W miniony piątek zakończyła się dziewiąta edycja tarnowskiego festiwalu Był Sobie Blues. Jak było? O tym w krótkiej relacji.

Paweł Szymański
Letnie Spotkania z Bluesem – Był Sobie Blues to zapoczątkowane w 2006 roku święto bluesa prezentujące wszystkie jego muzyczne odcienie. Festiwal od podstaw wymyślony została przez tarnowskiego gitarzystę, wokalistę, kompozytora i animatora wydarzeń kulturalnych – Wojciecha Klicha. Pomysł wsparty od strony organizacyjnej przez Tarnowskie Centrum Kultury przerodził się w imprezę, której ranga dawno zaczęła wykraczać poza granica województwa, stając się marką rozpoznawalną w całej bluesowej Polsce. Dotychczas przed festiwalową publicznością swoje muzyczne talenty prezentowali chociażby Maciej Maleńczuk, Romek Puchowski, Leszek Cichoński, trio Boogie Boys oraz zespół Limboski. Zakończona niedawno dziewiąta edycja dołożyła do tego grona kolejne zacne nazwiska.
Prawie jak jubileusz
Tegoroczna edycja festiwalu nieco wyłamała się ze schematu i przyświecającej mu idei prezentowania zarówno starych bluesowo-rockowych „wyjadaczy”, jak i zaczynających dopiero kariery muzyków. Line up naszpikowany został bowiem nazwiskami znanymi i obecnymi na scenie przynajmniej od kilku lat. Magda Piskorczyk, Gienek Loska, Jan „Kyks” Skrzek – zestaw artystów, którego nie powstydziłaby się nawet jubileuszowa, przyszłoroczna edycja imprezy. Decyzja o wyborze takich wykonawców, z częściowym pominięciem młodszego pokolenia, wcale nie wpłynęła negatywnie na ogólną ocenę imprezy. Doświadczeni soliści z łatwością nawiązywali kontakt z publiką, a zespoły mieszające w swoim repertuarze brzmienia bluesowe i rockowe już w pierwszych minutach wprowadzały zgromadzonych pod sceną ludzi w odpowiedni, koncertowy nastroju.
Tegoroczny Był Sobie Blues to również powroty wykonawców, którzy w przeszłości mieli okazję występować już w Tarnowie. Miejscowa publika – mając zapewne w pamięci koncerty sprzed kilku lat – z radością przywitała wspomnianych już wcześniej Jana „Kyksa” Skrzeka i Magdę Piskorczyk oraz zespoły Los Agentos i Kasa Chorys, a także połowę krakowskiej grupy Cheap Tobacco. Trzeci raz w historii dziewięcioletniej imprezy odbył się także koncert „Wojciech Klich i Goście”. Muzyczny wieczór ósmego sierpnia był kontynuacją poprzednich jego edycji, w ramach których na scenie występowali m.in. Piotr Cugowski, Marek Raduli i Natalia Przybysz. W tym roku zaproszenie animatora festiwalu przyjęli: wokaliści Gienek Loska i Marcin Furmański oraz gitarzyści Marek „Sting” Popów i Piotr Lekki. W trakcie koncertu gwiazdom na scenie towarzyszył sam Wojciech Klich oraz dobrze znani tarnowskiemu środowisku muzycznemu instrumentaliści: Jerzy „Kobra” Drobot (gitara basowa) i Bartek Rojek (perkusja).
Drugie zejście do podziemia
Ugruntowana pozycja festiwalu zachęciła organizatorów do podjęcia próby wdrożenia w życie nowych pomysłów, dzięki czemu w ubiegłym roku koncertowy kalendarz imprezy wzbogacono o czwartkowe występy klubowe. Cykl spotkań pod wspólną nazwą „Sam na sam z bluesem”, czyli akustycznej odpowiedzi i alternatywy dla tego, co w każdy piątek ma miejsce na płycie Rynku, cieszył się większym zainteresowaniem niż przed rokiem. Publika, owszem, nie wypełniła szczelnie Piwnic Tarnowskiego Centrum Kultury, jednak w porównaniu z pierwszą edycją, kiedy każdorazowo zgromadzone osoby można było policzyć na palcach obu rąk, tegoroczna frekwencja była o wiele wyższa. Wpływ na to miały zapewne nazwiska wykonawców. Festiwal otworzył występ legendy śląskiego bluesa, Jana „Kyksa” Skrzeka, któremu na scenie towarzyszył gitarzysta Mirosław Rzepa. Świetny, klimatyczny koncert, podczas którego zaprezentowany został przekrój repertuaru z dotychczasowych płyt Skrzeka (m.in. znane utwory „Michałkowice City” czy „O mój Śląsku”). Tydzień później w sytuacji sam na sam z publiką postawiony został bluesman Paweł Szymański. Jeden z nielicznych polskich wykonawców, jacy wystąpią na tegorocznej Rawie Blues, zasiadł z gitarą i czarował, prezentując wyłącznie autorski repertuar. Piosenki będące reakcją na zastaną rzeczywistość, prześmiewcze muzyczne komentarze na temat emitowanej w radiu RMF FM muzyki czy numery skupiające się na relacjach damsko-męskich – to wszystko podane zostało w folkowo-bluesowej otoczce, która z miejsca znalazła pozytywny odzew u słuchaczy. Najlepsze zostawiono jednak na sam koniec. Prawdziwą petardą okazał się bowiem ostatni koncert w ramach klubowego cyklu. The Missing Part, czyli znani z zespołu Cheap Tobacco Natalia Kwiatkowska (wokal) i Robert Kapkowski (gitara), swoją autentycznością, przyjaznym, wręcz koleżeńskim nastawieniem i ładnymi piosenkami od pierwszej chwili złapali dobry kontakt z publiką, która – niczym do czarnej dziury – dała się wciągnąć do wspólnej zabawy.

U góry od lewej: M. Furmański, W. Klich, M. Popów. W dolnym rzędzie od lewej: P. Lekki, G. Loska, B. Rojek, J. Drobot
Znane nazwisko kluczem do sukcesu
Zgodnie z przewidywaniami największy tłum przyciągnął plenerowy koncert „Wojciech Klich i Goście”, w ramach którego, obok animatora festiwalu, wystąpił m.in. Gienek Loska. Po początkowych problemach z „wejściem w koncert” i zgrzycie podczas wykonywanie w duecie z Marcinem Furmańskim „Listu do M”, pochodzący z Białorusi wokalista zaskarbił sobie tarnowskich słuchaczy. Sam występ – pełen energii, emocji i dobrej muzyki (m.in. „Proud Mary”, „It’s a Man’s Man’s Man’s World” oraz autorskie numery Loski, jak np. „Paszport”) – na długo zapadnie w pamięci tych wszystkich, którzy zdecydowali się przybyć tego dnia pod tarnowski Ratusz. Sporą frekwencją cieszyły się także: koncert Magdy Piskorczyk, która porwała publikę muzyką z pogranicza bluesa i afro beatu (obok koncertu The Missing Part zdecydowanie najlepiej wspominany przeze mnie show tegorocznej imprezy) oraz występ legendy krajowego blues-rocka – zespołu Kasa Chorych. Ciekawie, chociaż przy mniejszej liczbie słuchaczy, zagrała grupa Es Flores. Reprezentanci mocnego, rockowego grania okazali się, przynajmniej dla mnie, małym muzycznym odkryciem festiwalu.
Skazani za bluesa
Dziewiąta edycja imprezy, oprócz dobrej muzyki, okazała się również źródłem nieprzyjemnej sytuacji. Pierwszy z plenerowych koncertów, jaki miał miejsce 1 sierpnia, zakończył się… interwencją służb mundurowych. Wezwani przez okolicznych mieszkańców przedstawiciele policji oraz staży miejskiej zakończyli przedwcześnie koncert Magdy Piskorczyk, która – o ironio – sama powoli zmierzała do końca występu, grając już tzw. bis. Co ciekawe, interwencja policji w trakcie bluesowej imprezy nie była pierwszą, jaka miała miejsce w te wakacje na terenie tarnowskiego Rynku. Wcześniejsza również dotyczyła organizowanego przez TCK koncertu (konkretnie lipcowej odsłony festiwalu jazzu tradycyjnego). Cisza nocna ciszą nocną, jednak cała sytuacja śmieszy i to bardzo, bowiem często gwar z barowych ogródków, niosący się w letnie noce, jest porównywalny do „hałasu” wydawanego przez akustyczne zespoły jazzowe. A blues i rock? Owszem, są głośniejsze, ale zakończenie koncertu kilka minut po godzinie 22. nie powinno być wielkim problemem, tym bardziej, że tarnowski Rynek muzycznie żyje tylko kilkanaście z 365. dni roku. Oby ta dziwna, tegoroczna niechęć do kultury niektórych mieszkańców miasta (miasta, w którym spory procent obywateli narzeka przecież na brak koncertowych atrakcji!) nie przeszkodziła w celebracji dziesiątej edycji festiwalu, która – mam nadzieję – zorganizowana zostanie w przyszłym roku z przytupem i przejdzie do historii zarówno Tarnowa, jak i całej bluesowej sceny w Polsce. (MAK)
- Sprawdź także: