Długo zastanawiałem się nad kształtem tego odcinka Krótkiej piłki, ostatecznie decydując się na coś w rodzaju notki polecającej (proszę nie mylić z recenzją, bo na nią przyjdzie jeszcze czas!) wspólny projekt Warszafskiego Deszczu i Ostrego, czyli płyty „Podostrzyfszy…”.
Wiele kontrowersji było związanych z faktem, iż „Podostrzyfszy…” zostanie wystawione na sprzedaż (pozwólcie, że tak się właśnie nazwę), w cenie 213 złotych za jeden egzemplarz albumu. Opcja tylko dla kolekcjonerów, którzy zarazem są tzw. bananowcami? Tak, zdecydowanie tak. Jestem kolekcjonerem i bananowcem, dlatego też przedstawiam Wam cztery powody, dla których warto odpuścić sobie miesiąc palenia papierosów i picia piwa, a co za tym idzie – zakupu „Podostrzyfszy…” (sam nie piję i nie palę, to mam).
POWÓD #1: Brzmienie. W stosunku do Adama Ostrowskiego można mieć zawsze pewność, co do jednej rzeczy – jego solowe albumy zawsze stoją na bardzo wysokim poziomie od strony muzycznej. Ostry jest mistrzem na polskim gruncie, jeśli chodzi o produkcję beatów (stąd też zapewne pomysł, że ostatnie płyty łodzianina wydawane są także w wersjach dwupłytowych, z instrumentalami). Dzięki niekwestionowanemu talentowi Ostrego, „Powrócifszy…” stało się bardziej klasyczne, co według mnie jeszcze bardziej współgra z tym wszystkim, co w momencie wypowiadana nazwy WFD przychodzi mi na myśl.
POWÓD #2: Limit. „Podostrzyfszy…” wydane zostało w limitowanej liczbie 400 sztuk, podzielonej równo na obie wytwórnie Asfalt oraz Wielkie Joł. W sumie miło jest mieć coś, czego inni nie mają, nie?
POWÓD #3: FORMAT. Żyjemy w czasach, w których najpopularniejszym formatem dźwiękowym jest plik mp3. Winyl, a w zasadzie to dwa winyle, na jakich zostały zapisane utwory muzyczne sprawia, że cofamy się niejako do korzeni tej muzyki i kultury. (…) były mini dyski, ale już po wszystkim, to winyle są ze mną od kołyski (…) lubię wąchać winyl, bo winyl grać nie przestał z duszą, która się wciąż ucieleśnia (…)”.
POWÓD #4: BO TO WFD CZŁOWIEKU! To jest tak: w 1999 roku ukazał się album „Nastukafszy”. Równe dziesięć lat, a więc aż do 2009 roku, przyszło nam – ludziom, pamiętającym klimat tamtych czasów i oryginalne kasety WFD – czekać na drugi studyjny materiał formacji. To legenda. Polski rock ma Lady Pank i Maanam, a polski rap ma duet tworzony przez Tede i Numera. Gdy dodasz do tego to, o czym pisałem w powodzie #1 zrozumiesz, że „Podostrzyfszy…” kupić warto.
Na sam koniec chciałbym zaznaczyć, iż motywacją do powyższego tekstu nie były względy materialne i ewentualna korzyść majątkowa, jaką miałbym otrzymać ze strony wytwórni Asfalt lub wytwórni WJ. Zaznaczam to, bo ktoś gotów jest jeszcze pomyśleć, że taka sytuacja ma miejsce, a prawda jest taka, że ja jestem po prostu zakochany w muzyce, jaką robi WFD. To tyle na ten tydzień.




Dodaj komentarz