Everlast i Rob Geer – niby dwóch panów z gitarami, ale dwa różne albumy, sięgające do innych muzycznych korzeni i inne inspiracje. Zapraszam do sprawdzenia dzisiejszej Krótkiej piłki.
Rob Geer „Find Your Way Home”
Kolejny przystojny pan z gitarą, który swoimi życiowymi piosenkami o świecie i relacjach międzyludzkich znajdzie rzeszę fanek? Jason Mraz i John Mayer z niego żaden, więc może być trudno. Tym bardziej, że muzyką trafi raczej do gustu słuchaczy formacji Bon Iver. „Find Your Way Home”, jego tegoroczny album, na którym znajdziemy w sumie dziesięć piosenek, daje jednak powody, aby Robowi przyjrzeć się uważniej. Wielką zaletą tego materiału jest jego płaszczyzna liryczny. Teksty poszczególnych piosenek są niezwykle obrazowe i metaforyczne, kreślą przed słuchaczem jakąś przestrzeń i wypełniają ją słowami. Przeważają tutaj historie o tej „ciemnej stronie” ludzkiej duszy („Assassian”, „Human Nature”, „Under Devil’s Skin”). Geer wyśpiewuje w nich o troskach i bolączkach człowieka, akompaniując przy tym na gitarze. Wokalnie czasami odstrasza (szczególnie momenty „wycia” mogą nas zniesmaczyć), ale całościowo krążek broni się na mocne cztery punkty. Płyta do sprawdzenia na robgeer.bandcamp.com, a poniżej odsłuch mojego faworyta – „Fleeing The Scene Of The Crime”.

Everlast „Songs Of The Ungrateful Living”
Wracam jeszcze na chwilę do ubiegłego roku, a to za sprawą krążka Everlasta. Szósta w dyskografii solowa płyta muzyka znanego z hip-hopowych grup House of Pain i La Coka Nostra trafiła do sklepów jesienią 2011 roku i jak na solowy projekt Everlasta przystało, okazała się materiałem utrzymanym w rockowo-bluesowym klimacie z domieszką country („The Crown”) i rapu (singiel „The Rain”). Erik Schrody zwraca uwagę w swoich piosenkach na to, o czym wspomina na nowym albumie także Bruce Springsteen – współczesną Amerykę, którą jest rozczarowany, jak większość przedstawicieli jego pokolenia. Muzycznie materiał „Songs Of The Ungrateful Living”, w zestawieniu z prezentowanym wyżej Geerem, jest bardziej urozmaicony. Oprócz gitar, warstwę brzmieniową tworzy tutaj m.in. masa sampli, klawisze i banjo. Dzięki temu płyta nie jest monotonna i słucha się jej z zaciekawieniem nawet któryś raz z rzędu. Do najlepszych albumów – „Whitey Ford Sings The Blues” i „White Trash Beautiful” – trochę brakuje, ale posłuchać warto. Everlast wszak nie przyzwyczaił nas do nagrywania słabej muzyki, prawda?





Dodaj komentarz