Wróciłem ostatnio do pewnej płyty z 1989 roku i tak się w niej zasłuchałem, że o jednym z utworów postanowiłem napisać coś więcej. Zapraszam do dzisiejszego odcinka cyklu Gold Song.

Urodził się niespełna pół wieku temu (to już prawie pięćdziesiąt lat!) w Nowym Jorku, nagrał dziewięć płyt, z których ostatnia – zatytułowana „Black and White America” – ukazała się w roku ubiegłym. Lenny Kravitz – wokalistka, autor piosenek, producent, a nawet aktor. Laureat wielu nagród, triumfator rankingów – tych bardziej i mniej muzycznych. Idol – prawie trzy i pół miliona fanów na oficjalnym koncie na Facebooku plus długa lista profili prowadzonych przez miłośników jego talentu.

Lenny Kravitz (foto: last.fm)

Kravitz studyjnym albumem debiutował w 1989 roku. „Let Love Rule”, bo tak brzmi właśnie tytuł pierwszej płyty amerykańskiego muzyka, to mieszanka rocka (trochę psychodelicznego), funku i soulu. Dzisiaj powiedzielibyśmy: zestaw brzmienia, do jakiego Lenny nas przyzwyczaił. Wówczas na rynku muzycznym był czymś świeżym, chociaż nie bez powodu zestawiano go z Princem, jako artystę poruszającego się w bardzo podobnych klimatach. Debiutancki krążek nie okazał się wielkim hitem, dawał jednak optymistyczne prognozy na przyszłość. Pierwszym singlem promującym materiał był utwór tytułowy, który to wybrałem właśnie na dzisiejszy Złoty Przebój. (MAK)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne