Zgodnie z tym, co pisał kiedyś Axun, byłem obecny na koncertach wchodzących w skład Outline Colour Festivalu, który w ubiegłym tygodniu odbywał się w Łodzi. Zapraszam na relację.

Podczas gdy około godziny 13. dojechaliśmy na dworzec Łódź Kaliska – reakcja moja z reakcjami znajomych były podobne. Gdybym był Anglikiem, powiedziałbym: „What the fuck!? That is fucking fantastic!!” Prace graffiti, które powstawały przez cztery dni festiwalu, od wtorku do piątku, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Po krótkim spacerze przy Kaliskiej, zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć i osiągnięciu duchowego orgazmu, postanowiliśmy udać się na teren koncertu, jako że ten miał rozpocząć się tuż po godzinie 14.

fot. Grzegorz Noszczyk

Godzina 14:30. Przybycie do Parku 3 Maja/Baden Powella okazało się przedwczesnym. Jako że warunki pogodowe zbytnio nie doskwierały, poszliśmy na spacer po parku. Widok malarzy pokrywających farbami wyznaczone miejsca, i to w taki sposób – jest budujący dla każdego hip-hopowca. Toteż takich wokół nie brakowało. Spotkać można było Rufina (prowadzącego całą imprezę), bądź też Wujka Samo Zło.

PORNOSTARS (Hiszpania); fot. Grzegorz Noszczyk

Sądzę, że koncert rozpoczął się gdzieś między 16. a 17. (nie znam dokładnego czasu, ponieważ w tej chwili byłem bardzo szczęśliwy, a jak wiadomo nie od dziś – szczęśliwi czasu nie liczą). I takie oto początkowe koncerty zapadły mi w pamięci (chronologicznie): EudeJazz, Hryta (Koncept), Kaczor, Green oraz Junior Stress, którego występ był zbyt krótki z powodu dwugodzinnej obsuwy. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, ten ostatni dał z siebie dużo energii i nawet ja, który nie specjalnie wnikam w ten nurt, dobrze się bawiłem. Pozostali z wymienionych również dali z siebie wszystko i mogę o nich powiedzieć tyle: nie są zajebiści, ale grają dobrze.

Po tych kilku występach, Rufin przekazał publice informację, że Jeru oraz Dj Cube prowadzą sprzedaż płyt. 30 złotych za „Still Rising”? Z autografem? Proszę bardzo.

Płyta + autograf

A później: koncerty, koncerty, koncerty. I tak najpierw Familia HP, która mnie niczym nie zaskoczyła, a ich koncert przeleciał mi mimo uszu. Widziałem, że ludzie z Łodzi dobrze się bawili przy FHP, więc pewnie jest to muzyka „od nas dla was – od łodzian dla łodzian”. Po występie Oxy’a i Thomasa pojawił się pierwszy anglojęzyczny akcent, czyli Skill Mega. Ich występ to najpierw kawałki Repsa, który wchodząc na scenę potykając się zapewne o kabel, przewrócił się. Takiego „placka” dawno nie widziałem. Ale mniejsza o to. Kiedy nadeszła kolej na utwory z repertuaru całej ekipy, SM zagrali m.in. „Look Down” czy „Throw Your Hands Up” (oczywiście z Rupem). Nadszedł czas, że Reps i spółka zeszli ze sceny i na nieszczęście wszedł kolejny łódzki skład – Enteka. Ich występ był dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem, na dodatek, na moje oko grali dłużej niż np. Junior Stress. Mniejsza o tematykę utworów, bo wiadomo że nie każdy będzie grać trueschool czy boom-bap, ale chodzi o wykonanie. Kilku typów przekrzykujących się nawzajem oznacza niezrozumiałe wersy oraz (co mnie zdziwiło najbardziej tego wieczoru) wspaniałą reakcję oraz zabawę większej części publiczności. Widać było to samo co w przypadku Familii – „od łodzian dla łodzian”. Kolejnym artystą, którego występu byłem ciekaw, był ten „Co Nie Ma Sobie Równych”. Zeus jest dobry. Świetny na płytach i jeszcze przeciętny na koncertach. Widać, brakuje mu obycia ze sceną, ale nie każdy od razu gra tak jak O.S.T.R. Jednocześnie można się spodziewać, że kiedyś to on zastąpi O.S.T.R.’a na tronie króla łódzkiego rapu. „Deszcze Niespokojne” to dla mnie momentalne ciarki na plecach i pojawienie się Dj’ów: Maca i Abdoola oraz raperów: Tedego, Numera oraz ich hype-manów. W skrócie – całej ekipy WFD. Były nowości, czyli „Już Od ’99 Płynę” i „Tak Się Robi Hip-Hop”, starocie czyli np. „Letnia Miłość” oraz solowe kawałki obydwóch raperów. Jednym słowem bajka, która ma szczęśliwe zakończenie, czyli „Ja Mam To Co Ty”.

Warszafski Deszcz na scenie (fot. Grzegorz Noszczyk)

Koncert O.S.T.R’a był tym, o który najbardziej się obawiałem. Niestety, moje obawy się sprawdziły. Wiadomo – dużo energii, miłości, dobrych numerów w dobrym wykonaniu i tylko tyle – ponieważ Ostrowski niczym mnie nie zaskoczył (no może tylko tym, że Kochan został ojcem chrzestnym Jana Pawła – syna Adama). W lutym po jego koncercie byłem zachwycony, teraz narzekam ponieważ schemat był podobny. Wiadomo, dla Ostatniej Szansy Tego Rapu szacunek za twórczość, za „odzyskanie hip-hopu” i za wszystko, co dla niego zrobił. Ale może powinien trochę odpocząć?

Jeru The Damaja oraz Michał „Kość Gość” Czopik (po lewej) i ja, czyli Grzesiek Noszczyk (po prawej)

Północ to właściwie to, na co czekałem pod sceną te osiem godzin. Koncert Jeru to, jak się spodziewałem, klasyk. Był „Bitchez”, nie było „Streets”, ale i tak już prawie byłem wniebowzięty. Dlaczego prawie? Bo po Jeru grał ostatni punkt programu – M.O.P. Przyjechali z Norynbergii (to znaczy tam koncertowali) i zagrali prawie godzinny koncert, w czasie którego nie zabrakło m.in. „As Cold As Ice” czy bangerowego „Ante Up”!

Podsumowanie? Warto było jechać 200 km, zedrzeć potrójnie gardło i nie móc chodzić po przebudzeniu się w południe. Choćby dla tych wspomnień. Dla obejrzenia i porównania takiej różnorodności stylów. I w końcu dla tych „gwiazd” nowojorskiego rapu.

* * * * *

Zapraszam także na mój blog wafe-problem.blogspot.com.

4 odpowiedzi na „Outline Colour Festival – część muzyczna (relacja)”

  1. byłem i nie żałuje.

    Polubienie

  2. sam jechałem ze 400 km, byłem 3 dni, i nie żałuję ani trochę.

    Aha, i serdecznie pozdrawiam wszystkie malolatki z koncertu OSTRa ;]

    Polubienie

  3. ogór ile zaliczyłeś pod sceną?

    Polubienie

  4. zgadzam się w 100 procentach, co do ocen koncertów. familia nijaka, ntk żenada, ostry rozczarowanie, zeus brak obycia, wfd klasa, m.o.p nieźle i jeru najlepiej! pozdrawiam

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne