Sponsorem Ulicy Sezamkowej dzisiejszego odcinka cyklu Krótka piłka jest liderka G, jak gitara.

Magnifficent Muttley „Rear Window”
(2015; wydanie własne)
Możesz nagrać jedne z najlepszych płyt w 2012 i 2013 roku, a i tak koniec końców na kolejny materiał fundusze musisz uzbierać sam, na przykład w akcji crowdfundingowej. Gdzie tutaj sprawiedliwość? W muzyce nie ma jej na pewno. Mimo tego grupa Magnifficent Muttley nie rezygnuje i tworzy dalej. Ich tegoroczny krążek zatytułowany „Rear Window” to propozycja dla fanów brudnego, gitarowego brzmienia wspartego ciekawą, jak na rock, melodią kolejnych utworów. Na płycie zdecydowanie dominują cięższe partie oparte na gitarowych riffach. Doskonale sprawdzają się one w schemacie budowy kolejnych numerów, gdzie muzyczna płaszczyzna cały czas tworzona jest od spokojniejszych lub powtarzających się fragmentów do puentującego uderzenia (dobrym przykładem jest „Why Bother”, mój ulubiony utwór na płycie). Wspomniane riffy wyznaczają kurs nawet w utworach nieco spokojniejszych, jak na przykład w zamykającym album „The Scent”, gdzie pomimo jednolitego brzmienia finalnie przejmują one kontrolę nad piosenką. Jedynie w „A Walk” panowie odpływają dość mocno w dziwne (tak, to chyba dobre słowo), akustyczne rozważania – trochę niepasujące do reszty materiału, co nie znaczy, że będące gorszym elementem całej układanki. Jak widać (i słychać) znajdziemy na „Rear Window” nieco zwrotów akcji i różnorodności, dzięki którym płyta nie powinna znudzić się słuchaczowi po jednym dniu.

Buddy Guy „Born To Play Guitar”
(2015; RCA Records)
W Tarnowie niedawno skończył się bluesowy festiwal, o czym pewnie doskonale wiedzą ci, którzy regularnie śledzą wpisy na blogu. Ja w związku z tym pozostaję jeszcze na moment w bluesowym nastroju, a doskonałym powodem ku temu jest nowa płyta Buddy’ego Guya. Materiał okazuje się doskonałym przykładem polaryzacji bluesa z rockiem. Gitarowe, krwiste numery, w których autor stawia na techniczne popisy, przeplatają się z życiowymi opowieściami znad kufla piwa pitego w zadymionym barze na rozdrożu. Pomimo prawie osiemdziesięciu lat na karku, Buddy Guy wciąż utrzymuje wysoką formę. Jego palce w płynny sposób wędrują po strunach, wydobywając przy okazji czyste, harmonijne i przede wszystkim ładne dźwięki, będące swoistą poezją dla fanów gatunku. Płyta „Born To Play Guitar” nie będzie stanowiła przełomu w historii muzyki, ale też nikt tego nie oczekiwał. Urodzony w Luizjanie artysta od lat trzyma się tego, co wychodzi mu wzorowo – gra elektrycznego bluesa najlepiej ze wszystkich żyjących jeszcze mistrzów tego gatunku. Za to należą się mu duże brawa, ponieważ sztuką jest zagrać kolejny raz w podobnym stylu, znowu przy tym zaskakując.

Ratrace „Consumption”
(2015; Bajkonur Records)
Nie byłem nigdy punkiem, ale wśród znajomych kilku takich (aktywnych lub byłych) by się znalazło. W kwestii muzyki najbliżej było mi chyba do Polskiego Cukru, ale tutaj wchodziła kwestia koleżeństwa z basistą zespołu. Nie będę więc pisał, że moja znajomość tematu jest duża, bo tak nie jest. Z tego co zdążyłem jednak poznać muzykę punkową mogę śmiało stwierdzić, że płyta „Consumption” jest typowym materiałem wywodzącym się z tego gatunku. Podobnie jak opisywany wyżej krążek Buddy’ego Guya, tak i dziesięć utworów trójmiejskiego zespołu nie będzie kamieniem milowym na scenie. Trwający około dwudziestu minut album to wręcz podręcznikowy przykład definiujący termin „hc punk”. Panowie grają szybko i ostro, nie biorąc przy tym jeńców. Teksty wycelowane są w system, prawo i pogoń za konsumpcją, co również odpowiada panującym w punkowym środowisku tendencjom. „Consumption” nie jest jednak produktem jednowymiarowym. Powiedziałbym bowiem, że nosi on znamiona intertekstualności. Panowie z Ratrace wykorzystali na płycie fragmenty (wypowiedzi lub cytaty, jak nazywał to Gerard Genette) z filmów „Inglourious Basterds” (numer „Fuck The Law”) i „Reservoir Dogs” („We Can”). Nie zrobili tego oczywiście z własnego widzimisię. Otwarcie albumu słowami say auf Wiedersehn to your nazi balls ma sens – w końcu już w latach 90. polska grupa Bunkier użyła znamiennego tytułu „Naziści wypierdalać” dla swojego ówczesnego materiału. Płyta zespołu Ratrace nie zmieni na pewno mojego muzycznego gustu. Nie stanę się w tym momencie punkiem, jednocześnie nie oddalę się od niego na tyle, aby przestać sięgać po wybrane tytuły. Wszystko pozostaje status quo. (MAK)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne