W piątek, 27 lutego, swoją premierą miał dziesiąty już album O.S.T.R.-a, zatytułowany „O.C.B.”. Mimo początkowych kłopotów z kupnem płyty w miejscowym Empiku, ostatecznie dotarłem do krążka drogą legalną i tym samym tradycji, ‚pierwszego osłuchu z oryginału’ materiału autorstwa łodzianina, stało się zadość. Zapraszam do lektury recenzji.
Adam Ostrowski dorasta, a ja jako jego fan razem z nim. Najpierw zapewnialiśmy wszystkich, że ‚mają to jak w banku’, później razem smakowaliśmy „Tabasko”, by przez kolejne wiosny poznawać ‚w wolnych chwilach jazz’. Cztery lata temu raper mówił mi, że „Szum rodzi hałas” i uwierzyłem mu. Potem Ostry zaprezentował swoją szczęśliwą ‚siódemkę’ i swoje miasto – „HollyŁódź”, a w ubiegłym roku postanowił posprzątać na scenie po wack MC’s. Wszystko to robiłem także razem z nim. Teraz raper przedstawia swoją jubileuszową, dziesiątą płytę zatytułowaną „O.C.B.” – materiał bardziej osobisty, nagrany przede wszystkim dla rodziny.
O.S.T.R. to swego rodzaju fenomen na polskiej scenie muzycznej. Jak każdy raper stosuje w swoim tekstach wulgaryzmy, nadaje na rządzących, opisuje otaczający go świat i nie myśli o tym, co powiedzą o jego muzyce inni. Robi po prostu to, co lubi. Jednak jak nie każdy raper jest zauważany przez tzw. media komercyjne i mimo tego, że moda na hip-hop w Polsce przeminęła, to właśnie jego ostatnie płyty („HollyŁódź” i „Ja tu tylko sprzątam”) sprzedały się w liczbie ponad 15 tysięcy egzemplarzy, co dało im status złota. Ostry pojawia się w różnego rodzaju rankingach, dostaje nagrody, o których inni przedstawiciele rapowego podwórka mogą tylko pomarzyć. Jednak mimo całego splendoru wokół jego osoby, dalej jest raperem rodem z podziemia i ma cały show biznes w dupie. To chyba ta cecha sprawia, że szanują go wszyscy – i uliczni zawodnicy, i lubujący się w bansie klubowicze. Przemawia do nich szczerość i forma jego twórczości.

Ostrowski to najlepszy w Polsce beatmaker – i nie ma co do tego wątpliwości. Odkąd rozpoczął on współpracę z zachodnimi artystami i podkłady jego autorstwa pojawiały się coraz częściej na terenie Europy oraz Stanów Zjednoczonych, miałem wrażenie, że to właśnie „na emigrację” trafiają jego czołowe produkcje… i chyba nie byłem w tym twierdzeniu osamotniony. Krążkiem tym łodzianin ucina wszelkie moje spekulacje. „O.C.B.” to według mnie najlepszy album w dyskografii rapera pod względem beatów. Fenomenalne jazzowe klimaty, w których muzyk lubuje się od dawna, mieszają się tutaj z niesłychanie bujającymi rapowymi petardami. A wszystko to oparte na samplach („Dlaczego mamy dać” z wpętlonym wokalem Haliny Frąckowiak z „Idę dalej” to coś, czego nie powstydziłby się nawet Kanye West!), wyszukanych na winylowych krążkach, bo jak w kawałku „Real Game” twierdzi sam Ostry: muzykę kocham, czyli kradnę te sample.
To, że płyta jest, osobista słychać do razu. Zresztą świadczą o tym takie kawałki jak „Po drodze do nieba” (do którego teledysk możecie sprawdzić tutaj), „Dom” oraz dedykowany niedawno narodzonemu potomkowi kawałek „Synu”. Ale to nie wszystko. Ostrowski chyba także po raz pierwszy w swojej karierze odwołał się na płycie do zarzutów jakie pojawiają się na temat jego twórczości. Chodzi mianowicie o twierdzenie, iż od jakiegoś czasu „robi wciąż to samo”. W utworze „Zobacz co mówią”, raper nawija: gdzie te barany to twierdzą, że mówię o tym samym / chuje miód macie w uszach jak te w dupie banany, i raz na zawsze ucisza krytyków.
Przed premierą głośno mówiło się o „gościu niespodziance”. Ostatecznie okazał się nim Evidence. Członek legendarnej kalifornijskiej grupy Dilated Peoples udzielił się w utworze „Real Game” i niestety nie zachwycił. Może moje oczekiwania okazały się za duże? Ale przecież od osobowości takich jak Mike Perretta nie można wymagać mniej niż dobrej zwrotki.
Jeśli jednak o gościach mowa, nie mogę nie wspomnieć o udziale Keitha Murray’a – kolejnej legendzie amerykańskiego hip-hopu, jaka zgodziła się dodać swoje „trzy grosze” do projektu „O.C.B.”. Murray ciała nie dał i swoją jedną zwrotką pokazał, że raperem jest przednim.

^ O.S.T.R. (foto: T. Borowski)
Czytałem już kilka opinii na różnych forach i stronach na temat tego krążka. Jak zwykle zdania są podzielone. Jedni z miejsca uznają płytę za najlepszy album roku, inni są nastawieni bardziej sceptycznie. A ja Wam mówię jedno – z płytami Ostrego jest czasem tak, że trzeba przekonywać się do nich jakiś czas. Teksty jakie wykorzystuje raper, nie są bowiem łatwe. To, co usłyszymy, musimy czasem przemyśleć i przetrawić.
„O.C.B.” to kolejna solidna pozycja w dorobku O.S.T.R.-a i jak na ten czas jedna z trzech moich ulubionych płyt tego roku. Ocena, jaką widzicie poniżej, jest oczywiście naturalnym odzwierciedleniem powyższych słów. Inaczej był po prosty nie może, bo ten hip-hop jest nasz brat, ten hip-hop to asfalt / te drzwi, bloki, schody, bo ten hip-hop prawda.





Dodaj komentarz