Elvis Presley był pierwszym amerykańskim piosenkarzem, który dzięki swojej niebywałej karierze, zyskał status niemal boski. Czy przypadek sprawił, że został gwiazdą? Nie wiem. Jednak znudzeni mało energiczną muzyką Sinatry i Crosby’a Amerykanie, potrzebowali ‚zastrzyku’, jaki dał im Elvis.

Elvis Presley nigdy nie marzył o śpiewaniu. Pochodził z bardzo religijnej i ubogiej rodziny z małej wioski Tupelo. Jednak poszukiwanie zarobku sprawia, iż wraz z rodziną znajduje się w Memphis, które do dziś uznawane jest za miasto Króla. Po ukończeniu szkoły, zatrudnił się jako kierowca ciężarówki. Dobre zajęcie dla przyszłego gwiazdora rock’n’rolla, prawda?
W 1953 roku za zarobione pieniądze, nagrał dwie piosenki – specjalnie dla swojej mamy. Winylowy krążek wręczył jej na urodziny. Wtedy zrobić tak mógł każdy. Wystarczyło przyjść, zapisać się na dany dzień i zapłacić parę dolarów. Ileż takich singli jest gdzieś tam, na świecie. Amatorskie nagrania – kto wie, może niekiedy przyszłych gwiazd muzyki…
Wracając jednak do Presley’a, punktem zwrotnym w jego życiu okazał się jednak rok 1954, kiedy to w studio Sun Records Company, wykonał piosenkę „That’s All Right, Mama”.Już na drugi dzień utwór był popularny dosłownie wszędzie. Lokalny radiowy dj wyemitował go raz, lecz odzew słuchaczy był niewiarygodny. W rozgłośni urywały się telefony. Wszyscy powtarzali tylko jedno zdanie: Puśćcie to jeszcze raz! 8 lipca, kto wie czy nie najważniejszy dzień w historii muzyki. Wtedy nikomu nieznany 18-to latek, stał się gwiazdą. A wszystko dzięki niespotykanej do tej pory barwie głosu. Gardłowy dźwięk. Wibrujący i gorączkowy. Po prostu rewelacyjny.
Kariera chłopaka zaczyna nabierać tempa. W listopadzie 1955 roku podpisuje on kontrakt z wytwórnią RCA, której nakładem ukazuje się pięć singli. Dwa złote nakłady jednego roku? Czemu nie. Dla Elvisa nie było wtedy rzeczy niemożliwych. Najpierw w 1956 taki status osiąga singiel (ze stycznia), a później pierwszy album zatytułowany „Elvis Preley” (z kwietnia).

Jednak Presley nie był tylko uwielbiany. To, co było jego siłą, a więc energia, taniec i szaleństwo podczas występów na żywo, miało także negatywny odbiór. Ówczesne stare pokolenie nie rozumiało fenomenu piosenkarza. Byli mu przeciwni. Twierdzili, że jego zachowanie jest wulgarne, przez kowałki przemawia perwersja, a on sam jest krótkotrwałym idolem. Jednak czas pokazał, jak bardzo się mylili.

Człowiek uznawany przez innych za odrażającego, dla innych był ucieleśnieniem wszystkiego, co najlepsze. Młodzi uwielbiali jego głos, sceniczną manierę i charakterystyczne kołysanie bioder. Szczególnie damska część publiki wpadała w szał, podniecenie, ekscytację i wszystkie tego typu formy zachwyty. Jedna wielka histeria.

W 1958 roku piosenkarz został powołany do wojska. Poleciał do Zachodnich Niemiec (tak blisko Polski, a zarazem tak daleko…), gdzie był… kierowcą wojskowych ciężarówek. Podobno życie w koszarach za bardzo go nie zmęczyło. Był gwiazdą, nie mogło stać się mu nic złego. Zresztą jak ma się obstawę ojca i babki, nie można się o nic martwić. Spędził tak w każdym razie prawie dwa lata, a okres ten przyczynił się do zwiększenia jego popularności w Stanach. Wiadomo – „za mundurem, panny sznurem”, ale to patriotyzm i nie uniknięcie obowiązku służby wojskowej, przekonały do jego osoby resztą społeczeństwa.

Po powrocie z Europy, artysta nagrał dwa albumy: „G.I. Blues” i „Elvis is Back”. Oba okazały się niezmiernie popularne, jednak drugi o znamiennym tytule spowodował, iż Elvis’a okrzyknięto Królem.

Piosenkarz przez 20 lat był światowym numerem jeden. Sprzedał niebywałą ilość płyt. Do niedawna mógł poszczycić się największą ilością hitów, które znalazły się w pierwszej dziesiątce amerykańskiej listy przebojów tygodnika „Billboard”. Dopiero w 2005 roku zrównała się z nim Madonna. Jako aktor także nie próżnował. Wystąpił w ponad 30 (gorszych lub lepszych – nieważne) filmach.
Jednak fenomen Presley’a nie polegał tylko na muzyce. Mimo pozycji supergwiazdy, do końca zostawał skromnym i skrytym człowiekiem – kto wie, czy nie aż za nadto. Jako osoba mająca wiele, nie zapominał o innych. Był niezwykle wyczulony na ludzkie cierpienie. Milionami dolarów obdarowywał wszelkie szpitale, hospicja i przytułki. Tysiącom nieznanych mu ludzi wręczał kosztowne prezenty i drogie samochody. Miał ich wiele, nie były mu wszystkie potrzebne. Gwiazdor zapoczątkował także bunt, który później przerodził się w kulturalną rewolucję. Dał młodym Amerykanom powód do utożsamiania się z samymi sobą, zachęcał do większej aktywności i wolności w postępowaniu.

Jednak nawet najbardziej nieskazitelna rzecz, musi mieć jakąś wadę, która obniża jej wartość. Tak samo było z Elvis’em, który nie uniknął potknięć. Podobno wszystko co złe, zaczęło się od odejścia żony Priscilli (którą poślubił w 1967 roku), a wraz z nią córeczki Lizy. Jednak musiał być jakiś powód takiego posunięcia. Wierzcie, że kobieta mająca sławnego męża, kupę kasy, najdroższą biżuterię i doskonałe warunki do wychowania dziecka, odchodzi dla własnego kaprysu? Chyba nie.
Samotność zrujnowała oszałamiającą karierę. Gwiazdor zaczął od (a może zwiększył ilość?) palenia papierosów i picia alkoholu. Później dorzucił różnego rodzaju leki i narkotyki. Nie wspominając o wielkich ilościach jedzenia, jakie przy tym wszystkim pochłaniał. Jednak dalej próbował tworzyć. W ostatnim roku przed śmiercią, mimo fatalnego stanu zdrowia (ważył już około 115 kilogramów!), zagrał ponad 150 koncertów.

Zobacz reportaż BBC z pogrzebu artysty

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

moje życie w obrazkach

ostatnio popularne