliwość w wystawianiu sądów, w charakterystyczny dla siebie sposób, apelował jednak Maciej Zembaty: – To jest bidny człowiek. To się za nim będzie wlokło do końca życia, a niesłusznie. To nie jest jego wina, że w kosmos został wystrzelony właśnie on, a nie ktoś, kogo wyłoniliśmy wszyscy w drodze referendum – mówił.
O kosmicznej przygodzie Hermaszewskiego pisano i mówiono dużo. W polskiej kulturze muzycznej mocnym akcentem, będącym reakcją na to wydarzenie, była „Ballada o majorze Hermaszewskim” napisana przez wspomnianego wcześniej barda. Urodzony w 1944 roku w moim rodzinnym Tarnowie artysta pierwszy raz wykonał wspomniany utwór 21 sierpnia 1981 roku na Festiwalu Piosenki Prawdziwej w Gdyni. (MAK)