Ostatni odcinek cyklu Gold Song w trakcie wakacji warto zaakcentować utworem przesyconym letnim klimatem.

Okładka płyty „3 + 3”

Grupa The Isley Brothers w trakcie trwającej przeszło pół wieku przygody z muzyką przechodziła przez różne fazy istnienia i funkcjonowania. Przez chwilę w latach sześćdziesiątych w szeregach zespołu znajdował się nawet Jimi Hendrix, ale to rodzinne więzy w głównej mierze decydowały o tym, kto reprezentuje tę amerykańską muzyczną trupę. Lata siedemdziesiąte to zdecydowanie najlepszy czas dla braci Isley. Aż pięć płyt ich autorstwa wydanych w tamtym dziesięcioleciu dotarło do pierwszej dziesiątki notowania Billboard 200, znajdując spore grono odbiorców również w Wielkiej Brytanii. Taki globalny sukces odniósł album „3 + 3”. Mający swoją premierę w sierpniu 1973 roku materiał tak spodobał się słuchaczom po obu brzegach Atlantyku, że przełożyło się to na certyfikaty platyny (Stany Zjednoczone) i złota (Wielka Brytania). Radiowa popularność utworu „That Lady”, który otwierał wspomniany album, z pewnością w znacznej mierze przyczyniła się do podniesienia wskaźnika sprzedaży, ale bezsprzecznie przyznać trzeba, że cały materiał, na który złożyło się dziewięć piosenek, utrzymany był na wysokim i co najważniejsze równym poziomie.

Album z 1973 roku był także kolejnym krokiem ku zmianie stylistyki na bardziej rockową. Grupa od początku swojej działalności hołdowała raczej rhythm and bluesowi („Twist & Shout”, „Twisting and Shouting”), później z gracją przechodząc w klimaty soulowe („This Old Heart of Mine”, „Soul on the Rocks”). Przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych naznaczony był z kolei elementami funku („The Brothers: Isley”, „Get into Something”), od którego w prostej linii muzycy nawiązali do dźwięków sympatyzujących z rockiem. Odczuwalne jest to szczególnie dzięki większej ilości gitarowych smaczków. Partie tego instrumentu, za które na płycie „3 + 3” odpowiadał Ernie Isley, nadają piosenkom wyrazistości i przebojowości. Przykładem jest chociażby utwór „Summer Breeze” – z każdą sekundą rozkręcający się, wchodzący około drugiej minuty na pułap wokalnego radiowego przeboju, utrzymywanego przez kolejne dwie minuty, po których zaczyna się bodaj najlepsza na płycie i trwająca aż do końca numeru gitarowa solówka. Przeraźliwie i zaskakująco dobre, a przy tym na wskroś letnie i odświeżające.

Warto pamiętać, że utwór nie był autorską kompozycją zespołu. Owszem, The Isley Brothers dodali do niego dużo od siebie, ale oryginalna wersja „Summer Breeze”, będąca punktem wyjścia do przeboju z początku lat siedemdziesiątych, powstała dzięki soft rockowemu duetowi Seals and Croft. (MAK)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne