Brzmieniowo debiutancka płyta Moniki Borzym to jazz – bez udziwnień i skoków w bok. Wokalistka wyśpiewuje tutaj każdą frazę bardzo spokojnie, otulając słowa w aksamitną powłokę dźwięków.
Monika Borzym mówi o sobie, że jest spontaniczna, energiczna i żywiołowa. Tak przynajmniej wynika z tego wywiadu. Cechy te nie przekładają się jednak zupełnie na jej debiutancki album zatytułowany „Girl Talk”, który swoją premierę miał 3 października. Ale czy żywiołowość w życiu codziennym musi iść w parze z rodzajem granej muzyki? Borzym udowadnia, że niekoniecznie.
Na swoim fonograficznym debiucie ta 21-letnia wokalistka, całkiem słusznie zresztą, zdecydowała się na repertuar nowszy. Owszem, jazzowe standardy świadczyć mogą o artyście lepiej – sygnalizują znajomość klasyki i korzeni muzyki, którą się wykonuje. Jednak czy nie przerabialiśmy tego już dziesiątki razy? Przecież takich płyt jest masa. Nie znajdziemy więc na „Girl Talk” utworów z repertuaru Elly Fitzgerald, Mildred Bailey, Dinah Shore czy Sary Vaughan. Są za to wybory często zaskakujące, od jazzu klimatycznie oddalone znacznie, jak chociażby Björk i jej „Possibly Maybe” (mój osobisty faworyt z tej płyty).

Monika Borzym (foto: Marek Pietroń/Sony Music Polska)
Brzmieniowo debiutancka płyta Borzym to jazz – bez udziwnień i skoków w bok. Wokalistka wyśpiewuje tutaj każdą frazę bardzo spokojnie, otulając słowa w aksamitną powłokę dźwięków. Interpretowane przez nią piosenki są o wiele bardziej kojące od ich oryginalnych wersji. „American Boy” Estelle daleko do energicznego R&B, a otwierające album „You Know I’m No Good” – śpiewane przez nieżyjącą już Amy Winehouse – straciło trochę ze swojego świeżego vibe’u. Ale to nic. Wszystko to, co znane z pierwotnych wykonań, zastąpione zostało kojącym uszy spokojem. Taki był bowiem pomysł, bo tutaj wszystko jest delikatniejsze. Nawet „Thank You”, z repertuaru Dido, sprawia wrażenie spokojniejszego, lżejszego muzycznie. To oczywiście zasługa nie tylko samej wokalistki, ale i zespołu towarzyszącego jej w studio nagraniowym. Bo zaśpiewać, owszem, można z większym wyczuciem i spokojem, ale muzyka w tle również musi współgrać z głosem. Eric Harland doskonale zdaje sobie sprawę, że perkusista nie musi uderzać w bębny mocno, a rytmicznie, pianista Gil Goldstein natomiast z dużym wyczuciem oddaje klimat całej płyty. Ma jednak w tym spore doświadczenie. Sam współpracował już m.in. ze Stingiem i Chrisem Botti, zdobywając przy okazji cztery nagrody Grammy.
Monika Borzym debiutancką płytą udowadnia jedynie swoją pozycję, którą – pomimo młodego wieku – ma już ugruntowaną. Bo żaden z niej świeżak. To prawdziwa jazzowa wokalistka, która wie czego chce od muzyki. I nawet jeśli ze swoim przekazem nie zawędruje tak daleko, jak Basia Trzetrzelewska i Urszula Dudziak, to w przyszłości usłyszymy o niej jeszcze naprawdę wiele dobrego. (Mateusz „Axun” Kołodziej)

Monika Borzym „Girl Talk”
(2011; Sony Music)
Świetne wyczucie jazzu. polecam
PolubieniePolubienie
ostatnio w wielu mediach (prasa, radio, tv) widzę tę twarz. promocja płyty jest niezwykle napompowana, na siłę chcą sprzedać produkt. do mnie to nie przemawia. słuchałam płyty udostępnionej na interii i nie podoba mi się. takie kołysanki, do których gdybym się zastanowiła to na pewno bym nie usnęła.
PolubieniePolubienie
coś Wsspaniałego
PolubieniePolubienie
A mi sie ta plyta kompletnie nie podoba :) glos absolutnie standardowy, bardzo poprawny, ale nic ponadto.
PolubieniePolubienie
Płyty słuchałem zaraz po jej ukazaniu się(dostałem od znajomej),byłem na koncercie promocyjnym w 3-ce…wrażenia?..świetne aranże,brzmienie i muzycy…a co do wokalistki,niby nie ma się do czego przyczepić,czysto i z feelingiem ale to trochę za mało do tego typu repertuaru,słyszałem dziesiątki takich głosów(czy to moda?)…,żeby wykonywać taki repertuar trzeba trochę przeżyć aby mieć „o czym śpiewać”…
PolubieniePolubienie