O.S.T.R. wytrzymuje tempo i rokrocznie wydaje swoje nowe, solowe albumy. Teraz uraczył nas materiałem zatytułowanym „Jazz, dwa, trzy”. Jaki jest jedenasty krążek w karierze łodzianina? Zapraszamy do sprawdzenia recenzji.
Czasy, kiedy na płyty Ostrego czekało się z wypiekami na twarzy minęły bezpowrotnie. Muzyk przestał być postrzegany przez słuchaczy jako Ostatnia Szansa Tego Rapu. Mimo tego, po podaniu do wiadomości tytułu kolejnego krążka, zostałem napełniony optymizmem. Wszystko przez fakt zawarcia w nazwie płyty słowa jazz, który to – przynajmniej dla mnie – zawsze był w przypadku rapera z Bałut synonimem materiału utrzymanego na wysokim poziomie (vide „Jazz w wolnych chwilach” oraz „Jazzurekcja”, które bardzo sobie cenię). Smaczku dodawało jeszcze to, że Adam jest w formie, co pokazał na „Złodziejach zapalniczek” (premiera: grudzień 2010 roku).
O.S.T.R. „Jazz, dwa, trzy”
Nie dowiecie się jednak z tego tekstu niczego nowego. Ostry nie ma sobie równych, jeśli chodzi o podkłady muzyczne. Oczywiście wcale uwierzyć mi na słowo nie musicie, ale dzięki dowodom z płyty w postaci takich tracków, jak chociażby „R.E.L.A.K.S.”, „Introstan” (ciekawy pomysł z metronomem), „Szpiedzy tacy jak my”, „Boję się zestarzeć”, czy zamykający całość „Outrostan”, będziecie mogli przekonać się o tym sami. Ostry-raper wciąż niestety pozostaje w cieniu Ostrego-producenta. W przypadku „Jazz, dwa, trzy” łodzianin wyciągnął jednak wnioski z ostatnich trzech płyt i ta różnica nie jest już aż tak bardzo widoczna. Adam nie skrzeczy, a to duży krok na przód. Dzięki wyplewieniu tego natręctwa nie można już jednoznacznie powiedzieć, że Ostry jest asłuchalny lub nieznośny. W sferze tekstowej raper także zaliczył progres, chociaż do czasów, kiedy powstały „Ile jestem w stanie dać”, „Salsa”, „Kochana Polsko” i „Mówisz” brakuje jeszcze wiele.
Ostry drugi raz z rzędu przygotował dla słuchaczy płytę niespodziankę, która dołączona jest do albumu właściwego. Znajdziemy na niej rapowaną instrukcję do gry, która jest integralną częścią zestawu (tak samo zresztą, jak plastikowe pionki). Cała zabawa polega na tym, aby wykonywać zadania, jakie wyznaczają nam, oprócz gospodarza, m.in. Abradab, chłopaki z Afrontu, Zorak i Kochan. Oczywiście za niewypełnienie polecenia przewidziane są kary, a wszystko utrzymane jest w hip-hopowych klimatach i wygląda mniej więcej tak: Wymień ekipy w jakich nawijał Magik lub wyjdź przed dom i krzycz, że jesteś pozerem. Ogólnie pomysł na plus, ale nudzący się przy drugim razie.
O.S.T.R. (fabjanski.com)
Czy gratisy, jakie dołączane są do płyty, to sposób wydawcy i samego rapera na to, by zachęcić słuchaczy do zakupu nowego materiału? Istnieje taka możliwość, chociaż nie wydaje mi się to głównym powodem takiego zabiegu. Ostry, jak i ludzie z Asfalt Records, dobrze zdaje sobie sprawę, że z prezentem, czy bez i tak płyta znajdzie dużą liczbę odbiorców. Cokolwiek bym tu więc nie napisał i jakakolwiek ocena widnieć będzie poniżej tego tekstu, Ostrowski i tak zostanie najbardziej rozpoznawalnym polskim raperem, sprzedającym największą ilość płyt i gromadzącym na koncertach pełne kluby. To jest po prostu Ostry – marka sama w sobie. (Mateusz Kołodziej)





Dodaj komentarz