Drugi tydzień tegorocznego festiwalu sztuki Art Fest 2011 zakończył muzyczny akcent w postaci występu Czesława Mozila z zespołem.
Czesław Śpiewa, a więc muzyczny projekt Czesława Mozila, któremu na scenie towarzyszyli Marie Louise von Bülow (gitara, kobtrabas), Jakob Munck Mortensen (instrumenty dęte; ten człowiek wygląda jak zaginiony trzeci blues brother!), Hans Find Møller (kontrabas, gitara elektryczna), Troels Drasbeck (instrumenty perkusyjne, ukulele) oraz Martin Bennebo Pedersen (akordeon), drugi raz w tym roku odwiedził Tarnów. Od wrześniowego koncertu występ, będący częścią festiwalu Art Fest, różniło nie tylko miejsce, ale i repertuar. Tym razem publiczność miała okazję posłuchać muzycznej interpretacji poezji Czesława Miłosza. Wszystko w ramach promocji płyty „Czesław Śpiewa Miłosza”, która do sklepów trafiła na początku listopada (więcej o samej płycie pisałem tutaj).
Okładka płyty „Czesław Śpiewa Miłosza”
Mozil od razu na początku koncertu zaznaczył, że to, co za chwilę zobaczymy i usłyszymy, nie będzie poezją śpiewaną. Faktycznie nie było – i bardzo dobrze. Bo nie chodzi o to, żeby poezję próbować jeszcze bardziej wynosić na piedestał. Czas najwyższy zejść z nią do ludzi, którzy na co dzień z nią nie obcują lub boją się po nią sięgnąć w obawie przed niezrozumieniem. Tak właśnie zrobił Czesław – nie znał tekstów swojego imiennika przed nagraniem płyty, ale praca nad albumem pozwoliła mu na swój sposób zrozumieć wybrane wiersze. I co najważniejsze, zrobił to częściowo utrzymując brzmienie znane chociażby z „Debiutu”, dzięki czemu zachował ciągłość muzycznych dokonań.
Zespół rozpoczął koncert, podobnie jak płytę, od wykonania „Słońca”, by później, także utrzymując kolejność znaną z krążka, przedstawić następne interpretacje wierszy polskiego noblisty. W tej części występu szczególnie do gustu przypadło mi wykonanie „Walca”, w trakcie którego Mozil sam zagrał na pianinie oraz „Na ścięcie damy dworu”. W przypadku drugiego utworu, jak powiedział sam Czesław, jego zespół, który w tym momencie zrezygnował z usług perkusisty, jest niczym Wannabe Jazz Band.
Płyta z wierszami Miłosza to dosłownie pół godziny, więc nie zdziwił zupełnie fakt, że premierowy repertuar prezentowany podczas koncertu skończył się po prawie godzinie. I co tutaj dalej robić, kiedy publika patrzy i domaga się więcej? Grać, tylko grać! Zespół drugą część swojego występu poświęcił więc utworom znanym z „Debiutu” i „Popu”. Czesław zaśpiewał więc m.in. „Kruchą blondynkę”, „Ucieczkę z wesołego miasteczka”, „Żabę w betonie” i „Kiedy tatuś sypiał z mamą”. Co ciekawe, część osób zupełnie nie zorientowała się, że zespół zmienił repertuar. Słowa „Mógł też jej złamać paznokieć, wsadzić jej w oko łokieć, pokazać swój interes lub wyjąć skądś siekierę” były dla nich też autorstwa Miłosza. I to wcale nie jest proszę państwa żart.
Całość, w bisowym rozdaniu, zakończyła kompozycja „Zanim pójdę” w oryginale wykonywana przez grupę Happysad.
Czesław Mozil razem ze swoimi muzycznymi kompanami kolejny raz pokazał, jak bawić się z publicznością, jak nawiązywać z nią kontakt i uwodzić swoimi piosenkami. Dosłownie uwodzić.
Koncertowi towarzyszył wernisaż wystawy fotografii Wojciecha Prażmowskiego „Miłosz. Tutejszy”. (Mateusz „Axun” Kołodziej)




Dodaj komentarz