W chaosie rodzą się często najwznioślejsze, najtrwalsze i najlepsze idee. Płyta Wojtka Mazolewskiego dobrym na to przykładem.
Wojtek Mazolewski (foto: Albert Zawada/Agencja Gazeta; materiały prasowe)
Solowe płyty nagrywane przez jazzmanów to żadna nowość. Taki proceder, że pozwolę sobie użyć dość nietypowego, jak na tematykę muzyczną słowa, trwa od dość dawna – w zasadzie odkąd tylko ludzkość wynalazła jazz. „Chaos pełen idei” nie jest jednak zwykłą płytą solową. Wojtek Mazolewski wciela się tutaj bardziej – wzorem hip-hipowych mixtape’ów – w rolę producenta, hosta, a nawet didżeja tworzącego z dwóch odległych od siebie stylistycznie utworów popularne swego czasu mash-upy.
Nie wiem czy na ten album był jakiś pomysł przewodni, czy też wszystko – posługując się kulinarnym żargonem – zostało wrzucone do jednego garnka, wymieszane i doprawione. W zasadzie bez względu na to, którą z dróg wybrał basista, efekt końcowy zaskakuje nader pozytywnie. Bo sami przyznacie, że obawy w stosunku do tego projektu można było mieć spore, szczególnie jeśli okazało się, że Mazolewski zechciał połączyć muzyczne światy z różnych bajek: rock and rollowej, popowej, bluesowej i rapowej. Teoretycznie każdy z tych gatunków nieraz krzyżował się z innym, ale umieszczenie ich obok siebie na jednej płycie od zawsze jawiło się jako posunięcie dość ryzykowne.
Piosenki, jakie znalazły się na „Chaosie…”, oparte zostały o fundament melodii znanych z poprzedniej studyjnej płyty zespołu Mazolewskiego zatytułowanej „Polka”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że to kolejna przeróbka tego materiału. W 2016 roku album doczekał się wznowienia w formie remiksów m.in. autorstwa Daniela Drumza, Twardowskiego i duetu RYSY. Teraz muzyk postanowił dodać do nich wokale czołowych postaci krajowej sceny. Nie zrobił tego jednak komputerowo, jak producent, ale klasycznie, jak jazzman – goście zjawili się w studio i nagrali swoje partie.

Składanka, kompilacja – takie słowa cisną się na usta, ale o „Chaosie…” bałbym się tak powiedzieć. Dlaczego? Pomimo dużego gatunkowego rozstrzału, płyta jest dość spójna, a wszystko za sprawą gospodarza, który bardzo umiejętnie połączył coś, co przynajmniej w teorii wydawało się nie do zestawienia. Bo czy ktoś podejrzewał, że lider Voo Voo, Wojciech Waglewski, odnajdzie się w jazzowej interpretacji „Get Free” Major Lazer, a rock and rollowe ikony polskiej sceny, Janusz Panasewicz i John Porter, zakolegują się z jazzowym saksofonem? A jednak tak się właśnie stało! Co więcej, wyszło na tyle dobrze, żeby zainteresować fanów jazzu oraz innych gatunków.
Jeśli dodamy do tego chociażby Natalię Przybysz, która mocnym głosem śpiewa w „Angel Of The Morning/Bangkok”, wprowadzającą nieco bigbitowej atmosfery Anię Rusowicz („White Rabbit”) lub odwołującego się do stylistyki rapu spod znaku Run-D.M.C. Vienia („Twoi idole/Bombtrack”), okazuje się, że muzyka naprawdę nie zna gatunkowych granic. Wszystko zależy jednak od tego, jaki kto ma na nią pomysł. W tym wypadku złotym środkiem okazał się chaos. (MAK)
Wojtek Mazolewski „Chaos pełen idei” |
|
|
*** *** *** ***
Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.






Dodaj komentarz