Krótka piłka #203: „Fields of Soul”, „Something To Happen”

Zakończyły się wakacje, trzeba zatem wrócić do systematycznego pisania. Cykl Krótka piłka, który zawieszony został na miesiąc, jest ku temu doskonałą okazją. W 203. odcinku serii wpisów recenzuję dwie płyty: „Fields of Soul” projektu Julii Sawickiej oraz „Something To Happen” duetu Lilly Hates Roses.

Julia Sawicka Project „Fields of Soul”
(2012; Upright Sound)
Spora dawka dobrej muzyki – to pierwsze spostrzeżenie po sprawdzeniu płyty „Fields of Soul”. Nie ma w tym jednak niczego dziwnego, skoro na warsztat bierze się kompozycje tak wybitnego wykonawcy, jakim jest Gordon Matthew Sumner. Oczywiście, zawsze można coś zepsuć – na szczęście muzycy biorący udział w projekcie sygnowanym nazwiskiem Julii Sawickiej stanęli na wysokości zadania. Hans Salentin (trąbka), Tomasz Pruchnicki (saksofon), David Doruzka (gitara), Klaudius Kovac (klawisze), Krzysztof Dys (klawisze), Roman Chraniuk (bas) i Marcin Jahr (perkusja) doskonale odnajdują się na pięciolinii z zapisem kolejnych utworów, z lekkością przekładają je na jazz, delikatnie pieszczą dźwięki, grając tak, jakby w studio nagraniowym przebywał z nimi sam lider The Police. Prawdziwą wisienką na muzycznym torcie okazuje kończąca płytę, instrumentalna wersja „I Miss You Kate”. Julia Sawicka, chociaż z nazwy jest liderką, na płycie stanowi dodatek do grających kolegów. Wielki plus za sięgnięcie po te niesztandarowe kompozycje z repertuaru Stinga – oprócz „Fields of Gold” i „Sister Moon”, które zna chyba każdy (prawda, że znacie?). Płyta niewątpliwie ciekawsza w momentach czysto instrumentalnych, niż tych uzupełnionych wokalem.

Lilly Hates Roses „Something To Happen”
(2013; Sony Music)
Polski folk idzie po swoje. Peter J. Birch czy Paula & Karol pokazali, że można tego typu muzyką przekonać do siebie słuchaczy, teraz w ich ślady idzie duet Lilly Hates Roses. Mający za sobą potężną wytwórnię fonograficzną, większe możliwości i otwarte już przez poprzedników drzwi, Kasia i Kamil serwują nam dwanaście kompozycji, których główną cechą jest spokój i delikatność. Akustyczna płyta przenosi nas w nieco inny, bardziej leniwy wymiar, dając doskonałą okazję do zapomnienia o hałasie i zgiełku towarzyszącym codzienności. Umiejętne mieszanie wolniejszych klimatów z małą, aczkolwiek odpowiednią ilością syntezatorów („Let the Lions”) i perkusji („Kto jeśli nie my?”), daje kapitalny efekt końcowy. Muzycznie bez zarzutu (wiadomo, mastering mistrza Smolika), tekstowo w dużej większości po angielsku, z namiastką rodzimego języka (tutaj proporcje mogłyby być akurat odwrotne). Debiutanci z potencjałem na przyszłość. (MAK)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.