Zapraszamy do sprawdzenia nowego odcinka Krótkiej piłki, w którym przygotowaliśmy trzy krótkie recenzje następujących płyt: Miles Davis „Miles in Tokyo”, Arbak/Spenser „Na swoim miejscu” i J.Lo „Love?”.

Miles Davis „Miles in Tokyo”
Rzadko decyduję się na recenzowanie płyt starszych. Dzisiaj robię wyjątek od tej reguły, bowiem „Miles in Tokyo” gości w moich głośnikach ostatnio bardzo często i naturalnym odruchem jest to, że chcę o tym napisać. „Miles in Tokyo” to jeden z wielu live albumów w dyskografii mistrza trąbki. Materiał koncertowy zarejestrowany został w lipcu 1964 roku podczas występu zespołu Miles Davis Quintet w stolicy Japonii. Kwintet ten uformowały legendy muzyki jazzowej – oprócz Davisa na płycie usłyszymy Herbie Hancocka (pianino), Sama Riversa (saksofon), Tony’ego Williamsa (perkusja) i Rona Cartera (kontrabas). Trudno takie płyty oceniać. Wszystko przez to, że zdobyły one już status klasycznych pozycji w historii muzyki. Trudno się nie powtarzać, kiedy chce się coś o nich powiedzieć. Już dawno ktoś napisał, że oparte na klawiszach wprowadzenie ładnie nastraja i gładko przechodzi w trąbkę Milesa, Sam Rivers przez cały czas gra entuzjastycznie, a „So What” jest jednym z tych niezapomnianych popisów Davisa, o których będzie mówiło się zawsze. Słuchając takich płyt zawsze pytam się w głębi: „Ciekawe jakby to było usłyszeć i zobaczyć mistrza na żywo?” Też tak macie? (Mateusz Kołodziej)

Arbak/Spenser „Na swoim miejscu”
Jak wskazuje sam tytuł: wszystko jest na swoim miejscu. Dobre podkłady, teksty nie pozbawione sensu, ale też mające w sobie coś. Tym czymś może być różnorodność poszczególnych utworów. I to coś dotyka na szczęście nie tylko tekstów, ale również bitów. A sposób rapowania? Głos? Jak najbardziej na plus. Charyzmatyczny, a po kilku przesłuchaniach staje się nawet charakterystyczny. Wyraźnie słychać pracę włożoną w powstawanie tej płyty. Technikę, przemyślane „środki stylistyczne” – raczej nie wpychane na siłę. Prawdę mówiąc, gdyby remix Tasa – ta pozycja przeszłaby obok jak potężna banda z Czerniakowa. Nawet bym na nią nie spojrzał. A okazuje się, że jest to rzecz, nie tyle zbędna, co, mocno akcentując – dodatkowa. Ciekawostką jest również moja ciekawość co do osoby Słonia. Pojawia się w kawałku „Tu nie ma miłości” i … „say whaaaaaaaat?!”. Czasem myślę, że niektóre produkcje z Poznania powinny zamienić się tzw. fejmem. (Grzegorz Noszczyk)

J.Lo „Love?”
Jennifer Lopez nagrała płytę taneczną i też pod takim kątem jest ona tutaj oceniana. To jest muzyka do zabawy, dobra na nocne szaleństwa na parkiecie, a nie rozmyślania nad sprawami mniej przyziemnymi. Lopez to nie Dido lub Björk, więc nie spodziewajcie się po niej rzeczy wzniosłych. Bo chociaż wszystkie trzy wymienione wokalistki często śpiewają o miłości, to będą to zupełnie dwa różne oblicza tego uczucia. (Mateusz Kołodziej)

3 odpowiedzi na „Krótka piłka #92: „Love?”, „Na swoim miejscu”, „Miles in Tokyo” (recenzje)”

  1. arbak zajebistą płyte zrobił! od tygodnia mam w playerze.

    Polubienie

  2. lopez

    Polubienie

  3. lopez – wymiotuję

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne