Tegoroczny koncert Trendy w ramach Sopot TOPtrendy Festiwalu, zgodnie z przewidywaniami, okazał się – z małymi wyjątkami – kiepską promocją polskiej muzyki.
Dobra, nie było ostatecznie AŻ tak źle. Co prawda sobotnia odsłona festiwalu TOPtrendy kolejny raz nie spełniła oczekiwań – przynajmniej moich – ale w porównaniu do roku poprzedniego dała szansę w mniejszym lub większym stopniu nowicjuszom. Koncert, który w zamierzeniu ma prezentować szerokiej publiczności młodych i utalentowanych wykonawców, uraczył widzów przedstawicielami krajowej sceny mającymi w dorobku sporo płyt (Olek Klepacz), zespołami, które już dawno powinny zostać skreślone z listy „młodzi i perspektywiczni” (Future Folk) i słabymi artystami z emitowanego, podobnie jak festiwal, na antenie Polsatu telewizyjnego talent show (Najlepszy Przekaz W Mieście, Patryk Komór, BE.MY). Honoru bronili Sorry Boys, Marcelina oraz Miąższ. Jednak czy naprawdę o to chodzi?
Czy jedną z największych stacji telewizyjnych w Polsce nie stać na zrobienie porządnego badania rynku w celu wytypowania więcej niż trzech wartych oglądania i słuchania wykonawców? A może problemem jest słaba kondycja polskiej muzyki i mała ilość ciekawych „świeżaków”? Zdecydowanie nie! Udowodniłem to rok temu wymieniając dziesięciu wykonawców (solistów i zespoły) i – nie chwaląc się – trafiłem w przysłowiową dziesiątkę. Ailo przez ten rok nagrała ciekawą epkę, grupę Kapelanka chwali sama Nosowska (zobacz wywiad w samochodzie), Lena Romul, Mela Koteluk i formacja Łagodna Pianka cały czas się rozwijają i przygotowują swoje drugie studyjne krążki, a Peter J. Birch z równie dużą częstotliwością grywa w Polsce, jak i poza granicami naszego kraju. Przyznaje, nieco przeceniłem rapera tworzącego pod pseudonimem Mam Na Imię Aleksander, który przez ostatnie dwanaście miesięcy nie osiągnął pozycji, jaką mu wróżyłem. 9/10? Skuteczność, jakiej nie powstydziłby się sam Michael Jordan.
Zachęcony sukcesem ubiegłorocznego zestawienia (sporo maili z pozytywnym odzewem i ponad sto udostępnień tekstu w mediach społecznościowych) oraz nie do końca zadowalającym poziomem sobotniego koncertu Trendy, postanowiłem sporządzić kolejną listę Są „trendy” chociaż nie widzieliśmy ich w Polsacie. Kolejność prezentowanych wykonawców jest przypadkowa, a sam wybór mocno subiektywny – masz prawo się nie zgodzić i w komentarzu zaprezentować swoje propozycje artystów „trendy” (do czego zresztą zachęcam).
* * * * *

Scylla (foto: materiały prasowe)
Zespól Scylla powstał w 2011 roku w wyniku zmęczenia materiału i zmęczenia sobą w kilku szczecińskich zespołach. Iskrą, która podpaliła lokalny underground, było spotkanie dwóch gitarzystów – Halca i Waldka – w nieistniejącym już klubie Kontrasty. Spotkanie zakończyło się mrokiem przed oczami i postanowieniem zrobienia mrocznej kapeli, która nie będzie się zamykała w żadnym gatunku szeroko rozumianego metalu. Reszta to już historia. Skład ostatecznie się uformował i po wielu zagranych razem koncertach okrzepł. W drugiej połowie listopada 2013 roku Scylla wydała swój debiutancki materiał zatytułowany „Pestilence, War, Famine and Death”.

Ola Trzaska (foto: Konrad Zemler/materiały prasowe)
Tegoroczna debiutancka. Ola Trzaska przeszła typową drogę: od chórków śpiewnych u wokalistek z dłuższym scenicznym stażem (Dorota Miśkiewicz, Urszula Dudziak), aż po własny materiał. Nauka wyniesiona z tych swoistych lekcji muzyki zaprocentowała m.in. dwukrotnym finałem konkursu Jazzu Tradycyjnego „Złota Tarka”, udziałem w Novum Jazz Festival oraz solowym krążkiem, który ukazał się na początku tego roku. Płytę „All Around” oraz zawarte na niej piosenki poznali już m.in. słuchacze radiowej Trójki oraz telewidzowie Jedynki (udział w programie „Świat się kręci”).

Black Perfume (foto: materiały prasowe)
Pochodzący z Wrocławia zespół Black Perfume końcem 2013 roku zaprezentował pierwszy singiel, następnie – początkiem tego roku – oddając do dyspozycji słuchaczy swój autorski materiał. Epka zatytułowana „Histeria” spotkała się z dość dużym odzewem szczególnie ze strony tych bardziej alternatywnych mediów. Co prawda płyta Black Perfume nie przyniosła żadnej rewolucji w rockowej myśli producenckiej, ale udowodniła, że debiutujący zespół nie musi sięgać po nowatorskie rozwiązani, aby wywrzeć na recenzentach pozytywne wrażenie.

Earl Jacob (foto: materiały prasowe)
Autor mojej ulubionej piosenki 2013 roku. Earl Jacob przez część słuchaczy kojarzony jest ze wspólnych występów z Dużym Pe i ekipą Pablopavo i Ludziki. Ci, którzy uważniej śledzą nadwiślańską scenę reggae znają Kubę także z grupy The Bartenders. W ubiegłym roku Earl Jacob zadebiutował solowym materiałem zatytułowanym „Warto rozrabiać”. Przyjemna płyta wypełniona luźnymi kawałkami utrzymanymi w stylistyce reggae, ska i dub.

SoundQ (foto: materiały prasowe)
Jeszcze kilka lat temu napisałbym, że SoundQ to młody i dynamicznie rozwijający się zespół o bardzo sprecyzowanej wizji artystycznej. Dzisiaj ten krakowski projekt, którego liderem jest wokalista Kuba Kubica, to jeden z popularniejszych przedstawicieli alternatywnej sceny w Polsce. Grupa gra muzykę z pogranicza elektroniki i popu wymieszaną z elementami rocka i wpływami różnych, czasem egzotycznych kultur muzycznych. Grupa fonograficznie debiutowała już w 2009 roku, by rok później wystąpić na festiwalu Audioriver. W ubiegłym roku nakładem Wytwórni Światowej ukazał się krążek „Barbarians”, dwa tygodnie temu do sieci trafiła ich najnowsza epka będąca próbą zmierzenia się z nieco ciemniejszymi kompozycjami spod znaku ambient.

Acoustic Acrobats (foto: materiały prasowe)
Moda na folk i muzykę etno? Proszę bardzo, oto moja propozycja: Acoustic Acrobats. Początki działalności zespołu sięgają 2008 roku, jednak ostateczna forma tego muzycznego projektu uformowała się cztery lata temu. Wtedy też grupa przyjęła aktualną nazwę. Doświadczenie zyskiwali poprzez liczne występy w Polsce, Europie, a także na Jamajce i w Afryce, jakie odbywały się w typowych miejscach koncertowych (kluby, filharmonie), budynkach kultu religijnego (synagogi), a także w kameralnych salach i bardzo egzotycznych okolicznościach przyrody, jak położona w dżungli misja. Zespół debiutował koncertową płytą zatytułowaną po prostu „Live” (2012). Album jest archiwizacją występu z Radia Gdańsk z 2011 roku. Dwanaście miesięcy temu grupa przypomniała o sobie materiałem „Beograd EP” będącym mieszanka jazzu i muzyki etno.

Chonabibe (foto: materiały prasowe)
„Migracje” zespołu Chonabibe to dla mnie jedna z ciekawszych polskich płyt 2014 roku. Grupa co prawda zadebiutowała fonograficznie, ale typowymi nowicjuszami nazwać ich nie można. Projekty Al-Fatnujah i Geto Blasta nie były być może na ustach wszystkich, jednak dały muzykom dobry poligon doświadczalny. Chonabibe to dwa wyraziste, zróżnicowane głosy Jahdecka i Fat Matthew oraz trzyosobowa sekcja instrumentalna-didżejska (perkusja, klawisze, programowanie). Dawka pozytywnej, szeroko pojmowanej muzyki miejskiej z dużymi wpływami reggae.

Mango Collective (foto: Beata Motuk)
Zespół Mango Collective powstał w Tarnowie w 2007 roku i przez cały czas z konsekwencją rozwija ideę hip-hopu organicznego – granego na żywych instrumentach, bez użycia sampli. Sześcioosobowy skład porusza się w nurcie rapowo–soulowym, ale nie odcina się od innych wpływów, dzięki czemu ich muzyka łączy ze sobą wiele, często odległych, muzycznych światów. Debiutancka płyta grupy, zatytułowana po prostu „Mango Collective”, miała swoją premierę w lipcu 2013 roku. Grupa cały czas – w miarę możliwości – promuje wspomniany materiał (dotarli nawet do „Dzień Dobry TVN”), nie zapominając o pracy w studio nagraniowym, gdzie powstaje już nowa krążek.

Drekoty (foto: Witt Kornas/materiały prasowe)
Drekoty to zespół założony w 2011 roku przez Olę Rzepkę, perkusistkę i pianistkę znaną z takich zespołów jak Wovoka, Alte Zachen i Pogodno. Pod koniec 2012 roku pojawiła się debiutancka pełnowymiarowa płyta zespołu zatytułowana „Persentyna”. Przez kilka lat od powstania skład tria zmieniał się kilka razy. Aktualnie Drekoty to Ola Rzepka, Natalia Pikuła i Izolda Sorenson. Czy te trzy panie nagrają drugi studyjny album zespołu? Patrząc na częstotliwość roszad – nic nie jest do końca pewne.

Jahga (foto: materiały prasowe)
Wrocławska wokalistka i basistka Jahga zadebiutowała wiosną ubiegłego roku płytą „Jagizm”. Materiał powstał we współpracy z producentem Pawłem Konikiewiczem (Miloopa). Zbiór dziewięciu piosenek zawartych na krążku artystka nazywa „eksperymentalną muzyką”. Polsko- i anglojęzyczne teksty śpiewane do kompozycji będących miksturą elektroniki i analogowych brzmień. Bardzo na czasie. (MAK)