W dzisiejszej Krótkiej piłce sięgam po dwie nowości: „Pozytywkę” zespołu Reggeneracja oraz imienny materiał formacji Deyacoda. Do tego – w związku z pewną rocznicą – przypominam płytę „Hey Jimi. Polskie gitary grają Henrixa”. Zapraszam do lektury.
Reggeneracja „Pozytywka EP”
Reggeneracja, jak na zespół grający reggae, trzyma się pewnych narzuconych przez gatunek standardów (wymogów?) w kwestii doboru tematów piosenek. Świat nie jest zły, działajmy razem, popatrzmy na gwieździste niebo, chwyćmy się za ręce, ponieważ wtedy możemy wszystko, a już najlepiej spalmy rano jointa – wówczas na pewno rzeczywistość nabierze nie tylko różowych, ale i zielono-żółto-czerwonych barw. Zapewne słyszeliście to już na niejednej rasta-płycie. Monotonia jest też minusem warstwy muzycznej. Kolejne piosenki są do siebie podobne – nie łudząco, ale jednak podobne. Przy zapowiedziach, że „Pozytywka” będzie naznaczona także innymi gatunkami niż reggae, efekt finalny trochę nie zadowala. Chociaż panowie z Ustrzyk Dolnych tzw. „Ameryki” nie odkrywają, fani reggae – szczególnie ci, którym stylistycznie bliżej jest do Kamila Bednarka niż Vavamuffin – będą zadowoleni. Przed Reggeneracją jeszcze długa droga. Najlepszym rozwiązaniem na teraz są koncerty, prezentowanie swojej muzyki na żywo, rozwój i bezpośredni kontakt z publicznością. Następny krok to praca nad pełną płytą – w zamierzeniu materiałem lepszym od epki, która powinna być dla czwórki muzyków dobrym punktem odniesienia dla przyszłych ruchów.

Deyacoda „Deyacoda EP”
Krzysztof Rustecki był kiedyś członkiem formacji Testor, która w przeszłości gościła już na łamach blogu. Teraz wokalista powraca na AxunArts dzięki nowemu projektowi. Grupa Deyacoda – pracująca aktualnie nad premierowym albumem – aby zająć czymś słuchaczy, daje próbkę swoich muzycznych pomysłów w formie epki. Całość to tylko cztery, większości fanom zespołu raczej znane utwory: „Alive” z napędzającą całość ciekawą perkusją, mocny „Slave”, zakorzenione w grunge’u „Falling Down” (pamiętacie tę piosenkę z programu Kuby Wojewódzkiego?) oraz chyba najciekawszy ze wszystkich numerów, czyli „My Creed”. W porównaniu do przywołanego wcześniej Testora muzycznie jest nieco lżej. Nagraniom nie brakuje jednak energii, szybkości czy momentów swego rodzaju, charakterystycznej dla metalowych grup, muzycznej agresji. Próba generalna przed ukazaniem się płyty wypada zatem dobrze, dając spore nadzieje, że premierowy longplay przyniesie więcej dobrego hałasu.

Składanka „Hey Jimi. Polskie gitary grają Henrixa”
Wczoraj, 18 września, obchodziliśmy kolejną smutną rocznicę: 42 lata bez Hendrixa. Takie daty często są – choć być nie powinny – pretekstem do sięgnięcia po muzykę zmarłego. Są jednak ludzie, którzy pamiętają o Jimim cały czas. Co roku wiosną przyjeżdżają do Wrocławia i wspólnie grają największy przebój czarnoskórego gitarzysty – „Hey Joe”. Płyta „Hey Jimi. Polskie gitary grają Henrixa” (2008) jest swego rodzaju efektem tych spotkań. Kompozycje Amerykanina przypominają m.in. Wojciech Waglewski, Wojciech Klich, Marek Raduli, Krzysztof Ścierański, Leszek Cichoński i Jan Borysewicz. W sumie dwanaście utworów, które większość z nas miała okazję usłyszeć już wcześniej. Jak przystało na album wydany przez Agorę, „Hey Jimi” jest czymś więcej niż zwykłym CD w plastikowym pudełku. Oprócz krążka, dostajemy także bogatą książeczkę, m.in. z tekstem Zbigniewa Hołdysa o Hendrixie (życzyłbym sobie, aby Hołdys więcej pisał o muzyce, nie zaś – jak miało to miejsce w ostatnich latach – o sprawach, na których kompletnie się nie zna; skorzystalibyśmy na tym wszyscy!). Płyta, która nie jest żadnym świadectwem geniuszu Hendrixa – za takowe uznać należy raczej autorskie albumy muzyka. „Hey Jimi” to nic innego jak hołd, który po prostu się należał. (Mateusz „Axun” Kołodziej)






Dodaj komentarz