Dwie panie i jeden pan lub jak kto woli: Afroamerykanie i Polka. Tak w skrócie wygląda mój ostatni (wczorajszy) zakup płytowy.
W zasadzie powiedzieć trzeba jedno: to że od poprzedniego wpisu typu Pieniądze wydaję na… minęło tak dużo czasu (przypominam: listopad 2009), nie oznacza wcale, że przez ten okres nie kupowałem żadnych płyt. Przeciwnie: uzupełniłem kolekcję o ostatnie albumy: Tego Typa Mesa, grupy Hey, Melody Gardot i Tomasza Stańki. Po prostu nie miałem okazji o tym napisać.
Wracając już jednak do wczorajszych zakupów – dwie panie i jeden pan, dwoje czarnoskórych muzyków i jedna biała artystka, a najkrócej rzecz ujmując: Erykah Badu, Jay-Z i Novika.
Z kupnem krążka „New Amerykah Part One (4th World War)” nosiłem się już bardzo dawno, zawsze jednak odpuszczałem, zawsze na rynku wydawniczym pojawiała się inna równie interesująca pozycja. W zasadzie utwory Badu stanowiące materiał z 2007 roku znałem dość dobrze, więc decydowałem się na wydanie pieniędzy na coś z tzw. nowości. Inną sprawą, która odciągała mnie od nabycia tej płyty, była forma w jakiej zazwyczaj była ona dostępna – zagraniczna płyta – polska cena (wierzę, że wiecie co mam na myśli). Wprawdzie sam swego czasu bardzo ochoczo zachęcałem do nabywania płyt wydanych właśnie w tej formie (sam posiadam około dziesięciu krążków w polskiej cenie), jednak tym razem chciałem cieszyć się pełnowartościowym wydaniem. Po prostu lubię panią Badu i jej muzykę. Stąd to postanowienie odstępstwa od normy. Wczoraj wreszcie się doczekałem. W miejscowym Empiku na półce leżała jedna sztuka (!) albumu „New Amerykah…” i to w dodatku przeceniona. Nigdy jeszcze moje neurony nie działały tak szybko: wzrok-mózg-mięśnie ręki i po sprawie.

Dosłownie pół metra dalej, na tej samej półce, leżały krążki Jay’a-Z, w tym kilka sztuk nowego wydawnictwa, czyli „The Blueprint 3”. Wprawdzie płyta nie zbiera wielu pochlebnych recenzji, ja też nie jestem przekonany do niej jako całości, jednak takiego farta nie mogłem nie wykorzystać. Jedna ze sztuk „normalnie wydana” wyceniona była na poziomie płyty w opcji polska cena. Zaryzykowałem, podszedłem do kasy, aby sprawdzić, czy tak faktycznie jest i… jak to mawiają – głupota innych jest moim szczęściem. Prawie 40 złotych zostało w kieszeni.
W zasadzie dzięki temu, że sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, mogłem pozwolić sobie na kolejny zakup. Wybór był prosty – nowy, tegoroczny album Noviki, zatytułowany „Lovefinder”. Świetna produkcja, której słucham w momencie pisania tych słów.
Ogólnie zakup należy uznać za udany. Pełną listę płyt, jakie posiadam, możecie sprawdzić tutaj.
Muszę się „wziąć” za Novikę bo do tej pory słyszałam tylko jeden utwór z najnowszej płyty w Trójce i jak na razie nic mi to nie mówi…
PolubieniePolubienie