Trwa kolejny sezon jazzowy w Piwnicach Tarnowskiego Centrum Kultury. Gwiazdą piątkowego koncertu był Michał Wróblewski, który razem ze swoim zespołem promował płytę „City Album”.
Michał Wróblewski Trio w Piwnicach TCK
Za nami kolejne muzyczne wydarzenie z „górnej półki”. Tym razem do Tarnowa przyjechał Michał Wróblewski – jeden z najlepszych polskich pianistów jazzowych młodego pokolenia, który mimo niewielu wiosen na karku zdążył wygrać już kilka prestiżowych konkursów z krakowskim Jazz Juniors na czele. Jesienią ubiegłego roku ukazała się trzecia płyta sygnowana nazwiskiem Wróblewskiego. Materiał „City Album” doczekał się wreszcie koncertu w mieście leżącym nieopodal Góry Świętego Marcina. Nie miałem wcześniej okazji do posłuchania na żywo tego kompozytora, dlatego też ucieszyłem się na tę wizytę w popularnych Piwnicach.
„City Light” (poprzedzone, podobnie jak na płycie, Intrem) oraz „Take Nine” rozpoczęły koncert i z odpowiednim namaszczeniem wprowadziły w dźwiękowy świat pianisty. Muzyczną wizję Wróblewskiego na temat miasta określić można jako oszczędną. Piątkowy występ nie był wypełniony niezliczoną ilością często niepotrzebnych dźwięków. Kiedy w jazzie modny jest barokowy przepych i łącznie – momentami nieco na siłę – z założenia niepasujących do siebie nut, Wróblewski proponuje odmienne spojrzenie na problem: łagodny, pełen harmonii i dobrego smaku. I nawet jeśli we wspomnianym już „Take Nine” pobrzmiewają echa tętniącego życiem miasta, to muzyczna prezentacja takiej sytuacji nie przybiera bezgranicznej, wręcz wariackiej formy.
Podczas koncertu zabrzmiał również Chopin i nie był to wcale ukłon w stronę odbywającego się właśnie w Warszawie widomego konkursu pianistycznego. W aranżacji Wróblewskiego pojawiła się jedna z kompozycji wirtuoza okresu romantyzmu, która zawarta została także na płycie „City Album”. Muzyczne spojrzenie na nuty sprzed ponad stu lat przerodziło utwór w bardziej jazzowy, w którym miejsca starczyło nawet dla solowej partii perkusisty. Jednak przyznać trzeba, że muzyka grana przez trio Wróblewskiego nie jest nastawiona na eksperyment lub nadmierną improwizację. Tutaj główny nacisk skierowany jest na melodię – jej dopracowanie, kunszt kompozycyjny i brzmieniowy. Wyznaczonego kierunku zespół trzymał się bez względu na to tempo utworów i ich klimat. Dynamiczne „Warsaw Blues” i „Joyride” kontrastowały z bardzo melancholijnym, wręcz rozmarzonym „Children in the Park” (na wyróżnienie zasługuje gra kontrabasu, który w innych utworach gdzieś mi znikał za innymi instrumentami) oraz bardzo rytmicznym, raz przyśpieszającym, raz zwalniającym „Subwayu” – utworze imitującym jazdę tytułowego metra.
Chociaż ubiegłoroczna płyta nagrana została z Michałem Jarosem i Pawłem Dobrowolskim, to w Tarnowie promowali ją, oprócz lidera, Michał Kapczuk (kontrabas) i Sebastian Kuchczyński (perkusja). Z powierzonego zadania muzycy wywiązali się bardzo dobrze. Wyczucie chwili, dokładna gra i partnerowania na pewno podobały się miejscowej publiczności. Można zażartować, że podobały się do tego stopnia, że w kilku momentach osoby przybyłe na koncert zwyczajnie nie dawały wybrzmieć utworom do samego końca i z ostatecznymi brawami wyrywały się o jedną, dwie nuty za wcześnie. Na twarzy pianisty wywoływało to uśmiech, jednak trudno jednoznacznie stwierdzić czy był to gest zadowolenia, aprobaty czy też robienie tzw. dobrej miny do zaistniałej sytuacji. Niemniej, pierwszą wizytę w TCK-u Michał Wróblewski na pewno zapisze po stronie artystycznych plusów.
Trio fortepian-kontrabas-perkusja to jeden z częściej spotykanych jazzowych zestawów instrumentalnych, zazwyczaj oparty na pewnym scenicznym i brzmieniowym schemacie działania. Wróblewski, Kapczuk i Kuchczyński swoim piątkowym koncertem w Tarnowie udowodnili jednak, że chociaż bez nadmiernych fajerwerków, muzyka może być piękna i czysta. Wystarczy zagrać ją dobrze i prosto z serca. (MAK)





Dodaj komentarz