Duet producencki Palmer Eldrich ponownie połączył siły z Justyną Sylwią. Efektem płyta „Night and Day”, której przedpremierową recenzję prezentuję w dalszej części wpisu.

Od lewej: Michał Biel, Justyna Sylwia i duet Palmer Eldritch (digan, Raph) (foto: Ola Pelc)
Na początku tego roku Palmer Eldritch zaprezentował swój pierwszy krążek producencki. „Nagrania dla androidów” okazały się przekrojem tego, czym do tej pory panowie pałali się muzycznie jako duet. Słuchacze dostali zatem mieszankę post-rocka, elektroniki, rapu i spoken wordu. Wszystkiego po trochę i jednocześnie wszystkiego za dużo. Rozstrzał stylistyczny miał pokazać, że Raph i digan potrafią wiele, ale całościowo robiło to raczej słabe wrażenie. Teraz muzycy postanowili kontynuować ubiegłoroczny projekt z Justyną Sylwią i skupić się na tworzeniu muzyki oscylującej wokół jednego klimatu. Zaprocentowało to albumem, który trzeba po prostu znać.
W porównaniu do poprzedniej wspólnej płyty, w przypadku „Night and Day” dostrzec można większą producencką dojrzałość duetu. „Back to White”, pomimo ogólnego dobrego wrażenia, było materiałem mocniej akcentującym wkład panów z Palmer Eldritch. Wokal Justyny, który barwą pasował przecież do muzycznej otoczki (czytałem o porównaniach do Lany Del Rey, ale ja – jeśli już trzeba zastosować zestawienie z większymi nazwiskami – wolałbym łączyć ją z The Living Jarboe), spychany był niejako ma drugi plan. Na „Night and Day” współgra on z warstwą brzmieniową, sprawiając tym samym, że wokalistka staje się pełnoprawną członkinią tej kolaboracji, a nie tylko dodatkiem. A skoro jestem przy osobie śpiewającej, warto zaznaczyć, że Justyna na przestrzeni tych dwunastu miesięcy poczyniła spory postęp. Jej głos stał się jeszcze bardziej eteryczny, wciągający i nęcący. Co ciekawe, na nowej płycie wokalistka udowadnia, że bliska jest jej nie tylko stylistyka zaprezentowana na poprzednim krążku. Na „Night and Day” znajdziemy bowiem kilka piosenkowych momentów (chociażby „Child’s Awake”, „Frontline” i pierwszą połowę kawałka „Sign”). W tym momencie zapewne światopogląd niemałej grupy ludzi runął niczym mury w utworze Kaczmarskiego, ale to prawda: Palmer Eldritch zrobili kolejny krok oddalający ich nie tylko od hip-hopu, ale również mocno hermetycznej i mglistej wizji, jaka dominowała do tej pory w ich twórczości. Ta mandolina robi różnicę, zdecydowanie! Oczywiście zdarzają się jeszcze momenty, kiedy echa „Back to White” próbują wybić się na pierwszy plan (przykładowo „Lost Forms” i fragmenty „Byway”). Są to jednak krótkie i na szczęście nieudolne zrywy.
W udzielonym w lipcu ubiegłego roku wywiadzie, Justyna Sylwia powiedziała, że nowa płyta zespołu będzie bardziej „white”, bez tych odjazdów. Tak faktycznie jest. Czy wpływ na taką zmianę miała współpraca z Michałem Bielem? Jego wkład w materiał w postaci dźwięków didgeridoo, djembe, fletu pasterskiego i wokalu w tle na pewno urozmaicił brzmienie, ale nie widziałbym w nim najważniejszego czynnika. Istotna zmiana nastąpiła w podejściu samych gospodarzy. Raph i digan wrzucili „na luz”, odpuścili nieco pogoń za idealnym brzmieniem i skupili się na współpracy z pozostałymi członkami projektu oraz większym dopasowaniem muzyki do możliwości Justyny. Powtarzam ten argument niczym mantrę, ale bez tej transformacji „Night and Day” nie zawierałoby tak dobrych numerów, jak wspomniany wcześniej „Child’s Awake”, noszącego znamiona blues-rocka „Seven” i mojego faworyta „Goodbye!”.
Raph i digan nie lubią za długo stać w miejscu, zatem podejrzewam, że projekt z Justyną Sylwią nie wróci szybko na afisz. Jeśli w praktyce oznaczałoby to, że płyta „Night and Day” jest ich ostatnim wspólnym materiałem, można śmiało powiedzieć, że trójka rozstaje się w szczytowej formie, którą pewnie trudno będzie potrzymać. Zetknięcie się na gruncie artystycznym z Justyną Sylwią okazało się dla duetu bodźcem do rozwoju i obrania – co słychać najlepiej na krążku – właściwego muzycznego kierunku. (MAK)
![]()
Palmer Eldritch & Justyna Sylwia „Night and Day” |
![]() |