Jedenasty listopada. Święto narodowe, paskudna pogoda (ten jakże brytyjski deszcz) i ogólnie dalszy brak skojarzeń. Czym był ten dzień dla kogoś, kto kocha bluesa? Koncertem mistrza gitary bluesowej – Gary’ego Moore’a.
Tak, o tym, iż blues był moją pierwszą miłością doskonale przypomniał mi ten koncert. Porzuciłam go dla muzyki rockowej, później metalowej, jakichś różnych mieszanek czy też muzyki elektronicznej ostatnimi czasy. Ale blues to blues, emocje i piękno, jakiego żadna inna muzyka nie ma w sobie. Przynajmniej dla autorki tego artykułu.
Wracając do tematu… Magiczna data, 11.11. Radość w sercu – a że koncert, a że blues, a że deszcz i inne takie tam. Podróż z okolic Krakowa do serca Warszawy stanowiło parę morderczych godzin w busie w trakcie całkowitego oberwania chmury. Pocieszający był fakt tego, że słuchało się nowej płyty Wolfmother i koncertowego Joe Bonamassy (tak dla nabrania ochoty na bluesa, swoją drogą, już nie mogę się doczekać jakiegoś koncertu w Polsce Bona). Raz po raz gdzieś wplątywał się sam Gary, wywołując uśmiech radości na twarzy zgromadzonych w owym busie w owym dniu jadących na owy koncert. Trzeba Wam jeszcze wiedzieć, że my tu z okolic Krakowa nie lubimy Warszawy i ludzi z Warszawy (no cóż, coś mi zostało z czytania książek Świetlickiego). Także, by wybrać się tam potrzebny jest naprawdę warty tego powód. Stonsi tam grali, ale niepisane było mi widzieć tego koncertu (sic!).
Po tych pięciu czy sześciu godzinach wreszcie widzę Torwar. Nic specjalnego, taki zwykły standard. Średnia ludzi wokół mówiła sama za siebie, ale akurat ja należę do wyznawców teorii, że życie zaczyna się po 50-tce. Sprawę cateringu mogłabym przemilczeć, ale nie mogę się powstrzymać od podzielenia się tym, iż Cola za 10 złotych smakuje tak samo jak ta za codzienną cenę. No cóż, Warszawa. Wszystkie miejsca były siedzące, co dosyć mnie zdziwiło. Jak się później okazało, były one słusznym zabiegiem wykonanym przez organizatorów.
fot. Marcin Bąkiewicz/ WP.pl
Parę minut po 19 na scenę wchodzą muzycy z zespołu, poczym sam Mistrz. Zaczynają od „Oh, Pretty Woman”. Miód, cud i orzeszki. Dokuczający był brak telebimów, ale dla chcącego nic trudnego. Mimo posiadania miejsca w ostatnim rzędzie na trybunach po dwóch piosenkach pobiegłam na sam dół, wrzeszcząc za młoda jestem na siedzenie, gdy tak pięknie grają!. Młodość ma swoje prawa, jak to dorośli mówią. Dzięki temu miałam Gary’ego na wyciągnięcie ręki i idealnie widziałam wszystkie jego wyczyny na gitarze. A warto było patrzeć, i to jeszcze jak!
Gary dał z siebie wszystko. Mając 57 lat gra z taką pasją i umiejętnościami, jakich brak wszystkim młodym gitarzystom. W moich oczach potwierdził status legendy gitary i został ustawiony obok panów Page, Hendrix i Clapton. Jego genialna gra na gitarze porwała mnie samą do takiego tańca, że aż się cieszę, iż byłam w otoczeniu całkowicie obcych sobie ludzi. „Love you more than you’ll ever know” było tak piękne, że miałam ciarki na całym ciele… Skojarzenia z „Since I’ve been loving you” ukochanych Zeppelinów, co jest naprawdę z mojej strony ogromnym komplementem. Ogólnie zagrał wszystko, co tylko mogłabym chcieć, by zagrał – cudownie wypadło „Still got the blues” i na bis „Parisienne Walkways”. Lekki niedosyt, że trochę za krótko (koło 21 koncert się skończył). Ale nic, co piękne nie trwa wiecznie. Minus jeszcze jeden – całkowity zakaz robienia zdjęć i rejestracji koncertu. Wszystko rozumiem, ale ochraniarze naprawdę momentami przesadzali ze swoimi interwencjami w tej sprawie.
Dosyć narzekania! Warto było znieść wszystkie niedogodności, by przeżyć taki koncert. Gary – już czekam na Twój następny koncert. Pozdrawiam wszystkich, z którymi przeżyłam ten dzień i tych, którzy byli tam wtedy z miłości dla bluesa. Takiej najczystszej i najprawdziwszej.
Want you to hear me when I say that the blues is back, and it’s here to stay!
Pełna setlista:
„Oh, pretty woman”
“Bad for you baby”
“Down the line”
“Since I’ve met you baby”
“Have you heard?”
“All your love”
“Mojo boogie”
“More than you’ll ever know”
“Too tired”
“Still got the blues”
“Walking by myself”
“Parisienne walkways”




Dodaj komentarz