Oceana rok 2009 może uznać za udany (i to mimo tego, że jeszcze trwa!). Ta niemiecka piosenkarka zdobyła sobie serca fanów singlem „Cry, cry”, wywalczyła Słowika Publiczności na festiwalu w Sopocie i jakby tego było jeszcze mało, wydała całkiem udany debiutancki album.
Z tymi „czysto” niemieckimi wokalistkami to jest tak, że w ogóle nie są interesujące. Dopiero kiedy niemiecka krew zmiesza się z jakąś inną, najlepiej afrykańską, zaczyna się coś dziać. Tak było m.in. z Ayo (nigeryjsko-romskie pochodzenie z domieszką polskich genów!), tak jest też z Oceaną (jej ojciec ma karaibskie korzenie). Stąd też nietypowa, jak na Niemki, uroda obu pań oraz barwa głosu.

Oceana – „Supply Love” (okładka)
Gdyby ktoś zobaczył po raz pierwszy tą drobną, czarnoskórą panią i usłyszał jej wokal, pomyślałby zapewne, że to kolejna utalentowana dziewczyna rodem z USA, Anglii lub Czarnego Lądu. Głosowo bowiem do Europejek zakwalifikować jej nie można. Ta ciemna barwa jest dostrzegalna od pierwszych taktów „Pussycat on a Leash”, aż do kończącej płytę, bardzo spokojnej ballady „U Need a Hug”.
„Supply Love” stylistycznie to mieszanka soulu („Lala”), popu („Upside Down”), jazzu („As Sweet As You”) i funku („Bad Boy”), w której na dodatek znajdzie się też miejsce dla odrobiny bluesa („Baby Hold On”). Taka rozrzutność w stylach może zniechęcić potencjalnego słuchacza, jednak nie powinien się on od razu zrażać. Różnorodność nie jest aż tak zauważalna, bowiem zgrabnie dobrane melodie łączą się ze sobą wyśmienicie, a płyta stanowi jedną, spójną całość.
Kilka dni po zdobyciu Słowika Publiczności, Oceana w komentarzu na MySpace wyraziła duże zadowolenie z faktu, iż jest teraz w Polsce dobry czas dla jej muzyki. Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć nadzieję, że taki stan będzie trwał jak najdłużej, a sama artystka nie zaprzestanie promocji swojego albumu na Sopocie i w najbliższym czasie odwiedzi jeszcze kilka innych miast nad Wisłą.