Ku pamięci ukochanej.

Okładka płyty „Miss B.” (foto: materiały prasowe)

Album „Miss B.” to zestaw sześciu kompozycji (z których cztery są autorstwa polskiego saksofonisty) wyjątkowy z dwóch względów. Po pierwsze, materiał ten doczekał się publikacji po ponad dwóch dekadach od zarejestrowania, po drugie – Leszek Żądło zrobił to z nieżyjącymi dzisiaj muzykami: kontrabasistą Andrzejem Cudzichem i perkusistą Januszem Stefańskim. Dodatkowy, tym razem mocno osobisty akcent pada na fakt, że nagranie z myślą o płycie odbyło się dzień po śmierci życiowej partnerki muzyka – Barbary Kwiatkowskiej, aktorki znanej pod pseudonimem Barbara Lass.

Pewnie większość czytających osób pomyśli sobie: „OK, teraz napisze pewnie coś o emocjonalnej stronie kompozycji i ich osobistym przesłaniu”. I tak będzie. Zabrzmi to jak frazes, ale „Miss B.” jest właśnie taką płytą – przepełnioną osobistymi wstawkami i intencjami oraz dużą dozą romantyzmu (takiego typowo polskiego, rozrzewnionego, uduchowionego i idealizującego) przełamywaną melancholijnym wspomnieniem po ukochanej. Dzieje się tak nawet pomimo tego, że utwory zawarte na płycie nie zostały napisane specjalnie na nią, ale skomponowane zostały przez saksofonistę o wiele wcześniej, jeszcze w czasach, kiedy Żądło i Lass cieszyli się dzieleniem codziennych smutków i radości. Kto wie, czy płyta ta nie wyglądałaby inaczej, gdyby w chwili jej nagrywania aktorka żyła. Być może dedykowany jej materiał nie powstałby wcale (jako całość, bowiem pojedyncze numery, jak chociażby kompozycja tytułowa, istniałyby samodzielnie), a jeśli już tak by się stało, jego wyraz okazałby się pogodniejszy?

Ważna uwaga: ta płyta mogłaby zakończyć się już po pierwszej kompozycji. Nie chodzi o to, że reszta pozycji jest słaba (od razu ucinam wszelkie spekulacje: poziom materiału nie schodzi poniżej dobrego), ale o jakość nagrania „Song Of Nice Death”. Właśnie ta kompozycja w zasadzie określa kierunek, w którym podąża reszta utworów. To ona, a nie utwór tytułowy (skądinąd równie ciekawy, ale według mnie posiadający mniejszy ładunek emocjonalny), prezentuje koncept materiału. „Song Of Nice Death” jest też kwintesencją – nie tylko muzycznego kunsztu saksofonisty (jego partie, które doskonale „wiją się” na tle sekcji rytmicznej, powinny być puszczane młodym adeptom tego instrumentu na inauguracyjnych zajęciach pierwszego roku studiów), ale także współpracy muzyków i czegoś, co określić można zwyczajnie tęsknotą i próbą radzenia sobie „na świeżo” ze stratą kogoś, z kim było się bardzo blisko. Jednak wbrew pozorom „Miss B.” nie jest płytą na wskroś żałobną, a utwory nie przyjmują formy muzycznych trenów (wszak ten tytułowy powstał niecałe dwadzieścia lat przed wydarzeniem z połowy lat dziewięćdziesiątych). Mimo wszystko Żądło przemyca tutaj sporo dobrych emocji, bo przecież z takimi uczuciami równają się jego wspomnienia o Barbarze Kwiatkowskiej.

Tego typu albumy ocenia się niezwykle ciężko. Trudno bowiem wejść w czyjeś buty i mierzyć się emocjami, jakie towarzyszą po utracie ukochanej osoby. I nawet jeśli przeżyło się coś podobnego, to śmierć zawsze jest inna, nie mówiąc już o radzeniu sobie z nią. Bo jak pisać o jakości nagrań, aranżacji lub kompozycyjnych pomysłach, skoro dotyczą one czegoś tak osobistego? Krytyka partii lub fragmentu utworu, które wykonane zostały w chwili głębokiego duchowego uniesienia związanego z żywym jeszcze wspomnieniem o zmarłej, nie może zostać w pełni przełożona na notę w postaci cyfry lub graficznego symbolu. Ale kto powiedział, że ma być łatwo? (MAK)

Leszek Żądło „Miss B.”
(2018; For Tune)

*** *** *** *** ***

Bądź na bieżąco z publikacjami na blogu AxunArts. Zapisz się już dzisiaj do newslettera.
Polub blog na Facebooku oraz obserwuj autora na Twitterze.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne