Polecana trójka na najbliższy tydzień to: Sting „Symphonicities”, Layori „Origin” oraz The Drums „The Drums”. Są to płyty, obok których nie możecie przejść obojętnie. I nie jest ważne to, czy na co dzień słuchacie techno, klasyki czy popu. Jeśli doceniacie wartościową muzykę, musicie znać te krążki – i to nie tylko z tytułu.

Sting „Symphonicities”
Sting wyglądał imponująco, był w znakomitej formie wokalnej i doskonale radził sobie również w wysokich rejestrach. Na trzeci bis odśpiewał pełną piersią a capella „I Was Brought To My Senses”, wprawiając w zdumienie muzyków orkiestry, z którą wystąpił. Ale największe wrażenie robią orkiestrowe aranżacje klasycznych hitów Stinga. To one sprawiają, że trasy Symphonicity nie można przegapić. Są wielobarwne, czasem zabawne, a chwilami zachwycające i zaskakujące. Elegancja „Every Little Thing She Does Is Magic” w nowej wersji powoduje, że ciarki przechodzą po plecach. W przypadku „Englishman In New York”, za sprawą partii klarnetu predysponowanego do klasycznego aranżu, również udało się osiągnąć sukces. W finale utworu czekała nas niespodzianka. Czy ktokolwiek mógł się spodziewać, że muzycy z sekcji instrumentów dętych odłożą swoje instrumenty i na stojąco zaśpiewają ze Stingiem w antyfonie? (źródło: Empik.com)

Layori „Origin”
Zaledwie kilka akordów „Dada” – bluesowo folkowego kawałka śpiewanego w ojczystym języku Layori – Yaruba – wystarcza, aby słuchacz przeniósł się do świata muzyki, gdzie afro, pop, soul i jazz tworzą doskonałe połączenie. To, co możemy usłyszeć, to zwiewna, niemal całkowicie akustyczna, łagodna muzyka; prosta, chwytliwa o bogatym brzmieniu – muzyka, która nie dominuje, ale jest wystarczająco elektryzująca. Do tej muzyki śpiewa kobieta, która na równi ceni przejrzystość jak i tajemnicę. Kobieta wyjątkowo dojrzała i zrównoważona jak na swój wiek, obdarzona zmysłowym altem, który trafia do serc i dusz słuchaczy. (źródło: Empik.com)

The Drums „The Drums”
Gdy singiel „Let’s Go Surfing” nabierał siły w żagle i jego popularność opanowywała cały świat, zaczęło rosnąć zainteresowanie mediów, i wszyscy, od Rolling Stone po NME, zacierali ręce, nie mogąc nie zgodzić się, że mają do czynienia z najbardziej interesującym debiutem niezależnej muzyki pop od niepamiętnych czasów. The Drums szybko zagościli na okładce NME i wkrótce stali się gwiazdą wieczoru na swojej trasie, by w końcu zdobyć nagrodę Philip Hall Radar, wcześniej przyznaną grupom Franz Ferdinand i The Kaiser Chiefs. Prawdą jest jednak, że gros albumu powstało w trakcie wakacji na Florydzie. (źródło: Universal Music Polska)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne