Od razu na wstępie zaznaczę – nie słyszałem w całości dwóch poprzednich “Urbanatorów”. Nie powiem Wam zatem, czy trzecia część jest od nich lepsza czy też gorsza. Powiem Wam za to, ze krążek ten warto sprawdzić z kilku powodów.
Powód pierwszy to muzyka Urbaniaka i jego zespołu. to co robią jest naprawdę wielkie. Zresztą świadczy o tym ilość sprzedanych płyt oraz szacunek jakim nasz rodak jest darzony w USA. Wiolonczela świetnie współgra z bębnami, a do tego dołączają jeszcze np. klawisze i syntezator.
Powód drugi (dla fanów polskiego rapu pewnie najważniejszy) – współpraca jazzmana z O.S.T.R.-em i ekipą WWO. Jako, że połączenie łodzianina z jazzem nie jest nikomu dziwne, powiem tylko – dobre kawałki. Ale hardcorowi panowie z WWO mnie zaskoczyli – pozytywnie oczywiście. “Sam sobie” to świetny numer. Spasowany beat i rymy Sokoła oraz Jędkera pokazują, że eksperyment jakim była niewątpliwie współpraca udał się wzorowo. Numer dziesięć razy lepszy od każdego innego z nowych krążków grupy. Z elemntów hip hopowych warto jeszcze wspomnieć jeszcze o Kenny’m Muhammed’zie i jego beatebox’ie.
Powód trzeci – Mika Urbaniak, córka Michała Urbaniaka i Uli Dudziak. Pierwszy raz usłyszałem o niej na płycie Liroy’a “L”, ale to mniej ważne w tym momęcie. Tutaj pojawia się w trzech utworach: otwierającym płytę “J.A.Z.Z.” (z Ostrym), “Momentary Laps of Reason” i w “Can’t Buy Me Love”. Dobry głos, nawet dające radę rap. Warto posłuchać dwa – trzy razy pod rząd.
Powód czwarty – hity, szkoda jedynie, że nielicznych. Wcześniej wspominanie “Sam sobie”, “Manhattan” i “Magic” mogłyby królować na toplistach, gdyby polskim show-biznesem nie rządziły układy. Ech… Kawał dobrej muzyki w korzystnej cenie (niecałe trzy dychy!). Naprawdę warto się zapatrzyć w oryginał.