Kolejny odcinek cyklu Krótka piłka poświęcam tegorocznym płytom, których zawartość określić można mianem muzyki słonecznej. W sam raz na lato, w sam raz na teraz.

Trails And Ways „Pathology”
(2015; Barsuk Records)
Przygotowując tę odsłonę cyklu Krótka piłka postawiłem sobie za cel, aby uwzględnić w niej płyty wykonawców, których nie usłyszymy w krajowych rozgłośniach radiowych. Ktoś powie: „Ale jaki ma to sens? Przecież wakacyjne przeboje kształtują właśnie radiowe playlisty”. W porządku, tylko kto zmusi nas do słuchania RMF-u? Dzisiaj proponuję tylko alternatywę, z której można skorzystać. Na dzień dobry zachęcam do sięgnięcia po najnowszą płytę zespołu Trails And Ways. Czwórka młodych ludzi, którzy poznali się na studiach na kalifornijskim uniwersytecie w Berkeley, przygotowała swój długogrający debiut. Muzycznymi żółtodziobami wcale nie są. Grupa na koncie ma tryptyk złożony z epek zatytułowanych kolejno: „Territorial”, „Temporal” i „Trilingual”. W zasadzie tytuł ostatniego krążka najbardziej pasowałby także do materiału z LP, który zaśpiewany został właśnie w trzech językach: hiszpańskim, portugalskim i angielskim (z przewagą tego ostatniego). Wybór słów, jako nośnika emocji, pociągnął za sobą odpowiedni muzyczny klimat. „Pathology” to starannie przygotowana mikstura, której głównymi składnikami są melodyjny pop oraz elementy muzyki latynoskiej (z Półwyspu Iberyjskiego i Brazylii). Amerykańscy muzycy z gracją łączą na swojej płycie syntetyczne i przetworzone dźwięki (taneczny „Skeletons”), kalifornijski surf-pop oraz bossa novę („Terezinha”), serwując słuchaczom ciepłą, radosną i słoneczną porcję dźwięków będących, co warto zaznaczyć, wynikiem inspiracji, jakie przyniosły Kalifornijczykom podróże do kraju kawy i Hiszpanii.

Dayme Arocena „Nueva Era”
(2015; Brownswood Recordings)
Słuchając pierwszy raz płyty „Nueva Era” nie wiedziałem nic o jej autorce. Co prawda spoglądała na mnie z okładki czarnoskóra kobieta, ale w życiu nie przypuszczałem, że to właśnie Dayme Arocena. Nie zgadzał mi się wiek – zbyt młody na to, co słyszałem w głosie. A słowa piosenek zawartych na krążku, chociaż w większości dla mnie niezrozumiałe (nie wszystkie teksty napisane zostały bowiem po angielsku), niosły ze sobą pewien brzmieniowy bagaż egzystencjalnego doświadczenia, którego nie mogłaby posiąść dwudziestokilkuletnia osoba. Zostałem wyprowadzony w pole. Tak, postać na okładce to Dayme Arocena. Tak po raz drugi – wokalistka nie ma kilkudziesięciu wiosen, a żeby dowalić mi ostatecznie – jest młodsza nawet od osoby piszącej te słowa. Nie ma to jednak żadnego znaczenia. Urodzona na Kubie piosenkarka wyłowiona została przez kanadyjską saksofonistkę Jane Bunnett, która znana jest z pracy z hawańskimi muzykami. Skończyło się na gościnnym udziale na płycie. Szansę na solową karierę artystce dał za to Gilles Peterson – prezenter BBC, który przybył na Kubę w celu nagrania wspólnego materiału z tamtejszymi muzykami. Głos Dayme zachwycił Anglika do tego stopnia, że ten bez wahania zaprosił ją do Londynu. Efektem płyta „Nueva Era”. Materiał składa się z dziesięciu utworów, których klimat znacząco nie odbiega od typowo kubańskiej muzyki. Tworzą go przede wszystkim dźwięki klawiszy, bongosów, trąbki i shakerów. Do tego cajon i djembe dodające szczyptę afrykańskiego vibe’u. Atutem Dayme jest rzecz jasna głos – z jednej strony mocny, z drugiej subtelny, otulający słuchacza i kojący nerwy. Jego walory ujawniają się w stu procentach nie na materiale studyjnym, ale zapowiadającej go płycie live zatytułowanej „The Havana Cultura Sessions EP”. Spotkałem się z opinią wskazującą Arocenę na następczynię Cesarii Evory. Z takimi osądami wstrzymałbym się przynajmniej do czasu, aż kubańska wokalistka zagra trasę po Europie i wyprzeda w całości chociaż połowę koncertów. Niemniej, warto mieć jej postać już teraz na radarze.

Nova Collective „New Samba EP”
(2015; -)
Irlandzki band grający muzykę rodem z Brazylii? Tak, to właśnie Nova Collective. Teoretycznie może być w tym pewien rodzaj niezgodności, ale kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, że część zespołu ma latynoskie korzenie, nic nie będzie stało już na przeszkodzie, aby sprawdzić ich dokonania. „New Samba EP” to tylko cztery utwory. Długość materiału nie ma tutaj jednak nic do rzeczy. Pomimo niespełna piętnastu minut, płyta dublińczyków emanuje energią, brazylijskim vibem, żywiołowością samby i jazzową perfekcją. Ciepły głos Luany Matos doskonale zgrywa się z muzyką autorstwa lidera grupy, Louisa Ryana. Muzyką, warto zauważyć, trafioną w punkt. Rytmika, rytmika i jeszcze raz rytmika! – chciałoby się krzyknąć słuchając tej epki. Nawiązująca w doskonały sposób do korzeni muzyki spod znaku bossa novy płyta bardzo szybko przeniesie nas w tropikalne rejony i radosne jazzowe kluby w Rio.

Jay Leung „Mid-Sized Dry Goods”
(2015; -)
Na koniec płyta, która został mi polecona. Zastanawiam się jednak, czy osoba rekomendująca chciała zrobić mi psikusa, czy też faktycznie polubiła ten album? „Mid-Sized Dry Goods” nie jest bowiem materiałem idealnym. Kuleje szczególnie wokal Jaya Leunga – momentami wyjący, zbyt przeciągany w partiach końcowych (strasznie brzmi to na przykład w kawałach „Brother” i otwierającym płytę „Parentheses”). Właściwym dla tej sytuacji rozwiązaniem wydaje się to zastosowane w utworze tytułowym, gdzie większość przeciągnięć (szczególnie w pierwszej części piosenki) zastąpiona została klasycznym „u-u-u-u”. Mimo tego naprawdę irytującego śpiewu jest w tych dziesięciu piosenkach coś, co sprawia, że chce się do nich wracać. Niewymuszona lekkość, akustyczna zabawa i balansujące na granicy jazzu, popu oraz bossa novy dźwięki – to as w rękawie Jaya Leunga i jego kompanów. Gdyby tylko „Mid-Sized Dry Goods” był płytą instrumentalną, postawiłbym nawet czwórkę. (MAK)

Zdjęcie w nagłówku: źródło; licencja CC0 Public Domain.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne