Podsumowanie 2011 roku: Mateusz Kołodziej

Na sam koniec akcji muzycznego podsumowania 2011 roku przyszedł czas na najlepsze polskie i zagraniczne płyty według założyciela projektu AxunArts – Mateusza Kołodzieja.

Na początek kilka zdań wstępu. Krótko, bo mam prawo przypuszczać, że część z Was pominie ten tekst i przejdzie od razu do sedna sprawy, a więc list. Ostatnie dwanaście miesięcy było chyba najlepszym muzycznym rokiem od kiedy na AxunArts publikuję autorskie podsumowania. Napiszę nawet więcej – to był najlepszy rok, od kiedy tak naprawdę muzyką interesuję się w stopniu większym niż przeciętny. W związku z tym poniższe dziesiątki to creme de la creme tego, co w 2011 roku trafiło do moich (a może naszych?) uszu.

POLSKA

#10 Blossom „Blue Balloons”
Na „Blue Balloons” dominują dźwięki instrumentów perkusyjnych, pomieszane m.in. z klawiszami, smyczkami, dzwoneczkami i instrumentami dętymi. Swoje chwile mają również gitary, które w utworach „Double K.”, „169” i „Road of Wind” stanowią główny lub mocno zaakcentowany składnik tworzący muzykę. Instrumentów, jak więc widać, sporo, a pomysł połączenia ich w jedną całość, co z kolei już słychać, bardzo udany. Płyta, która swoją premierę miała pod koniec grudnia i szturmem wdarła się do tej dziesiątki. (czytaj całą recenzję)

#9 Poluzjanci „Trzy metry ponad ziemią”
Może to tylko moje odczucie, ale wydaje mi się, że trzecia płyta Poluzjantów została, zarówno przez słuchaczy, jak i krytyków, dość mocno pominięta. Szkoda, że media skupiają się bardziej na fakcie związku wokalisty zespołu, Kuby Badacha, z córką byłego prezydenta Polski. Szkoda, że zamiast plotek nie pojawiają się wiadomości o treści muzycznej. „Trzy metry ponad ziemią” to niesamowity, wręcz siedmiomilowy, krok naprzód tych sześciu dżentelmenów, którzy z poprzedniego krążka („Druga płyta”, 2010) wyciągnęli to, co najlepsze i w spotęgowanej ilości zawarli w nowych piosenkach. Brawo.

#8 Neo Retros „Listen To Your Leader”
Neo Retros wnieśli do polskiej muzyki świeżość, której tak brakowało. Weszli z buta, wyważając przy okazji drzwi, otworzyli okno na świat i zrobili przeciąg – tak w skrócie. „Listen To Your Leader” to mieszanka dobrego gitarowego pop-rocka rodem z Wysp Brytyjskich i indie rocka widzianego oczami (a może lepiej będzie napisać słyszanego uszami?) naszych rodaków. Kompozycje na albumie to jedna z lepszych rzeczy, jakie mogliśmy usłyszeć na przestrzeni ostatnich miesięcy.

#7 Julia Marcell „June”
Julia Marcell od swojej debiutanckiej płyty „It Might Like You” (premiera w 2009 roku) zrobiła spory, muzyczny krok naprzód. Rozwój, rozwój i jeszcze raz rozwój. „June” to bogatsze aranżacje – dźwięk fortepianu nie jest już tak dominujący, pojawiają się smyczki (altówka, wiolonczela, skrzypce), instrumenty dęte, elektronika, instrumenty perkusyjne są lepiej słyszalne i nadają całości rytmu, którego brakowało mi trochę na poprzedniej płycie; lepszy wokal („I Wanna Get On Fire” i singlowa „Matrioszka” tego niezbitym dowodem), ciekawsze teksty (od razu poznać można, że Marcell nie jest wychowana na anglosaskim modelu, dla którego zestawienie słów „love” i „baby” załatwia całą sprawę).

#6 Muzykoterapia „Piosenki Izy”
„Piosenki Izy” to… nie tylko piosenki Izy Kowalewskiej – wokalistki zespołu. Swoje trzy grosze dołożyli w tej kwestii także Janusz Onufrowicz („Dym”), Karolina Domagalska („Kły”), Jean Gargant („Eyala”) i Bartosz Waglewski („Na wspak”). Fisz zresztą okazał się autorem tekstu do najlepszego, moim zdaniem, utworu z całego krążka. Druga w dyskografii płyta grupy to pięćdziesięciominutowa terapia dźwiękiem i wokalem, która niejednemu pozwoli wyjść z jesiennej depresji i zimowej zamuły. W dzisiejszych czasach, gdy NFZ kuleje, a kolejki do lekarzy przypominają często te z czasów PRL-u, taka muzyczna pomoc przyda się każdemu z nas. Tym bardziej, że na tę płytę nie potrzebujecie wypisanej recepty.

#5 Łona & Webber „Cztery i pół”
Łona siedział cicho przez kilka lat, a teraz, kiedy ponownie chwycił za mikrofon, zmiótł resztę sceny w specyficzny dla siebie sposób. „Jest dziesięć”, jak mówi sam raper w jednym z utworów pochodzących z nowego albumu. Ale przecież nie tylko on jest tutaj osobą istotną. Jego kolega Webber pokazuje – zgodnie z wersem „Spytaj o muzykę, nie ma w niej dla nas zjawisk obcych, zapytaj nas o nowy trend, a chętnie powiemy tobie o znacznie nowszych” – że nowinki nie są mu obce. Serwując słuchaczom elektronikę, nie zapomina odrobić przy tym lekcji z dawnej szkoły, dzięki czemu płyta może pochwalić się ciekawą, zróżnicowaną i utrzymaną na wysokim poziomie warstwą muzyczną. Ten Typ Mes na swojej ostatniej płycie rymował, że „czuje współzawodnictwo, kiedy Łona przyśpiesza flow”. Współzawodnictwo? Albumem „Cztery i pół” szczecinianin zostawia kolegę po fachu daleko z tyłu. Jak więc w tej sytuacji mówić o współzawodnictwie Łony z kimkolwiek?

#4 Wojtek Mazolewski Quintet „Wojtek w Czechosłowacji”
Długo zastanawiałem się na tym, który krążek grupy Mazolewskiego umieścić w tym zestawieniu. Ba, był nawet pomysł, aby znalazły się oba. Ostatecznie zrezygnowałem z „Smells Like Tape Spirit”, a więc mojej ulubionej płyty pierwszej części minionego roku, na rzecz albumu nowszego. Płyta „Wojtek w Czechosłowacji” jest szybsza i żywsza od poprzedniczki, naładowana pozytywną energią i nastrajająca do zabawy. Już pierwszy utwor – tytułowa kompozycja autorstwa Joanny Dudy – buja niemiłosiernie, podrywa z czterech liter i zaprasza do swawoli. Myślę, że ta wesoła stylistyka jest w dużej mierze zasługą Maceo Wyro i Envee’ego, którzy pomagali w studyjnych pracach nad częścią kawałków. Aranżacje reggae jazzowego kwintetu? Tak, to działa.

#3 Przytuła & Kruk „Przytuła & Kruk”
Duet Bartosz Przytuła (wokal, harmonijka ustna) & Tomasz Kruk (gitara, banjo) poznałem w 2010 roku na festiwalu Był Sobie Blues. Ich występ to po dziś dzień jeden z moich ulubionych koncertów w ramach tej corocznej tarnowskiej imprezy. Panowie dzięki swojej debiutanckiej płycie sprawiają, że cofamy się w czasie. Po kilku taktach przed naszymi oczami pojawia się delta rzeki Missisipi, a na jej brzegu zasiadają mistrzowie akustycznego bluesa z przełomu XIX i XX wieku – Sonny Boy Williamson, Big Bill Broonzy i John Lee Hooker. Na całość materiału złożyła się mieszanka autorskich kompozycji oraz aranżacje znanych bluesowych klasyków. Poczujcie bluesa!

#2 Sokół & Marysia Starosta „Czysta brudna prawda”
Album, który w moim przekonaniu jest najmocniejszą pozycją w katalogu PROSTO, najlepszą polską hip-hopową płytą w tym roku (jeśli nawet nie na przestrzeni ostatnich kilku lat). „Czysta brudna prawda”, jako płyta nagrana przez duet damsko-męski, wpisuje się niejako w schemat tego typu krążków, odkrywając przy okazji nowe na polskiej scenie, dziewicze jeszcze, muzyczne tereny. (czytaj całą recenzję).

#1 Katarzyna Nosowska „8”
Tak, nudzę. Jeśli jeszcze nie opuściliście AxunArts, to wiedzcie, że „8” to najlepsza polska płyta minionego roku. Szósty w solowej dyskografii wokalistki album, to – przepraszam za słowo – liryczna rozpierducha, w którą raz po raz trzeba się wgryzać od nowa. Wyższości tej płyty nad innymi wydawnictwami tłumaczyć nie trzeb. (czytaj recenzję)

ZAGRANICA

#10 Miles Bonny „Lumberjack Soul”
Chociaż sporo kompozycji zawartych na albumie „Lumberjack Soul” znane było już wcześniej, a część utworów nagranych z myślą o tej płycie, ale ostatecznie odrzuconych, wylądowała w serwisie YouTube, to materiał Milesa i tak jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Bonny czaruje tutaj niczym najlepszy mag, tylko różdżkę zamienia czasami na trąbkę, a zaklęcia na teksty piosenek. Płyta, którą można zakwalifikować do neo-soulowych produkcji, ale nie brak na niej również elementów jazzu i hip-hopu. W zasadzie szkoda tylko, że „Lumberjack Soul” nie jest albumem w pełni instrumentalnym. Gdyby tak było… nie wahałbym się umieścić tego tytułu nawet na podium rankingu.

#9 Beth Ditto „EP”
Wokalista zespołu Gossip jest okropna. Wiadomo, otyłość to choroba, z którą trudno walczyć (genów i biologicznych czynników nie oszukasz), jednak to, co przy okazji robi Ditto, czasami mnie zniesmacza. Na szczęście Beth to wokalistka, a nie aktorka, więc częściej mam okazję ją słuchać niż oglądać. I jest to niewątpliwie dobra proporcja. Równie dobre, co wspomniana proporcja, są utwory znajdujące się na „EP”, który odbiega dość znacznie od dokonań formacji Gosspi. I to też niewątpliwie plus.

#8 Seasick Steve „You Can’t Teach an Old Dog New Tricks”
Chociaż Steven Gene Wold (bo tak naprawdę nazywa się artysta, którego pseudonim nawiązuje do jego, delikatnie mówiąc, niechęci do transportu drogą morską) swoją przygodę z muzyką zaczął już w latach 60., to jego pierwszy solowy krążek ukazał się dopiero w XXI wieku (płyta „Cheap” z 2004 roku). Jak miało się okazać, bluesman zasmakował w nagrywaniu autorskich albumów i do tej pory spłodził ich już pięć. Ostatni, „You Can’t Teach an Old Dog New Tricks”, trafił w nasze ręce w maju 2011 roku. Brodaty muzyk, który po małej stylizacji mógłby uchodzić za zagubionego członka legendarnych ZZ Top, oferuje słuchaczom dobrego i klimatycznego bluesa. Powtórzę się, ale co tam – poczujcie bluesa!

#7 The Roots „Undun”
Historia Redforda Stevensa (fikcyjnego bohatera, który otrzymał życie dzięki muzykom z The Roots) opowiedziana z wielu perspektyw i głosami kilku narratorów. Opowiedziana, co ciekawe, od końca. Chociaż na „Undun” połowa utworów nie przekracza nawet 3 minut, nie można powiedzieć, że płyta nie satysfakcjonuje słuchacza w pełni. Od strony muzycznej to najwyższa klasa, a w przypadku „dłuższych” kawałków (chociażby „Make My” i „The Other Side”), okazuje się, że mogą one istnieć zupełnie obok kontekstu całej płyty. Dla tego zespołu nie ma granic. „How I Got Over” i „Game Theory” miały sprawić, że czegoś więcej zrobić się już nie da. Bzdura. The Roots nie zna stwierdzenia „niemożliwe do zrealizowania”.

#6 Ambrose Akinmusire „When the Heart Emerges Glistening”
Czy można grać lepiej na trąbce niż Chet Baker, Miles Davis lub Tomasz Stańko? Według mnie nie. Oczywiście są muzycy, którzy sztukę władania tym instrumentem opanowali w stopniu bardzo dobrym, jednak do trójki mistrzów brakuje im i tak wiele. Jednym z takich, posługując się gwarą sportową, pretendentów do zmierzenia się z championami, jest niewątpliwie Ambrose Akinmusire. Jego tegoroczny album „When the Heart Emerges Glistening”, to jeden z wąskiej grupy krążków, które oczarowały mnie w przekroju ostatnich kilkunastu miesięcy. Lekkość, polot, pomysł na siebie, ale również nawiązania do klasyki. Polecam zapoznać się z tą pozycją, bowiem za naście lat okazać może się, że ten urodzony w Kalifornii muzyk jest kolejnym wielkim jazzmanem – jazzmanem, który rozwija się na naszych oczach.

#5 Florence and the Machine „Ceremonials”
W jej charakterystycznym głosie jest coś magnetycznego, coś, co zwabia, a później nie chce puścić. Zmieniło się wiele, bo w stosunku do wcześniejszego krążka, „Ceremonials” jest pod względem muzycznym bardziej rozbudowane (dużo smyczków, pianina, do tego organy, perkusja i syntetyczne brzmienia), ale jednocześnie spójniejszy i łatwiejsze do odczytania. Na płaszczyźnie kompozytorskiej jest jeszcze lepiej niż na debiutanckim „Lungs”, które przecież wcale w tej kwestii nie kulało. Nagrywając w studio przy słynnej Abbey Road wszak nie można pozwolić sobie na zarejestrowanie produktu słabego. Po prostu nie wypada. Florence i jej kompani sprostali mitowi tego miejsca, pracując przy okazji nad własną legendą.

#4 Gary Clark, Jr. „The Bright Lights EP”
To EP to tylko cztery utwory, ale za to jakie. Najlepsze! Tytułowy, rozpoczynający całość numer mocno elektryzuje, drugi w kolejności „Don’t Owe You A Thing” to energiczna piosenka ocierająca się o rockabilly. Następujące po nich dwa ostatnie utwory – „Things Are Changing” i „When My Train Pulls In” – to akustyczne nagrania zarejestrowane na żywo, tempem i nastrojem znajdujące się na przeciwnym biegunie w stosunku do poprzedzających je kompozycji. Ballada „Things Are Changing” przenosi nas w inne, spokojniejsze rejony bluesa, a ośmiominutowe „When My Train Pulls In” jest swoistym dowodem na to, że Clark na gitarze grać naprawdę potrafi. Owa gra na instrumencie stanowi tutaj spoiwo łączące w całość materię poszczególnych numerów. Bez względu na to, czy muzyk sięga po wiosło elektryczne, czy też gra bez prądu – z głośników płynie klimatyczny blues.

#3 Tom Waits „Bad As Me”
Genialna płyta. Może pozytywne odczucia w stosunku do niej potęguje fakt, że wypatrywałem tego albumu przecież od kilku ładnych lat. „Real Gone”, ostatnia płyta Toma, ukazała się dawno temu – w 2004 roku. Siedemnasty studyjny krążek artysty to kolejna część historii człowieka lubiącego w nadmiarze mocną whisky i zadymioną atmosferę podrzędnych barów opowiedziana dzięki rockowo-bluesowym dźwiękom. Czego chcieć więcej?

#2 PJ Harvey „Let England Shake”
Angielscy buntownicy i ta część społeczeństwa, która nie ukrywa swojego niezadowolenia z brytyjskich rządów, mogą wreszcie odstawić stare nagrania The Clash, Lennona i Sex Pistols. Nie ma już potrzeby doszukiwać się podobieństw aktualnych wydarzeń z piosenkami rodem z lat 70. Wyjście z sytuacji znalazła niezawodna PJ Harvey, która postanowiła swoim nowym albumem wstrząsnąć Anglią. I co więcej – zamiar ten się jej udał. „Let England Shake” to swoista podróż po Anglii – kraju z bogatą historią, ciekawymi krajobrazami i zwyczajami, ale także z problemami, przywarami, słabostkami, kraju uwikłanego w niepotrzebną wojnę, na której giną zarówno wrogowi i sojusznicy Korony. Polly Jean w iście poetyckich tekstach bardzo stanowczo mówi temu wszystkiemu „nie”.

#1 Adele „21”
W opublikowanym w lutym tekście Początek roku należy do Brytyjczyków wieściłem dobrą formę wykonawców z Wysp. Jak widać po podsumowaniu – nie zawiedli mnie. Druga lokata należy do PJ Harvery, pierwsza do Adele, a w czołowej dziesiątce jest jeszcze Florence. Przecież inaczej być nie mogło! „21” to najważniejsza i najlepsza płyta 2011 roku. Biła rekordy, pokonywała kolejne stopnie, by stać się bestsellerem. Solidna porcja muzyki na wysokim poziomie. Muzyki – po prostu muzyki, bo próba klasyfikacji krążka i zaszufladkowania go do któregoś ze znanych nam gatunków będzie umniejszeniem. Poza tym, w minionym roku do piosenek z „21” wracałem najczęściej, a to też miało niemały wpływ na ostateczną decyzję.

Mateusz „Axun” Kołodziej

* * * * *

6 uwag do wpisu “Podsumowanie 2011 roku: Mateusz Kołodziej

  1. oprocz Waitsa i PJ nie znam niczego. no Adele jeszcze ale ja radia graja caly czas to trudno nie znac

    Polubienie

  2. W październiku 1976 roku na rynku muzycznym ukazał się czwarty album ABBY zatutułowany „Arrival”. Okazał się on przełomowym krążkiem grupy. Z płyty pochodzą wielkie światowe hity ABBY m.in. „Dancing Queen”, „Knowing Me, Knowing You”, „Money, Money, Money”, „That’s Me” oraz „Fernando”. Tego samego roku zespół odwiedził Polskę, występując w programie „Studio 2”. W 1977 roku kwartet wyruszył w trasę koncertową po Australii. W tym czasie w kraju panowała ABBA mania. W ABBie kochali się wtedy wszyscy. Cała akcja koncertów ABBY w Australii została umieszczona w filmie „ABBA The Movie”. Realizacja kolejnej płyty zatytuowanej „The Album” była połączona z tym właśnie filmem. Z albumu wydano dwa single, które odniosły wielki sukces na całym świecie: „Take a Chance on Me” i „The Name of the Game”. W listopadzie 1978 roku zespół odwiedził kraj kwitnącej wiśni, występując w wielu programach. Po promocji tej płyty ABBA zabrała się za kolejną. Był to krążek „Voulez -vous”, który utrzymany jest w stylu jest disco. Tylko piosenka „I have a dream” oraz „Chiquitita” nie powstały w stylu disco. Były to piekne ballady, które zarazem stały się światowymi przebojami. Szósty album grupy ukazał się 23 kwietnia 1979 roku. Zespół promował swój hitowy krążek w Szwajcarii, prezentując tamtejszej publiczności piosenki: „The King Has Lost His crown”, „Kisses of Fire”, „Lovers (Live a Little Longer)”, „Chiquitita”, „Does Your Mother Know” oraz hity nie pochodzące z wspomnianego krążka. Tego samego roku kwartet rozpoczął światowe tournee występując m.in. w Norwegii, Wielkiej Brytanii i USA. Zakończywszy trasę , w listopadzie wyszedł siódmy krążek „Super Trouper”. Z albumu wydano pięć singli : „Super Trouper”, „The Winner Takes It all”, „On And On And On”, „Happy New Year”i „Lay All Your Love On Me”. Pierwsze cztery single zostały zaśpiewane przez ABBĘ w programie „Express Show”.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.