Po koncercie O.S.T.R.’a, nasz ogarnięty miłością do wszystkich ludzi redaktor na(bez)czelny, namówił mnie do napisania relacji z imprezy, która odbyła się w Dzień Kobiet, w klubie muzycznym „Nisza” w Chełmku (woj. małopolskie).
Mimo że była to niedziela, w klubie od samego początku imprezy, tj. od godziny 17:00, zbierało się więcej ludzi niż na innych koncertach.
Wiadomo że nie ma imprezy i nie ma gwiazdy wieczoru, bez supportów. Jako że była to impreza, a ‘gwiazda’ była wysokiego kalibru, krótko po godzinie 18:00 zaczęli grać reprezentacji lokalnej sceny – chrzanowscy mc’s – Gen i Malik. Występ przejrzysty, bez fajerwerków, ale również bez większych wpadek, można było się względnie pobawić mimo nieznajomości tekstów. Wydawało się, że po lekkich obsuwach, tuż po godzinie 19:00, zacznie grać współautor EP „X i Y” – Peus. Jednak wszystko musiało potrwać dłużej i Wolanin zagrał dopiero o 19:30. W międzyczasie w okolicach sceny pojawiało się coraz więcej widzów, co tylko podgrzewało i tak już upalną atmosferę. Niestety, urok polskich koncertów w niedużych klubach polega na tym, że jeśli coś jest zaplanowane na godzinę 20, to praktycznie dzieje się to o 21:30. I tak też było tym razem z występem Ostrowskiego. W międzyczasie zagrała „Uwertura”. I w tym jedynym momencie żałowałem zajęcia miejsca blisko sceny. Słowo „granie”, użyte dwa zdania wcześniej, można bez wyrzutów zastąpić kolokwialnym stwierdzeniem ‚darcie ryja’. Jednak punkt kulminacyjny imprezy był wprost porażający.
OSTR @ Klub Nisza (zdj. Adam „Matys” Matuszek)
Adaś wyszedł na scenę na pełnym luzie, z gibonem. Jednak po pierwszej zwrotce „Strachu” nie było mu dane go potrzymać. Tak wczuty, rymował znane i lubiane utwory jak „Kochana Polsko”. Jednak prawdziwą energię mogliśmy odczuć przy utworach z „O.C.B.”: „Dom”, „Karma”, „Synu” czy „Po Drodze Do Nieba”, to chwile na których wspomnienie jeszcze do tej pory przechodzą mnie ciarki. Nie zabrakło też kompozycji z dziewiątej płyty artysty – „Ja Tu Tylko Sprzątam”. Jednak wykonanie drugiej części „Introgliceryny” czy „śśśśśś” rymowanego na leżąco (co o dziwo jest normą na koncertach łodzianina), nie przewyższało energią tych nowszych.
OSTR @ Klub Nisza (zdj. Adam „Matys” Matuszek)
Mimo wszystkich nieprawidłowości czy zgrzytów, które miały miejsce na tej imprezie, twierdzę, że mówienie o OSTR’ym – król koncertów – to nie pusty frazes. Na scenie daje nam całego siebie, takiego jakim jest. Aż chce się iść ponownie na jego występ.
OSTR @ Klub Nisza (zdj. Adam „Matys” Matuszek)




Dodaj komentarz