Przedostatnia część muzycznego podsumowania 2012 roku. Tym razem zestawienie najlepszych płyt koncertowych (zarówno polskich, jak i zagranicznych), jakie ukazały się na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy.

Na początek małe wyjaśnienie: głównie pod ocenę brałem zawartość materiału zawartego na płycie CD. Większość z prezentowanych poniżej wydawnictw zawiera także w zestawie krążek DVD. Wideo traktowałem jako dodatek, chociaż nie ukrywam, że w kilku przypadkach wpłynęło ono na podniesienie ostatecznej noty i podniesienie albumu w rankingu o jedną pozycję.

10 NAJLEPSZYCH ALBUMÓW KONCERTOWYCH 2012 ROKU

10. Różni wykonawcy „Zaduszki Dżemowe Wojtka Klicha Live”
Zaduszki Dżemowe Wojtka Klicha – impreza w niektórych kręgach uznana już za kultową – w 2011 roku obchodziła swoją pełnoletniość. Z tej okazji organizatorzy postanowili koncert zarejestrować i dwanaście miesięcy później wydać w formie albumu (2CD). Utwory zmarłych gwiazd (Tadeusza Nalepy, Otisa Reddinga, Boba Dylana, Ryszarda Riedla i innych) zaśpiewali, jak zawsze, przyjaciele Klicha: Magda Stalmach, Sylwia Skowron, Ewelina Rapacz i Krzysztof Krupa. Swoje dodał także Marek Piekarczyk z TSA, w wykonaniu którego na krążku znalazły się dwie piosenki („Na wysoką wchodzę górę” i „Nie przejdziemy do historii”). Na płycie, oprócz utworów zmarłych przedstawicieli krajowej i zagranicznej sceny, pojawiły się także autorskie kompozycje Klicha.

9. Nippy Noya/Zbigniew Jakubek/Bernard Maseli „Live”
„Live” nie jest płytą, którą polubicie od razu. Przynajmniej tak było ze mną. Szanuję i lubię to, co muzycznego ma do zaoferowania Zbigniew Jakubek; Bernarda Maseliego również doceniam, jednak w pierwszym momencie materiał ten trzymał mnie trochę na dystans, nie dopuszczał do siebie. Swego rodzaju izolacja trwała do czwartego/piątego odtworzenia. Wtedy zaskoczyło. Wtedy zrozumiałem: nie chodzi o rozmach, chodzi o smaczki, krótkie fragmenty utworów, małe partie – nie zaś duże i rozbudowane części. To one – mniejsze motywy – tworzą tutaj jazzową melodię, która „wpada w ucho”, której chce się słuchać. Na krążku znajdziemy w sumie sześć kompozycji autorstwa Jakubka i Maseliego. W kwestii tej nieco w cieniu pozostał zagraniczny gość, którego nagrani nie zostały zawarte na albumie. „Live”, jako płyta koncertowa, ma jednak pewien mankament: niezarejestrowane reakcje publiczności, która – jak wiadomo – jest nieodzownym elementem występu na żywo. To jej ewentualny aplauz lub wyrażenie niezadowolenia sprawiają, że materiał różni się od nagrania studyjnego oraz nabiera dodatkowej wartości. Niby szczegół, ale ważny.

8. Naurasja „Live in Academia Theatre”
Na „Live in Academia Theatre” Neurasja przedstawiła w sumie sześć koncertowych wersji piosenek znanych z debiutanckiego albumu wydanego w 2011 roku. Aranżacje zgrabnie kontynuują to, co słyszeliśmy już na studyjnym krążku, jednocześnie wnosząc powiew nowego, dając szansę większego pola manewru w kwestiach instrumentalnych rozwinięć kolejnych utworów. Cała recenzja.

7. Różni wykonawcy „Życia mała garść”
Koncert niewątpliwie ciekawy w warstwie muzycznej (za aranżacje dla Adama Sztaby należy się, jak mawiamy na osiedlu, „dożywotni props”). Dobór artystów, którzy podczas opolskiego koncertu wykonali przeboje Kukulskiego i Jantar, w niektórych przypadkach mógł dziwić, jednak scena zweryfikowała wszystko. Osobiście duże pokłony oddaję Kasi Kurzawskiej, Dorocie Miśkiewicz i Natalii Lubrano.

6. Mikromusic „Mikromusic w eterze”
Koncertowy materiał to przede wszystkim piosenki z ostatniego, wydanego w 2010 roku, albumu „SOVA”. Najtrafniejszą rekomendacją całości będzie zdanie, jakie napisałem krótko po pierwszym odsłuchu: >>”Oczko” i „Jesień” wciąż brzmią zjawiskowo<<. Znalazło się tu także miejsce na utwory z debiutanckiego krążka oraz drugiego w kolejności "Sennika". Dawno już niegrane piosenki zostały odświeżone i "włożone" w nowe, akustyczne ramy. Do tego płyta DVD, którą chce się po prostu oglądać! Cała recenzja.

5. Led Zeppelin „Celebration Day”
Pięć lat przyszło nam czekać na zapis koncertu, jaki Led Zeppelin zagrali w londyńskiej O2 Arenie. Czy było warto? Oczywiście, że tak! Zobaczyć (nawet na DVD) i posłuchać (nawet dzięki płycie CD) muzyczną legendę to wyjątkowe przeżycie. Szczęśliwcy, którzy uczestniczyli w tamtym wydarzeniu sięgną zapewne po „Celebration Day” z łezką w oku; dla reszty materiał jest namiastką prawdziwego show autorstwa Jimmy’ego Page’a, Jasona Bonhama, Johna Paula Jonesa i Roberta Planta.

4. Illusion „Live”
Zespół Illusion powrócił w oryginalnym składzie i to już odnotować należy jako wielkie wydarzenie. Album DVD/CD z zapisem koncertu z listopada 2011 roku to tak naprawdę udokumentowanie tego faktu. Przyznaję, wielki fanem Tomasza Lipnickiego i spółki nie jestem, ale realizacja tego koncertu i jego zapis na DVD robią ogromne wrażenie. Człowiekowi robi się aż żal, że nie było go pod sceną podczas sopockiego występu.

3. Florence + The Machine „MTV Unplugged”
Florence jest zjawiskiem muzycznym, obok którego nie sposób przejść obojętnie. To samo tyczy się serii koncertów „MTV Unplugged”. Zestawienie razem brytyjskiego zespołu z akustycznym występem musiało więc zakończyć się sukcesem. W Nowym Jorku, w towarzystwie chóru gospel, Florence + The Machine wykonali swoje największe przeboje oraz dwa covery. Niektórzy psioczyli, że ostateczny efekt nie zawierał zbyt wielu smaczków. Naprawdę nie zawierał? To może ja słuchałem jakiejś innej płyty?

2. Prońko, Raminiak, Wendt „Recital Trio Live”
W październiku 2011 roku zarejestrowano jeden z koncertów Krystyny Prońko, który ostatniej wiosny wydany został w formie płyty. W towarzystwie Adama Wendta (saksofon) oraz Przemka Raminiaka (fortepian), polska wokalistka wykonuje anglojęzyczne standardy jazzowe (m.in. „God Bless The Childe”), motywy filmowe (walczyk z filmu „Halo Szpicbródka”) oraz swoje największe przeboje z „Jesteś lekiem na całe zło” na czele („na czele”, jak na czele, gdyż na prezentowanej płycie piosenkę tę znajdziemy na samym końcu). Jako swoisty bonus, dostajemy także nową wersję „Małych tęsknot” oraz polskojęzyczną wersję „I Got Rhythm”. Repertuar, jak widać, zacny, trójka wykonujących go artystów również niczego sobie – nie dziwić powinien zatem fakt, że album „Recital Trio Live” to jedna z tych płyt, które rzadko opuszczają odtwarzacz.

1. Coldplay „Live 2012”
Są trzy powody, dla których ta płyta okazała się liderem tego zestawienia. Po pierwsze, jestem fanem Coldplay. Nie ukrywałem tego nigdy, zatem dla stałych czytelników oraz osób mnie znających nie jest to żadna wielka nowość. Po drugie, do dzisiaj nie mogę przeboleć, że zabrakło mnie pod sceną wrześniowego koncertu, jaki Brytyjczycy zagrali w Warszawie. Po trzecie, właśnie fakt mojej absencji na wspomnianym koncercie nadaje płycie tej jeszcze większą wartość. Chris Martin i koledzy brzmią wspaniale, ja zamykam oczy i jestem tam obok nich, a później włączam DVD i widzę to morze kolorowego konfetti zasypującego scenę i publikę w najbliższej odległości.

Mateusz „Axun” Kołodziej

2 odpowiedzi na „[Podsumowanie 2012 roku] 10 najlepszych albumów koncertowych”

  1. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.

    Amon Tobin – ISAM Live

    Dziękuję, dobranoc.

    Polubienie

  2. Ile osób tyle opinii. Dzisiaj znajomy po lekturze tego zestawienia był wręcz oburzony, że nie uwzględniłem koncertowej płyty AC/DC. ;)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne