W minionym tygodniu odpuściłem fizyczne nośniki na rzecz bandcampowych playlist. Doprowadziło mnie to do trzech tytułów, które z większym lub mniejszym zapałem polecam w dzisiejszej odsłonie cyklu Krótka piłka.

Fwonte „No Wanga EP”
(2015; wydanie własne)
Urodzony na Haiti, ale mieszkający na co dzień w Montrealu artysta o pseudonimie Fwonte to barwna postać mieszająca w swoich utworach wpływy urban music, francuski hip-hop, elektronikę oraz dźwięki z rodzinnych stron. Wszystko to ma swoje odzwierciedlenie na epce „No Wanga”. Elektroniczny „Trafik” dobrze kontrastuje z nieco spokojniejszym „Tet fret”; otwierający płytę utwór tytułowy przedstawia natomiast hybrydę francuskojęzycznego rapu z lekko egzotyczną melodią. Podobnie „Mizika sa”, gdzie melorecytacja Fwonte krzyżowana jest z vibem dancehallowego brzmienia. Finalnie ta krótka płyta niesie ze sobą sporo pozytywnej energii i tanecznych taktów. Jednocześnie, nie jest to na pewno propozycja, po którą sięgać będziemy często. Dość przeciętny w rapowej profesji Fwonte i noszące znamiona festynowych podkłady muzyczne skutecznie odstraszają – przynajmniej mnie – do ponowienia próby wciśnięcia przycisku play.

Maikel Vistel „Pasos”
(2015; Big Music Ediciones)
Pierwszy solowy album dobrze znanego na hiszpańskiej scenie jazzowej saksofonisty Maikela Vistela to jedenaście kompozycji utrzymanych w standardowej wizji free jazzu. Większość utworów nosi znamiona melancholijnych wycieczek w głąb duszy autora. Słychać inspirację kultowymi wzorcami, jak Kenny G czy Stan Getz, ale nie brak także akcentowania własnego „ja”, które można wyłapać w poszczególnych fragmentach płyty. Zwraca uwagę czas kolejnych utworów – jak na jazz dość krótkich (średnio trzy- czterominutowych; dwa numery liczą ponad siedem minut, ale zdarzają się też tracki dwu- i mniej minutowe). Wpływa to na formę poszczególnych kompozycji – te krótsze mają w sobie więcej dynamizmu i skompresowanej energii, dłuższe stawiają dodatkowo na rozwiązania solowe i rozbudowane frazy wspólnej gry. Lidera wspomagają muzycy grający na fortepianie, perkusji i basie. Na uwagę zasługuje szczególnie drummer Michael Olivera, którego lekka, nienachlana stylistyka doskonale wpasowuje się w jazzową wizję muzyki skomponowanej przez Vistela. Całościowo „Pasos” to materiał bez większych zaskoczeń, ale z równą i dobrą grą, co zdecydowanie należy docenić.

Christian Scott „Stretch Music”
(2015; Ropeadope/Stretch Music)
Christian Scott to nowoorleański jazzman, trębacz, kompozytor, producent, dwukrotny laureat wyróżnienia Edison Award, dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy, absolwent bostońskiego Berklee College, w przeszłości współpracujący z takimi wykonawcami jak Prince, Marcus Miller, Donald Harrison i hip-hopowa grupa X Clan. Tyle z biografii, teraz o płycie. „Stretch Music” to ósma solowa studyjna płyta Scotta. Sam artysta uważa, że album ten to przykład na nowy styl muzyczny – stretch music – którego trębacz jest jednym z pionierów. Jak twierdzi sam zainteresowany, muzycy uprawiający ten styl starają się „rozciągać” brzmienie tradycyjnych elementów jazzowych, tworząc formy frazowo bardziej wydłużonymi. Szczerze? Jak na innowację brzmi to bardzo swojsko. Jestem pewien, że nie będziemy świadkami żadnej rewolucji na scenie jazzowej, co nie zmienia faktu, że tegoroczna płyta Scotta jest materiałem bardzo dobrym. Już otwierający płytę utwór „Sunrise in Beijing” z gościnnym udziałem flecistki Eleny Pinderhughes, która dominuje w drugiej części numeru, sygnalizuje, że do czynienia mamy z ciekawym tytułem. Drugi w kolejności „Twin” to zderzenie niezłej rytmiki z pozornie zaburzającą tę pulsację trąbką nagraną na dwóch równolegle położonych śladach. Zabieg ten stanowi dobitne odczytanie tytuły kawałka (z ang. bliźniak), co z kolei nawiązuje zapewne do faktu, że Christian Scott takiego w rzeczywistości posiada. Uwagę słuchaczy zwrócić powinien również półtoraminutowy numer „The Corner” – dynamiczny, z hip-hopową linią basu. Najbardziej klasyczny w jazzowym sensie wydaje się „Of A New Cool”, gdzie oprócz współbrzmienia dęciaków (trąbka plus saksofon), pojawia się ciekawa partia wibrafonu (gra na nim Warren Wolf), na wskroś jazzowe klawisze i perkusja trzymająca rytm przynoszący na myśl stylistykę fusion. Jedna z najlepszych płyt tego roku. (MAK)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne