Nie lubię opisywać składanek typu ‚the best of’, ponieważ w zasadzie każdą da się – mówiąc potocznie – ogarnąć w podobny sposób. Z tą płytą było jednak inaczej. Dlaczego? Sprawdźcie sami, czytając recenzję.
Twisted Sister poznałem w ostatnie wakacje. Nie wiem czy to grzech, czy też nie; czy mam się tego wstydzić? Na te pytania odpowie sobie już indywidualnie każdy z Was. Ja wiem jedno – do czasownika poznałem, powinienem dodać słowa dopiero teraz.
Jechałem z siostrą samochodem. Wiadomo – kto prowadzi, ten puszcza muzykę, a ja nie mam prawa jazdy, więc… W pewnym momencie zapytałem: Co to za zespół? To byli właśnie Twisted Sister. Z głośników rozchodziła się melodia utworu „The Kids Are Back”. Wiedziałem, że musze poznać ich twórczość.
Kiedy zobaczyłem cover „Big Hits & Nasty Cuts”, lekko się zaniepokoiłem. Ale nauczony nie oceniać płyt po okładce (i ludzi po wyglądzie – co w przypadku TW się przydało), włożyłem CD do odtwarzacza i wcisnąłem przycisk play.
Można powiedzieć, że album „Big Hits …” to idealne wprowadzenie do tematu. Dla laika takiego jak ja, okazał się to strzał w dziesiątkę. Na płycie znajdziemy bowiem przegląd największych hitów amerykańskiej kapeli.
Mimo, że jest to wydawnictwo jednopłytowe, dostrzegalny jest tu jego podział na dwie części: pierwszą stanowią utwory w wersjach studyjnych (od 1. do 10.), natomiast ścieżki od 11. do 16. – wersje live. Dla fanów grupy to pewnie nie lada gratka, ale nie dla mnie. Ja niestety nie lubuję się w takich klimatach i o ile kawałki takie jak „I Wanna Rock” czy „The Price” w wersjach płytowych podobają mi się, tak wersje koncertowe (np. „Run For Your Life”) nie przemawiają do mnie.
Reasumując, krążek ten to typowa składanka z największymi przebojami Twisted Sister, którą polecam zarówno fanom (każdy szanujący się miłośnik ich talentu, powinien mieć tę pozycję w swojej płytotece) oraz osobą, które nie znają ich muzyki – ponieważ jest to świetny punkt zaczepienia do pogłębienia wiedzy o tej rockowej kapeli.
nowa muzyczna miłość Axuna widze. ;)
PolubieniePolubienie