W dzisiejszej odsłonie cyklu Krótka piłka sięgam po dwa premierowe wydawnictwa: „No Mythologies To Follow” duńskiej wokalistki Mø oraz „Inside City” kwartetu, którego liderem jest polski saksofonista Sławomir Dudar.

Sławek Dudar Quartet „Inside City”
(2014; Luna Music)
Kilka lat trzeba było czekać na następczynię płyty „Brand New World” (2009) autorstwa kwartetu Sławka Dudara. Po zmianach personalnych, jazzowa formacja wraca jednak z przytupem i informacją dla reszty krajowej sceny: „Mamy ochotę powalczyć o miano albumu roku”. Materiał zebrany pod tytułem „Inside City” to efekt około dwuletniej pracy nad muzyczną formą, w której udział brali lider grupy, saksofonista i autor wszystkich kompozycji Sławomir Dudar oraz jego kompani: Wojciech Buliński (perkusja), Robert Jarmużek (klawisze) i Adam Kabaciński (gitara basowa). Siedem utworów zawartych na krążku to mieszanka jazzu spod znaku fusion oraz smooth w nierównych proporcjach – z przewagą tego bardziej spokojnego i melancholijnego stylu. Spory wpływ na ogóle brzmienie płyty ma gitarowe granie i wskazująca rytm kolejnych numerów perkusja. Dynamizm, jaki niewątpliwie jest cechą charakterystyczną utworu „Way Of Life” oraz kompozycji tytułowej, co jakiś czas równoważony jest przez solowe partie saksofonu i lżejsze klawiszowe fragmenty (m.in. „Red Man’s”, „E.S.T.”, „Brat Al”, i „P.M.A.”). Jednak ten duet – saksofon i klawisze – nie odsyła słuchaczy wyłącznie do stylistyki smooth. Członkowie kwartetu, jak na dobrych instrumentalistów przystało, wiedzą na co i kiedy mogą sobie pozwolić, umiejętnie przeplatając przy tym brzmienia żywsze i wolniejsze (przykładem mój faworyt z „Inside City” – utwór „Schizma”). Kompozycje zawarte na płycie zapewne dobrze sprawdzają się w sytuacjach koncertowych. Piszę „zapewne” ponieważ nie miałem okazji posłuchać kwartetu na żywo, jednak budowa kolejnych utworów daje nadzieję na ciekawe solowe rozwinięcia i miejsce, by poszczególni członkowie zespołu mogli rozwinąć muzyczne skrzydła i na moment oddać się jazzowemu szaleństwu improwizacji.

Mø „No Mythologies To Follow”
(2014; Chess Club/RCA Victor)
Duńska wokalistka to na pewno jedna z postaci, na które w 2014 roku należało zwrócić uwagę. Płyta „No Mythologies To Follow” potwierdza wcześniejsze przewidywania, jakie pojawiły się po ubiegłorocznej premierze „Bikini Daze EP”. Na takie debiuty czeka się z chęcią i z jeszcze większą chęcią słucha. Synth-popowe i dream-popowe klimaty nie należą już do najświeższych z elektronicznych stylów. Co jakiś czas na sklepowych półkach pojawiają się nowe krążki z takimi właśnie brzmieniami i nie owijając w bawełnę nie są one tym, czego szukam w muzyce. Album Mø jest jednak – przynajmniej dla mnie – przystępniejszy. Skandynawka jest przede wszystkim dobrą wokalistką, a to już połowa sukcesu. Owszem, w dzisiejszych czasach łatwo jest za pomocą wszelkiego rodzaju studyjnego sprzętu podrasować wokal. To wszystko jest jednak słyszalne i łatwe do zweryfikowania. Piosenki zawarte na „No Mythologies To Follow” to również zestaw ciekawy muzycznie. Szczególnie te fragmenty, kiedy dominujące okazują się dźwięki spod znaku retro, zasługują na puszczenie ich jeszcze raz. Na minus fakt, że na albumie znajdziemy sporo kawałków, które poznaliśmy już na przestrzeni ostatnich dwóch lat (m.in. „Maiden”, „Pilgrim” czy „Waste of Time”). Oczywiście nie ma niczego złego w umieszczaniu na płycie singli promujących wcześniej cały materiał, jednak numery z 2012 roku można było już odpuścić i w ich miejsce nagrać po prostu coś nowego. (MAK)