Na początek się wytłumaczę. Recenzje ta miała się znaleźć w numerze westcoast’owym, ale z mojej winy (niechcący delete) się nie znalazła. Potem zapomniałem o tym krążku i tak jakoś zeszło do dnia dzisiejszego. To teraz już przejdę do sedna może.
Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Słuchałem tej płyty trzy, może cztery razy… i nie chce już więcej! Dziwnie się czułem w tych momentach, naprawdę. „Coolio gangster – chyba napisz to w podwójnym cudzysłowie” ironizował jeden z szanowanych przeze mnie polskich raperów z jakimi mam możliwość kontaktu (oh, boskie GG!). I jak zwykle dodam, miał rację.
Co bym nie napisał i tak będzie to w jednym tonie – słaby materiał. Już singlowe „Gangsta Walk” ze Snoop Dogg’iem, ukazuje nijakość tej płyty. Pewnie chodziło o chwyt marketingowy – jeszcze do niedawna nie lubiący się panowie, teraz promują album jednego z nich. A tu klapa. Tak na marginesie to klip też nie do przyjęcia jak dla mnie.
Nawet nie wiem o czym pisać dalej. Może o tym, że Intro jest nie fajne (ale co to w ogóle znaczy ‘nie fajne’?). Czy o tym, że najlepiej czuję się kiedy album zbliża się ku końcowi? Bo o kawałkach typu „Drop Something” czy „Keep On Dancing” z wiewiórkowatym początkiem nie będę może się rozpisywał – dla dobra ogółu.
W sumie to pewnie tylko fani rapera z LA będą zadowoleni … ale chyba tylko faktem, że wrócił, a nie formą w jakiej to zrobił.