Urodzona w Londynie raperka Lady Sovereign będzie jedną z gwiazd festiwalu Hip Hop Kemp 2009. W kwietniu tego roku ukazał się jej drugi solowy album. Myślę, że warto zapoznać się z recenzją materiału, z którego większość utworów zostanie zapewne zaprezentowanych podczas czeskiej imprezy.
Po wydanym w 2006 roku głośnym debiucie, zatytułowanym „Public Warning”, trasie koncertowej z Gwen Stefani i podbiciu amerykańskiego rynku muzycznego, czyli po prostu dobrych czasach, dla Lady Sov przyszły i chwile gorsze. Wszystko zakończyło się zaprzestaniem współpracy z legendarną wytwórnią Def Jam i… niestety gorszą płytą.
„Jigsaw” (po polsku układanka) to dziwny album. Mając w pamięci jeszcze zaskakujące i świeże produkcje z debiutanckiej płyty, nie mogę przestać dziwić się, że ta malutka kobietka (jedynie 152 centymetrów wzrostu), potrafiąca zdrowo przypieprzyć wersem, najzwyczajniej w życiu złagodniała. Śpiewa, przeciąga końcówki linijek, a wszystko to do taktu bardziej elektronicznych, a momentami wręcz popowych podkładów (przykładem niech będzie tytułowa piosenka). Ta płyta to już bardziej mieszanka różnych klubowych brzmień rodem z Wysp Brytyjskich, aniżeli hip-hop.

Lady Sovereign – „Jigsaw” (okładka)
Nie można jednak jednoznacznie powiedzieć, że „Jigsaw” to album słaby. Gdy przestaniemy „patrzeć” na niego jako kontynuację debiutanckiej płyty, zaczniemy się bardziej przysłuchiwać, dostrzeżemy również jego dobre strony. Nie są nimi, i to zaznaczę już teraz, utwory wybrane na single. Piosenki mające promować krążek i zachęcać do jego kupna (czyli „So Human” i „I Got You Dancing”) stanowią chyba najgorsze momenty tej muzycznej układanki, jaką zaserwowała nam Sovereign. Dlaczego wybór nie padł np. na „Pennies” (najbardziej przypominające klimatem Lady Sov z pierwszej płyty) czy też „Bang Bang”? Nie mam pojęcia. Zapewne to tajemnica, którą skrywają najskrytsze zakamarki mózgu Louise Harman.

Lady Sovereign
Lady Sovereign nagrała tę płytę tak jak chciał – od początku do końca, także całą krytykę „przyjmuje na klatę” sama. Wszystko za sprawą faktu, iż „Jigsaw” ukazała się nakładem wytwórni Midget Records założonej przez raperkę. Nie było ciśnienia z tzw. góry, sztywnych terminów, narzucania jak coś ma wyglądać i brzmieć. Z artystycznego punktu widzenia Brytyjka tylko zyskała – wszak wolność dla twórcy to rzecz najważniejsza. Jednak, czy na dłuższą metę ruch ten okaże się na tyle dobry, by kontynuować samodzielną walkę o miejsce na rynku fonograficznym? Lady Sov ma swoje ideały i priorytety, od których nie chce odchodzić. Jak coś jej nie pasuje, odwraca się na pięcie, wypluwając przy tym soczyste fuck you. Nie jest rzeczą ważną, czy mówi to wielkiej wytwórni, anonimowemu pasażerowi z metra, czy osobie, która właśnie krytycznie ocenia jej drugi album. Ona będzie chciała ułożyć tę układankę do samego końca, do ostatniego puzzla – bez względu na wszystko. A czy Wy będziecie jej elementami, to już dla niej najmniejsze zmartwienie.

Więcej artykułów związanych tematycznie z festiwalem Hip Hop Kemp 2009 możecie sprawdzić tutaj.