Tahu „Deemi” Aponte nie potrzebuje efektów specjalnych, by zwabić potencjalnego słuchacza. Zamiast tego daje nam prawdę przeniesioną do swoich piosenek ze swojego niezwykłego i pełnego doświadczeń życia. Każdy jej kawałek, to wyznanie, kolejna przewrócona strona w pamiętniku. Artystka zwierza nam się ze wszystkiego. W myśl zasady „co cię nie zabije…”, przekształca swoje cierpienia w źródło siły. Taki właśnie jest jej debiutancki album zatytułowany „Soundtrack of My Life”. To prawdziwa historia – historia Deemi.
Deemi wychowała się w niepełnej rodzinie (miała tylko matkę) na Brooklyn’ie. O jej dużym talencie wokalnym po raz pierwszy przekonano się podczas dziecięcego konkursu. Jako siedmioletnia dziwczynka wykonała „Greatest Love of All” z repertuaru Whitney Houston. To musiało być coś. „Ciągle mam nagranie video z tamtego dnia”, wspomina. „Wyglądałam jak mały robak, kręcący się tam i z powrotem po scenie, z małym kucykiem, w żółtym sweterku i żółtych sandałach.”
W wieku trzynastu lat Deemi wiedziała już, co chce robić. Krokiem w celu realizacji marzeń, było zapisanie się do prestiżowej Talent Unlimited High School na Manhattan’ie. Wbrew doskonałym wynikom, jej piosenkarskie plany rozsypały się. W wieku siedemnastu lat Deemi zaszła w ciążę z pierwszym dzieckiem, Nathan’em. Jej matka zgodziła się na zmianę szkoły na specjalną placówkę dla ciężarnych uczennic. Rok później panna Aponte ponownie zaszła w ciążę. Tym razem owocem związku z nijakim panem Butta’nem była córeczka Felicity. To zmusiło ją do porzucenia nauki. Na domiar złego jej relacje z ojcem dzieci, szybko się psuły. „Pierwsze przyszły obelgi” mówi Deemi, „a potem chłopak zaczął mnie popychać, przyduszać i bić”. Kiedy para przeprowadziła się do Richmond, cała sytuacja skrajnie pogorszyła się. „Tam wszystko było gorzej. Nie miałam tam żadnej rodziny i nie miałam przyzwolenie na zawiązanie przyjaźni”. Poza kontrolowanymi przez partnera czynnościami, nie było mowy o swoim życiu. Doszło nawet do maltretowania, czego dość przykrą pamiątką jest ukrywana dziś na twarzy blizna.
W 2000 roku, kiedy młodsze dziecko miało sześć miesięcy, Deemi odważyła się na zakończenie tego związku i wróciła do Nowego Jorku. Trzy tygodnie później Butta został aresztowany za handel narkotykami i skazany na dwa lata więzienia. Żeby zakończyć już jego wątek w tej historii, należy dodać, że po wyjściu zza krat, nie zmienił się wiele. W 2004 roku zginął podczas strzelaniny.
Po powrocie na rodzinny Brooklyn, Deemi próbowała odbudować swoją wewnętrzną stabilność i pewność siebie. Wynajęła swoje własne mieszkanie, dostała prace jako asystentka w gabinecie dentystycznym i razem ze swoimi dziećmi zaczęła żyć od nowa. „Przez jakiś czas nie wiedziałam kim jestem. Musiałam uczyć się siebie na nowo”, wspomina piosenkarka.
Po uporaniu się z „powrotem do cywilizacji”, Deemi uformowała kobiecą grupę DNA. I pewnie by tak sobie dziś śpiewały dla przyjemności, gdyby nie spotkanie z producentem Chris’em Styles’em. To on wprowadził ją do biznesu i przedstawił Waynne’owi „Bruce Waynne” Nugent’owi (znanemu powszechnie producentowi, który na koncie ma współpracę m.in. z 50 Cent’em). Te znajomości pozwoliły Deemi na spokojną pracę nad swoim demo.
W międzyczasie piosenkarka udzieliła się na kilku projektach muzyków z zaprzyjaźnionej Midi Mafia Family (rodzimej grupie Nugent’a), co ostatecznie spowodowało jej przystąpienie do ekipy.
Pod koniec 2006 roku Deemi przez magazyn Vibe, została porównana do młodej Mary J. Blige. Jak dziś popularna jest ta artystka, chyba przypominać nie trzeba. Byłoby pięknie, gdyby i nasza bohaterka wybiła się ponad przeciętną. Ma ku temu duże szanse, a debiutancki album „Soundtrack of My Life” (wydany przez Atlantic Records) z promującym go singlem pod tym samym tytułem, zapewne bardzo jej to ułatwi.




Dodaj komentarz