Czwarty solowy album rapera i producenta Kanye Westa zatytułowany „808s and Heartbreak” kilka dni temu miał swoją polską premierę. Co się na nim znajduje i czy warto go kupić – sprawdźcie sami.
Kanye West z płyty na płytę stawał się coraz bardziej wtórny, kopiował sam siebie, powieł własne patenty. Mimo tego zawsze go broniłem. Podobało mi się bowiem to, że West wyciągnął amerykański rap z otchłani gangsterskiego stylu i pokazał, że można robić dobry i radosny hip hop, którego tematyka nie musi oscylować wokół pieniędzy, dziwek, strzelanin i narkotyków. Sam muzyk nazwał ostatnio ten styl „pop art”. Nie lubię szufladkowania dźwięków, ale fakt faktem, Kanye robił prawdziwą sztukę, tylko że w rozmiarach popularnych. Lecz moja cierpliwość się skończyła!

„808s and Heartbreak” przelało czarę goryczy. Jest to bowiem najbardziej irytująca, wtórna i mało zabawna produkcja ostatnich kilku lat. I co gorsza – nie ma tu ani sekundy rapu!
Pamiętacie ostatni hit Westa „Stronger” – numer pochodzący z jego przedostatniej płyty „Graduation” (sprawdź recenzję na AxunArts.pl), w którym wykorzystano linię melodyjną z klubowego klasyka „Harder, Better, Faster, Stronger” duetu Deft Punk? Kanye poszedł na nowej płycie właśnie w tym kierunku. Wyszło niestety o wiele gorzej.
„Stronger” emanował energią. Dwanaście ‚strongerowych klonów’ jakie znajdziemy na tym krążku to nieudolna kopia i próba naśladowania samego siebie.
Tandetne dziś wydaje się nagrywanie muzyki z powodu sercowego zawodu. Niestety, Kanye’emu to nie przeszkadza (stąd człon ‚heartbreak’ w tytule). Tylko jedna z dwunastu piosenek jest poświęcona innej sprawie niż miłosna błahostka (chodzi mi tutaj i utwór „Coldest Winter” dedykowany zmarłej niedawno matce rapera).

Tandetne jest dziś nagrywanie piosenek, w których moduluje się głos na roboci. Mr West jednak był tak zafascynowany możliwościami komputerowej obróbki wokalu (i chyba pokrzepiony popularnością kawałka „Stronger”), iż nagrał w ten sposób całą płytę.
Ani zwierzenie się z nieudanych związków, ani zabawa robocim głosem nie wyszły mu na dobre. Bliżej jest mu bowiem do melodii spod znaku Crazy Frog, aniżeli do projektów muzycznych typu Deft Punk czy Kraftwerk.
Może ja się nie znam i West faktycznie nagrał płytę przełomową w dziejach muzyki. Może jego dzieło nie zostanie docenione za życia, jak miało to miejsce już wiele razy w historii świata. Ale to tylko ‚może’…





Dodaj komentarz