Składanki i płyty typu „the best of” są chyba najtrudniejsze do zrecenzowania. Bo jak oceniać krążki zawierające z reguły to, co najlepsze w repertuarze danego wykonawcy? Ja tzw. złotego środka nie mam, niemniej jednak napisałem kilka słów o „Funkhaus Studio Session” i „Dance Again… the Hits”.

Jennifer Lopez „Dance Again… the Hits”
Wczoraj ogłoszono, że J.Lo odwiedzi nasz kraj. Podczas wrześniowego koncertu w Gdańsku piosenkarka zaprezentuje swoje największe przeboje, które od kilku dni nabyć można w formie płyty. Album zatytułowany „Dance Again… the Hits” to nic innego, jak zbiór najważniejszych piosenek w karierze Amerykanki uzupełnionych przez dwa nowe numery (tytułowy „Dance Again” i „Goin’ In”) oraz remiksy. W premierowych kawałkach Lopez wspierana jest przez Pitbulla i Flo Ride. Szału nie ma, jednak pamiętać powinniśmy, że piosenek typu „If You Had My Love” i „Get Right” nie będziemy słuchać w chwilach podniosłych, ale momentach zabawy, sielanki i – kto wie – upojenia alkoholowego. W końcu z taką muzyką na trzeźwo egzystować się nie da.

Jazzanova „Funkhaus Studio Session”
Nie chcę wyjść na sceptycznie nastawionego, ale wygląda na to, że Jazzanova zaczyna, jak to mawiają, odcinać kupony. Wskazuje na to przynajmniej tegoroczny album zatytułowany „Funkhaus Studio Session”. I już nie chodzi o to, że płyta składa się w większości z utworów prezentowanych już wcześniej przez niemiecki kolektyw, bo taka jest koncepcja tego materiału. Razi to, że muzycy decydując się na sesję nagraniową w berlińskim studiu GDR Rundfunk Orchestra, postawili jedynie na odtworzenie czegoś, co już dobrze znamy. W zasadzie, gdyby nie głos Paula Randolpha, który na „Funkhaus Studio Sessions” jest jedynym wokalistą, to czym różnią się na przykład „Look What You’re Doin’ to Me” i „Little Bird” od swoich odpowiedników z krążka mającego premierę w 2008 roku? Nie zrozumcie mnie źle – ta płyta hipnotyzuje, swoim funkującym brzmieniem wprawia ciało w ruch, muzycznie zrealizowana jest na najwyższym poziomie (czego akurat po tym zespole mogliśmy się spodziewać). Szkoda tylko, że Jazzanova do całego przedsięwzięcia podeszła tak zachowawczo, odegrała utwory „od A do Z”, nie decydując się na, nazwijmy to, małe muzyczne wariactwa.

Mateusz „Axun” Kołodziej

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne