„Marika spoko, Tomek Lipiński jest dla mnie bogiem. Czekałem na ten koncert całe życie. Żałuj, że cie nie było” – esemesa o takiej treści dostałem od znajomego około godziny dwudziestej trzeciej w sobotę, 6 lipca. Wracałem akurat z tarnowskiego amfiteatru z hip-hopowej części Zde(a)rzeń. „To ty żałuj, że nie byłeś na Te-Trisie!” – odpisałem.

Czy faktycznie straciłem wiele odpuszczając koncerty Spokoarmii i Tiltu, jakie miały miejsce na Rynku? Pewnie tak, w końcu obie grupy prezentują dobrą muzykę, mają w zanadrzu parę hitów, które rozruszają nawet najbardziej drętwą publikę. Organizatorzy ułożyli jednak plan Dni Tarnowa w taki, a nie inny sposób. Należało po prostu dokonać wyboru. Ja zdecydowałem się na hip-hopową część imprezy głównie ze względu na Te-Trisa, o którego koncertach spływały do mnie od jakiego czasu same pochlebne opinie. Przyznam szczerze – trochę nie dawałem wiary tym wszystkim zachwytom. Po sobotnim wieczorze zmieniłem zdanie.

Jednak zanim na scenie tarnowskiego amfiteatru pojawił się Tet, przed publiką zaprezentował się Kajman. Co ciekawe, nie był sam. Na scenie towarzyszył mu niezapowiedziany wcześniej gość specjalny – Borixon. Żywa legenda polskiego rapu, członek WYP3 – jednej z pierwszych krajowych grup hip-hopowych nad Wisłą, wspierał swojego młodszego kolegę z Kielc, dostając również szansę na zaprezentowanie miejscowym fanom kilku solowych numerów (zabrzmiał m.in. ostatni przebój BRX-a, „Papierosy”). Niestety, według moich wcześniejszych przewidywań, część publiczności od początku chciała usłyszeć tylko jeden przaśny numer. Kajman nawet przez moment bronił się przed wykonaniem „Nie lubimy robić”. – Rzygamy już tym kawałkiem! – krzyknął w stronę publiki, by później jednak ugiąć się i na koniec go wykonać.

Mniej więcej od godziny dwudziestej pierwszej scena należała już do Te-Trisa. Energia, która faktycznie daje moc do lotu. Pochodzący z Siemiatycz wykonawca udowodnił, że jest aktualnie najlepszym raperem w tym kraju. Flow, technika, ciekawe wersy, stylistyka kolejnych numerów, dobra selekcja podkładów. Wszystko to – plus trzyosobowy band (didżej, perkusja i klawisze) – sprawiło, że koncert w ramach tegorocznych Zde(a)rzeń zebrał sporo ciepłych słów nie tylko wśród miejscowego środowiska hip-hopowego, ale także osób nieobcujących na co dzień z tego typu muzyką. Tarnów po prostu potrzebuje tego typu koncertów. O frekwencję – co pokazują m.in. ostatnie dwie edycje Juwenaliów, na których zagrali Ten Typ Mes, Grubson i HiFi Banda, oraz koncerty klubowe (Pokahontaz, Hemp Gru czy KaeN) – nie powinniśmy się martwić. Odbiorców rapu w małopolskim mieście jest wielu, należy tylko powierzyć organizację wydarzeń odpowiednim osobom.

W sobotę dzięki muzyce, ale także Slide’owo (miejscowemu street artyście), który w towarzystwie swojego ojca odmalował kopułę nad sceną, w tarnowski amfiteatr tknięte zostało nowe życie. Miejsce, w którym od kilku lat nie odbywały się żadne imprezy kulturalno-rozrywkowe i którego los rok temu został już niemal przesądzony (podobno na placu powstać ma parking), ponownie nabrało kolorów i jako takiego wyglądu. Wiele jest jeszcze do zrobienia, aby amfiteatr ponownie zaczął wyglądać jak w okresie swojej największej świetności. Jako mieszkańca Tarnowa cieszy mnie jednak, że pierwszy krok został już wykonany. Brawo Getup Junkies, brawo Urząd Miasta. (MAK)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne