Grupa Poleshift Project w sobotę wystąpiła przed tarnowską publicznością na antresoli w Centrum Sztuki Mościce. Zapraszam do sprawdzenia relacji z koncertu oraz obejrzenia jego fragmentów zarejestrowanych w formie krótkiego wideo.
Paradoks: od debiutantów wiecznie wymaga się, aby zaskakiwali, nie robili muzyki wszystkim już znanej, mieli własny styl. Kiedy artyści ci faktycznie sięgają po coś, co odbiega od przyjętych i znanych z radia standardów, niemal z miejsca stają się banitami, przegrywając na starcie bitwę o potencjalnego słuchacza. Formacja Poleshift Project (Malwina Kołodziejczyk – saksofon tenorowy, Kuba Wójcik – gitara, Jakub Miarczyński – perkusja) nie ogląda się na innych, wybierając przy tym niełatwą drogę dotarcia do świadomości słuchacza z brzmieniem równie ciekawym, co trudnym w odbiorze.
Poleshift Project w Centrum Sztuki Mościce
Występem w Centrum Sztuki Mościce trio zakończyło trzydniowy marcowy mini tour po południu Polski (Gliwice, Bytom, Tarnów). Nie wiem jak frekwencja w innych miastach, ale w Tarnowie przygotowana dla publiki przestrzeń wypełniona została w stu procentach (warto jednocześnie zaznaczyć, że koncert nie odbył się na głównej sali koncertowej, a na antresoli; decyzja bardzo dobra, bowiem Poleshift Project nie jest jeszcze zespołem przyciągającym tłumy). Co więcej, osoby przybyłe na koncert nie były przypadkowe. Zainteresowanie i skupienie – to dało się odczytać z ich twarzy. A skupienie okazało się cechą przydatną w sobotni wieczór. Muzyka grana przez trójkę młodych ludzi do łatwych nie należy. Sami określają ją jako muzykę improwizowaną, mieszankę free jazzu, muzyki klasycznej, punka i folku. Ja określiłbym to jako psychodeliczny jazz, bez ewidentnej dominacji jednego instrumentu, bez lidera, chociaż z ciągle powracającym wrażeniem, jakoby każdy z członków zespołu grał osobno, w oderwaniu od reszty grupy. Wszystko to jednak ma sens – trzeba tylko być tego świadkiem, posłuchać na żywo. Później przegryźć się przez to i zrozumieć. Tak, tak – zrozumieć. Bez tego muzyka Poleshift Project nie ma racji bytu.
Muzyczny występ uzupełniony został o grę światłem. Zimny błękit, gorąca czerwień i dająca nadzieję zieleń, komponując się z kolejnymi fragmentami koncertu, oddawały niejako klimat granych melodii, wprowadzając jednocześnie słuchaczy w odpowiedni (odpowiedniejszy?) nastrój. Co ciekawe, trio na żywo prezentuje kolejne kompozycje bez wyraźnych pauz. Muzyka zlewa się w jeden strumień, co wywołuje wrażenie uczestnictwa w jednej, wielkiej muzycznej improwizacji.
Malwina Kołodziejczyk dziękując tym, którzy na koncert przybyli i, tutaj cytat, „wytrzymali do jego końca”, dała jednoznacznie do zrozumienia, że sam zespół jest świadomy trudności, jakie czekają na słuchacza obcującego z tą muzyką. Czy Poleshift Project znajdzie odbiorców dla swojego brzmienia? Zapewne tak, zawsze bowiem pozostaje do zapełnienia jakaś nisza. A koncert, chociaż darmowy i nieodbywający się na głównej sali CSM, nie był wcale gorszy od tych imprez, na które bilety wstępu kosztują po kilkadziesiąt złotych. (Mateusz „Axun” Kołodziej)




Dodaj komentarz