Ostatnia odsłona podsumowania 2010 roku (której tak naprawdę nie było w planach). W ramach Krótkiej piłki autorskie zestawienie Mateusza Kołodzieja, w którym to uwzględnia on pięć najlepszych płyt z coverami, jakie ukazały się na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy.
Kasia Kowalska „Ciechowski. Moja krew”
Zaczynam od razu od mojego faworyta. Płyta, która ukazała się tak naprawdę najpóźniej ze wszystkich tutaj przestawianych, ale to nie ten fakt ma wpływ na jej pierwszeństwo. W coverowych wersjach szukam często czegoś nowego, innego spojrzenia na daną piosenkę, czasami zupełnej zmiany i rzecz jasna – dobrego wykonania. „Ciechowski. Moja krew” to album, który jest czymś więcej niż materiałem wypełnionym coverami Republiki. Nie znajdziemy tutaj aż tak odmiennych tonacji i brzmień. Są za to emocje i ewidentne zmaganie się Kowalskiej z legendą, kultem konkretnych utworów i srogą publicznością. Jest hołd złożony Ciechowskiemu i kawał dobrego, rockowego grania.
The Jolly Boys „Great Expectation”
O The Jolly Boys pisałem już przy okazji jednego z odcinków cyklu Oryginał vs Cover. Dowiedzieliście się wówczas m.in., że jeśli chodzi o fach muzykowania, są już starymi wygami, a jako zespół grają różne odmiany reggae (co w przypadku formacji pochodzącej z Jamajki nie jest niczym dziwnym). W pierwszej połowie minionego roku panowie wydali płytę „Great Expectation”, która wypełniona jest nowymi wersjami znanych i lubianych na całym świecie przebojów (chociażby „Passenger” Iggy’ego Popa, „Rehab” Amy Winehouse, „I Fought the Law” The Clash). Wszystko to zrobione zostało w bardzo ciekawy sposób, zmieniając nieco linię melodyjną tak, aby pasowała ona do reaggowego klimatu. Bardzo słoneczna i przyjemna płyta.
Phil Collins „Going Back”
Phil Collins miał świetny pomysł: najpierw wrócił pamięcią do lat dzieciństwa oraz wczesnej młodości, kiedy słuchał klasyków rodem z lat 60., utworów, które są kojarzone z wytwórnią Motown. A kiedy już przypomniał sobie tytuły, postanowił nagrać płytę z coverami tych standardów. Na „Going Back” znalazły się kompozycje, które w oryginale wykonywali tacy artyści, jak: Stevie Wonder, The Miracles, Martha and the Vandellas i The Supremes. Lekcja historii oraz dawka wspaniałej muzyki zarazem.
John Legend & The Roots „Wake Up!”
Legend w towarzystwie zacnych muzyków z The Roots i gości (m.in. Common, Malik Yusef, Melanie Fiona), podobnie jak wcześniej wspomniany już Collins, również zmierzył się z utworami, których oryginalnych wykonań należy szukać gdzieś w przedziale lat 60. i 70. Pomysł kolaboracji narodził się podobno podczas kampanii prezydenckiej w 2008 roku. Muzycy pod wrażeniem ówczesnego kandydata na prezydenta USA, Baracka Obamy, postanowili nagrać jedną piosenkę. Piosenka przerodziła się później w epkę, by ostatecznie do słuchaczy trafiła cała płyta. Hip-hop zmieszany z soulem, rockiem, reggae, a nawet brzmieniem gospel – tak prezentują się tutaj standardy Marvina Gaye’a, Niny Simone czy Donny’ego Hathaway’a.
Ania Dąbrowska „Ania Movie”
W rytm filmowych przebojów i z małymi perypetiami (przesunięcie daty premiery o ponad tydzień) wiosnę 2010 roku postanowiła przywitać Ania Dąbrowska. Jej czwarta solowa płyta, zatytułowana „Ania Movie”, to album utrzymany w klimatach ognistego, gangsterskiego funku z filmów blaxploitation i natchnionych ballad hipisowskich bardów. Covery prezentowane przez autorkę przytrafiły zapewne skostniałych fanów formacji The Beatles lub U2 o niemały ból głowy. Dąbrowska, wbrew pozorom i przekonaniu niektórych ludzi, z konfrontacji z filmowymi klasykami wyszła obronną ręką, a „Bang Bang”, „Deeper and Deeper” i „Across 110th Street” brzmią w jej wykonaniu fenomenalnie. Płyta uznana przez Grzegorza Noszczyka za najlepszy polski album minionego roku (sprawdź).




Dodaj komentarz