Premiera drugiego solowego albumu jednej z wokalistek, która z grupą Sistars jeszcze sześć lat temu podbijała polskie listy przebojów, przeszła prawie bez echa. A szkoda, bo „Renesoul” Pinnaweli to pozycja warta uwagi.
Kiedy cztery lata temu siostry Przybysz wydawały swoje pierwsze solowe płyty, czymś naturalnym było ich porównywanie. Bez mrugnięcia okiem mówiłem wówczas, że materiał autorstwa Natu jest tym lepszym (wypadałoby dodać o dziwo tak mówiłem, bowiem zawsze Paulinę uważałem za wokalistkę z wyższej półki). To „Maupka Comes Home” niosło ze sobą jednak energię, fajny soulowy vibe, miłe melodie i tak najzwyczajniej w życiu – lepsze piosenki. Dzisiaj, w 2011 roku, sytuacja ta odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. To Pinnawela swoim „Renesoul” zakrywa przysłowiowym kapeluszem drugi album siostry (mowa o wydanym jesienią ubiegłego roku materiale „Gram duszy”).
Pinnawela „Renesoul”
„Renesoul” to momentami materiał dość autobiograficzny. Utwory, takie jak „Macia”, „Serce” i „Przeczucie”, ocierają się o pewien rodzaj ekshibicjonizmu, który dobrze sprawdza się na płytach. Piosenki i ich teksty działają w obie strony – dla Pauliny są swego rodzaju terapią (wokalistka musiała widać w jakiś sposób wyrzucić z siebie pewne emocje i zrobiła to właśnie za pomocą piosenek), a dla słuchaczy znakiem, że artystka traktuje ich poważnie, nie wciska tanich historyjek, ale autentyczne życie i uczucia. A o to przecież w muzyce chodzi.
W stosunku do debiutanckiego „Soulahili”, wokalistka zmieniła nieco koncepcję nowej płyty. Po pierwsze, co widać jeszcze na okładce (a więc zanim CD wyląduje w odtwarzaczu), to materiał skąpszy pod względem ilości utworów. Zamiast siedemnastu kawałków dostajemy ich dziesięć plus „Intro”. Poprawka jak najbardziej udana, bowiem w stosunku do wcześniejszego krążka, „Renesoul” jest bardziej równy i stanowi zgrabną całość. Po drugie, Pinnawela zrezygnowała wyłącznie z języka angielskiego, jako głównego języka swoich tekstów. Na tegorocznym wydawnictwie znajdziemy więc, obok siebie, zarówno piosenki polsko-, jak i anglojęzyczne. Plus za ten ruch, bowiem wartościowego soulu w naszym kraju jest tyle, co wody na pustyni.
Słuchając „Renesoul” nie żal wcale tego, że Sistars, jako grupa, zakończyli już swoją działalność. Kto wie, czy gdyby wciąż nagrywali, to dostalibyśmy wówczas tak dobry solowy materiał młodszej z sióstr Przybysz. Być może nie… (Mateusz „Axun” Kołodziej)





Dodaj komentarz