Krótko o trzech płytach, które łączy jeden wspólny mianownik, jakim jest pewien rzeszowski raper (o którym w zasadzie pisał tutaj dużo nie będę).
Homex „Strona 2 EP”
(2014; Fandango Records)
Zaczynam od materiału chronologicznie najnowszego. Jakiś czas temu (dwa, może trzy lata wstecz – dokładnie nie pamiętam) usłyszałem numer Homexa, którego tytułu nawet nie jestem sobie w stanie przypomnieć. Zapewne dlatego, że moja pamięć wyparła to wydarzenie. Homex nie zrobił na mnie wtedy dobrego wrażenia, wręcz zniechęcił do poznawania swojej twórczości. Teraz reprezentant Łańcuta wraca, aby w barwach Fandango Records wydać swój solowy materiał zatytułowany „Homework”. „Strona 2 EP” to swego rodzaju przystawka przed daniem głównym. Cztery numery opublikowane w sieci to mieszanka brudnej, ostrzejszej hip-hopowej muzyki z bezkompromisowymi i szorstkimi jak pumeks wersami. Homex dobrze płynie na bitach, swoim charakterystycznym głosem dzieli się ze słuchaczami ciekawymi linijkami, z których wynika, że jako człowiek i raper ma na siebie pomysł. Jeśli longplay, który już niedługo ujrzy światło dzienne, utrzymany będzie w takim klimacie i pozbawiony zostanie przy okazji wpadek (czytaj: gościnna zwrotka Pluto w numerze „Kroki”) oraz – mam nadzieję – nie znajdzie się na nim Miuosh, z pewnością będzie to jedna z lepszych rapowych płyt z południa Polski. A tych w najbliższym czasie zabraknąć przecież nie powinno. Ajken i Eskaubei, którzy pojawiają się na epce Homexa, również pokazują się z dobrej strony i wysyłają różne sygnały o muzycznych planach.

Łozo aka Pitahaya „Między ziemią a niebem”
(2013; Dwaem Music)
Kolejny utalentowany człowiek przegrał z rzeczywistością. Łozo płytą „Między ziemią z niebem” mówi słuchaczom „Do widzenia”. To kolejny po Jocie reprezentant wrocławskiej sceny, który w ostatnim czasie postanowił – cytując pewnego poznańskiego klasyka – odłożyć mikrofon w futerał. Pożegnalny krążek w dorobku rapera to materiał w stu procentach klasyczny – zarówno pod względem podkładów, jak i nawijki. Łozo nie podąża za modą na elektronikę czy hasztagi. Ma swój wypracowany przez lata styl, którzy w połączeniu z muzyką serwowaną przez producentów (m.in. Skaja, Udara i didżeja Pstyka) tworzy specyficzny klimat: trochę gorzki, nieco przesiąknięty brudem, częściowo chłodny, jednak w każdej sylabie i takcie emanujący emocjami. W zasadzie dolnośląski emcee mógłby pożegnać się z fanami w pełni solową płytą. Mógłby, ale postanowił inaczej. Ostatecznie wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. Eskaubei, Maz (moim zdaniem najsłabszy rymowany featuring), Junes i Kościey. O szesnastce tego ostatniego powiedziano i napisano już dużo. Według mnie – zachwyty ponad miarę. Od zawsze jestem zdania, że prywatne sprawy powinno załatwiać się na solowych numerach, a nie przenosić je na płyty osób, które zapraszają nas na tzw. feat. Ot, refleksja na temat relacji międzyludzkich i zasad bycia fajnym. A skoro jestem już przy kwestiach, które na „Między ziemią a niebem” mi się nie podobają, przywołam śpiewane fragmenty płyty (to „ooooooosiem-dwaaa” irytuje mnie jak nic innego na polskiej scenie A.D. 2013). Monotonia całego materiału również obniża ostateczną ocenę, a część odbiorców zapewne zachęci do ponownego wciśnięcia play i sprawdzenia krążka dwa, trzy razy z rzędu. Członek Wrooclyn Dodgers żegna się zatem z rapem ciekawym krążkiem; krążkiem, którego można było się jednak po nim po prostu spodziewać.

Wake Up Adina „Złota Piątka”
(2014; wydanie własne)
Żyłem w pełnym przekonaniu, że ta płyta ukazała się w czwartym kwartale 2013 roku. Wpływ na to błędne przeświadczenie miał zapewne fakt, że panowie z Wake Up Adina nad „Złotą Piątką” pracowali naprawdę długo, co jakiś czas publikując nowe utwory, które podgrzewały atmosferę przed ostateczną premierą. Koniec końców materiał w formie fizycznej ukazał się w styczniu. Data w zasadzie nie jest aż tak istotna – szczególnie w sytuacji, kiedy do czynienia mamy z naprawdę ciekawym zestawem kawałków. Tego się słucha i będzie słuchało – w 2013, 2014 i w 2015 zapewne też. „Złota Piątka” to w sumie piętnaście numerów opartych na podkładach autorstwa Globalnego Odlota i Korzenia, dla których fundamentem stały się jazzowe, soulowe i funkowe sample. W połączeniu z dobrą linią basu i bębnami oraz nawijką raperów odsyłają one do klasycznego okresu hip-hopu. W przypadku płyt, których proces nagrywania rozłożony jest w dłuższym okresie, często da się usłyszeć pewne nierówności we flow czy technice rapowania. Wake Up Adina zaprzecza temu stwierdzeniu. Odlot i Repo w przekroju całego krążka utrzymują w miarę równy poziom, co jest niewątpliwie pozytywnym aspektem. Oczywiście nie będzie niczym nowym jeśli napiszę, że Zeus i Skorup swoimi zwrotkami gospodarzy spuszczają do niższej rap-ligi, ale to niemal standard w ostatnim czasie i ryzyko wynikające z zapraszania tych postaci do współpracy. „Złota Piątka” to – z gościnnymi wersami czy bez nich – dobra płyta od ludzi zamieszkujących miejsce, gdzie „płonie słoneczko jak Polsat”. Trochę słońca, trochę radości i dobry rap – czego chcieć więcej? (MAK)






Dodaj komentarz